Treść teledysku niejako narzuca skojarzenie z ostrością. Nie chodzi mi o amerykańską seksualną ostrość balansującą na krawędzi dobrego smaku - tego w klipach rodem z Korei tego nie ma za dużo. Nie to żeby Korea była siedliskiem maniakalnej pruderii, według której kobieta powinna chodzić w bezkształtnym worku po kartoflach, ale głębokie dekolty, a tym bardziej rozpasłe tyłki bezskutecznie usiłujące wyrwać się z okowów przyciasnych majtek to widok raczej rzadki w tamtych stronach. Co nie oznacza, że teledyski są wolne od seksualnego ładunku.
Po prostu K-popie do tematu zazwyczaj podchodzi się nieco subtelniej. Dużą uwagę zwraca się na makijaż czy kostiumy przylegające tam, gdzie trzeba. Jeśli idzie o goliznę, trzeba się zadowolić rękami, ramionami, no i przede wszystkim nogami. Ten klip to doskonały przykład koreańskiego podejścia - ma być zmysłowo, ale w granicach dobrego smaku. Oczywiście pozostaje kwestia pewnych różnic kulturowych i nieszczęsny temat ostrości...
Wrócimy do tego po klipie, bo boję się, że coś popsuję.
Na moment zajmijmy się jeszcze wielosmakowością. Tekst piosenki jest raczej gorzki. Podmiot liryczny (całe życie chciałem użyć tego sformułowania poza lekcją polskiego i nie dostać w zęby - internet wydaje się właściwym miejscem) żali się na wydzwaniającego po nocach toksycznego byłego. Tyle wystarczy wiedzieć - to tylko pop. Jak ktoś chce więcej, na YT jest wersja z polskimi fanowskimi napisami. Chyba nie myśleliście, że znam koreański? Jeszcze nie...
Szalonej, koreańskiej słodyczy w klipie ani piosence nie ma zbyt wiele, choć akcenty jak najbardziej są. Klip wprawdzie koniec końców jest nieco szalony, ale tego nie przeczytaliście, bo miałem o tym nie pisać. Sama piosenka jest bardzo ciekawa, bogata w różne aromaty, tworzące wyjątkową, ale nienachalną kompozycję.
To zasługa przede wszystkim dobrej produkcji (tu warto zauważyć, że jest to podejście numer dwa do utworu, który w pierwotnej (gorszej (aaaa, moje nawiasy mają nawiasy(sic!)) wersji był jedną z piosenek wypełniających wcześniejszą płytkę). Nawet nieco dziwny podkład, który w słuchawkach rozbrzmiewa już na samym początku, wraz z rozwojem piosenki bardzo ładnie komponuje się z subtelnymi gitarami (szczególnie tą basową), zróżnicowanym beatem i ciekawie zmieniającym się wokalem.
To właśnie bardzo ładna wstawka wokalna na początku piosenki, jest haczykiem, który łowi słuchacza na cały utwór, ale i reszta kompozycji jest dobra. Bardziej rytmiczne, na wpół rapowane sekcje bardzo płynnie przechodzą w śpiew korzystający z coraz większej skali głosu. No i dźwięk zajętej linii wpleciony w segmenty piosenki jest bardzo ładnym smaczkiem, szczególnie zważywszy na słowa piosenki.
Przeczytali? To tera klip:
UWAGA! Here be spoilers!
Em, tak... Nie obiecywałem, że będzie łatwo. No, ale kiedy w ósmej sekundzie klipu dziewczyny zaczynają tańczyć w maskach p-gaz, trudno nie czuć się ostrzeżonym. Właśnie zastanawiam się, czy zacząć od tego, co jest fajne, czy od tego, co jest dziwne...
Zacznijmy od egzotyki, żeby mieć ją z głowy. Tak - właśnie obejrzeliście blisko 30 sekund dziewczyn parskających szampanem w zwolnionym tempie - nie musicie mi dziękować. Bardziej... intrygujący(?) wydaje mi się sam motyw ataku gazem w akcie zemsty. Właśnie... Tutaj czynię pewne ciche założenie. Mianowicie zakładam, że one się mszczą, a nie wpadają na jakąś losową balangę i dla zabawy trują towarzystwo gazem.
W ogóle twórcy klipu chyba do samego końca nie przyszło do głowy, że trucie innych ludzi gazem jest powszechnie uważane za coś złego. Mam jakieś takie dziwne wrażenie, że tego całego końcowego revealu z papryką w pierwotnym drafcie nie było. Dopiero ktoś "z góry" obejrzał klip, zobaczył ciała bezwładnie leżące na podłodze i laski tańczące w maskach gazowych, podumał chwilę, po czym wywiązał się dialog:
- Wiesz, wszystko fajnie. Oryginalnie. Ale mam jedną wątpliwość. Trupy... Trupy mogą się nie sprzedać, nie dałoby się tego jakoś...
- Usunąć? - dokończył z idealną mieszanką oburzenia, obrzydzenia i przerażenia Pan Twórca?
- Ha, dobre! Usunąć! Nie no, gdzie usunąć, to by było zbyt radykalne - zresztą wiesz, że szanuję twoją niezależność artystyczną. Ale właśnie o radykalność chodzi, nie dałoby się tego jakoś... Załagodzić? Wiesz, obrócić w żart? Bo jednak, wiesz... Gaz... Trupy...
- Mogę zrobić tak, że na koniec wyjdzie, że ten gaz był z chili.
- No tak, to tłumaczyłoby kichanie... Tylko dlaczego oni wszyscy leżą bezwładnie na ziemi? Nie dałoby się czegoś z nimi... zrobić.
- Mam niewykorzystane ujęcie, w którym jedna statystka dopiero się kładzie.
- Może coś... więcej?
- Podobno szanujesz moją niezależność artystyczną. To mi brzmi jak nacisk.
<cisza>
- Wiesz, zapomnij, że w ogóle coś mówiłem... Papryka to świetny pomysł. Pewnie i tak nikt nie zwróci uwagi na te ciała. Nie przejmuj się, świetna robota, jestem bardzo zadowolony.
Oczywiście ostro tutaj konfabuluję. Ktoś "z góry" nigdy nie byłby tak wyrozumiały, ani tym bardziej uprzejmy - banda ignoranckich sku... Chyba znowu poczyniłem drobną dygresję.
Wracając do teledysku, warto przymknąć oko na drążony przeze mnie motyw ostrej papryczki i przyjrzeć się estetyce całego klipu, która również trzyma wysoki poziom. Przyznam się tutaj do jednego z moich rozlicznych dziwactw. W większości wypadków jakakolwiek soczysta odmiana czerwieni, szczególnie na kobiecie, strasznie mnie irytuje, wydaje mi się niezwykle pretensjonalna i w złym guście. Tutaj jakimś cudem twórcom nagrania udało się mnie nie odrzucić, chociaż z ekranu co rusz atakują mnie bardzo różne odcienie czerwonego.
Może właśnie umiejętne granie kolorem jest sednem estetyki tego wideoklipu. Przeważnie kiedy ktoś ucieka się do kolorystyki czerń-biel-czerwień, robi to po najmniejszej linii oporu, eliminując z rozgrywki pozostałe kolory. Tworzy to bardzo silny kontrast, a co za tym idzie obraz staje się agresywny, nieprzyjemny dla oka i na dłuższą metę monotonny.
W tym klipie jest inaczej. W segmentach z czerwienią pozostałe kolory nie są eliminowane, a jedynie tłumione. W efekcie to, co byłoby szare lub białe, w tym teledysku nosi lekki odcień błękitu, również odcienie czerwieni dzięki temu mogą być znacznie bogatsze. W innym segmencie cała scena dzięki podobnym zabiegom nabiera lekko sepiowego posmaku. Ciekawe jest też to, że sporą rolę w otrzymywaniu efektów kolorystycznych pełnią faktyczne fizyczne właściwości użytych materiałów i dobrze dobrane oświetlenie, czy makijaż.
Uch, chyba powinienem kończyć, bo nie tylko dywaguję na dziwne tematy, ale jeszcze na dodatek strasznie się rozpisałem, nie miało być tak długo. Następnym razem nie będzie TAK długo. Pewnie będzie INACZEJ długo, bo ja niestety tak już mam. Ale chociaż spróbuję się opanować. Jako, że dopiero zaczynam płodzić tego rodzaju twórczość, jestem otwarty na wszelkiej maści sugestie i komentarze (czyt. przeczytam, co macie do powiedzenia, ale i tak zrobię po swojemu).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz