wtorek, 25 czerwca 2013

YB - Mystery

Ten blog z założenia miał być zdominowany przez piosenki w wykonaniu pięknych koreańskich dziewczyn. Jak się jednak okazuje, nawet ja mogę odczuć chwilowy przesyt tematem. Nie zrozumcie mnie źle, profil bloga się nie zmienia, ale po tygodniach zdominowanych przez Lee Hyori i jej album "Monochrome" (>>TUTAJ<<) nadszedł tydzień kręcący się jedynie wokół After School i Sistar (główny wpis >>TUTAJ<<). Zeszły tydzień wydawał się nieco luźniejszy, ale znów zdominowany przez żeńską część sceny, a ten tydzień...

Cóż, w tym tygodniu pazury pokazało już Girl's Day, ale czekam na telewizyjne występy zespołu jako corpus delicti dla moich przemyśleń. Gdzieś tam przez tematyczne powiązanie majaczy też tekst o powrocie Dal Shabet. Do telewizyjnych występów z piosenką "Crazy" (>>TUTAJ<<) wraca Lee Hyori, więc w końcu powinien powstać obiecany zbiorczy tekst o jej promocjach. Pewnie nie podaruję sobie i z końcem miesiąca wrzucę jeszcze coś o występach After School. Gdzieś tam w głowie kołacze się pomysł, by skorzystać z żeńskiej dominacji i dać przekrojową próbkę koreańskich programów muzycznych. A na tym nie koniec.

Przyszły miesiąc to znów dziewczyny, dziewczyny, dziewczyny. After School zamknie koreańskie promocje i znów wyruszy do Japonii, możliwe że towarzyszyć temu będą nowe nagrania. Już na dniach szykuje się comeback 4Minute, które dopiero co - wbrew wszelkiej logice - dominowało listy przebojów z piosenką "What's Your Name?"(>>TUTAJ<<). Na sceny wrócić mają też debiutantki z Ladies' Code, które od początku mocno u mnie punktują. A i tak konkurencję pod dywan najpewniej zamiecie długo wyczekiwany powrót megaformacji 2NE1.

Co tu dużo kryć - z powyższych względów obiecałem sobie, że jak tylko wyskoczy jakiś temat nie będący girls bandem albo solistką, poświęcę mu wpis. Tak się składa, że akurat dzisiaj wyskoczył... Sęk w tym, że jest to temat dla mnie specyficzny - temat, który lubię, ale temat, o którym trudno mi się pisze. Co znajdziecie poniżej? Kawałek rocka, oczywiście w koreańskim wydaniu.



Zacznijmy może od samego zespołu. YB lub Yoon Do Hyun Band to weterani koreańskiej sceny. Grupa założona została wokól wokalisty i muzycznego producenta Yoon Do Hyuna. Debiutowali w 1994 roku, czyli blisko dwie dekady temu. Na przestrzeni tego czasu nie tylko zdobyli olbrzymią popularność w ojczyźnie, ale zyskali także nieco światowego rozgłosu, w ramach swoich tras koncertowych zwiedzili nie tylko Azję, ale także Europę i Amerykę.

Jeżeli idzie o sukces mierzony komercyjną miarą YB najcieplej powinno wspominać Mundial na koreańskich (i japońskich) boiskach. To ich piosenka zagrzewała kibiców i piłkarzy do walki na turnieju, zyskując zespołowi olbrzymią popularność wśród szerokiego i mocno zróżnicowanego grona odbiorców.

YB liczy sobie obecnie pięciu członków, są nimi wokalista i frontsman grupy Yoon Do Hyun, perkusista Kim Jin Won, basista Park Tae Hee oraz dwóch gitarzystów Heo Joon i brytyjczyk Scott Hellowell. Ten ostatni do formacji dołączył niedawno, bo w 2011 roku. Cała piątka pojawia się w teledysku podczas sceny u fryzjera, poza tym Yoon Do Hyun wciela się w głównego bohatera videoklipu.

No właśnie, przejdźmy do teledysku. Oglądam to już chyba nasty raz i wciąż mam problem z dokładnym ogarnięciem, o co w tym wszystkim chodzi. Albo jest tu gdzieś ukryta jakaś specyficzna symbolika, która do mnie nie trafia, albo ten teledysk to tylko dezorientacja kota zakrojona na szeroką skalę. Skłaniam się ku tej drugiej opcji, szczególnie zważywszy na to, że tytuł piosenki to "Tajemnica", a sam klip - nie wiedzieć czemu - uderza we mnie pythonowskim klimatem (ta przebitka na kadr w lesie - zupełnie jak sceny z rozbitkiem).

Słowa piosenki nie niosą tu szczególnej pomocy, przynajmniej dla mnie, bo widzę w nich jedynie męski wariant piosenki rozstaniowej (angielskie tłumaczenie >>TUTAJ<<). Przy czym nie mam zamiaru czepiać się tekstu - fajnie brzmi, jest dobrze zaśpiewany, a nie oszukujmy się - na całym świecie rockowe kapele też śpiewają tego typu teksty i mało kto próbuje strącić je za to z rockowego piedestału. Prawa rynku są bezwzględne, a wiadomo, że taka tematyka będzie się lepiej rozchodzić u masowego odbiorcy.

Od strony brzmienia nie jest to może nic nadzwyczajnego, ale za to zdecydowanie jest to moja bajka. Na poziomie kompozycji i aranżacji wszystko brzmi bardzo brytyjsko, a ja od małego jestem zwolennikiem wyspiarskiego szarpidructwa. Szacun przede wszystkim za bardzo przyjemne gitarki, które zdecydowanie łapią, o co chodzi w angielskim brzmieniu. No i refren niesie.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Chocolat - Black Tinkerbell

Macie czasami tak, że budzicie się z jakąś piosenką w głowie? Niepotrzebnie pytam - chyba każdy tak ma. Moje dzisiejsze przebudzenie było o tyle dziwne, że piosenki, która tak mocno - jak się okazuje - wryła się w moją pamięć, prawie wcale nie słuchałem - ot kilka odtworzeń kiedy zastanawiałem się czy poświęcić temu jakiś wpis czy nie.

Do tej pory lenistwo decydowało za mnie i za każdym razem piosenka wracała wraz z teledyskiem na zakurzoną półkę mojego umysłu podpisaną "do opisania później". Ale dzisiaj to dziwne przebudzenie w końcu pobudziło mnie do działania i właśnie zasiadam do klecenia kilku zdań na temat tego całkiem sympatycznego kawałka.



Szczerze powiedziawszy o samej piosence, czy teledysku nie da się za dużo napisać. Do dzisiejszego rana żyłem w przeświadczeniu, że jest to piosenka, która łatwo i przyjemnie wpada jednym uchem i równie łatwo i przyjemnie wypada drugim. Niby taki miły dla ucha, ale prosty i sztampowy elektroniczny popik...

A jednak kawałek chodził za mną cały dzień. I to w dodatku nie jakiś tam fragment refrenu tylko cała piosenka - przynajmniej rozumiana jako melodia. Gdybym umiał powtórzyć w myślach piosenkę w języku, którego nie znam, w pierwszej kolejności szukałbym jednak egzorcysty, a nie pisał o tym na blogu.

Mając chwilę na zastanowienie się nad tematem, dochodzę do wniosku, że o tym wryciu się w pamięć zadecydowała nie jedna rzecz, a złożenie kilku elementów. Piosenka jest - jak już wspomniałem - raczej prosta, a jednak pieruńsko melodyjna na wokalu. To raz.

Pod wokalem kryją się duże złoża całkiem intrygująco brzmiącej elektroniki, trochę w klimatach wczesnych lat 90-tych. Przemykają niezauważone, a jednak cały czas tam są i całkiem umiejętnie kontrapunktują delikatność wokali. To dwa.

Trzy to budowa piosenki. Powtórzę jeszcze raz - prosta i sztampowa, a jednak bardzo solidnie wykonana. Popatrzmy choćby na zwrotki. Kolejne wersy mają konstrukcję zdanie - pauza - dopowiedzenie. Kiedy słucha się piosenki, szczególnie przy tej stonowanej, dźwiękowo koncepcji, nie robi to wielkiego wrażenia, a jednak tak przedstawiony tekst jakoś lepiej zapada w pamięć.

Z kolei refen ma dużo słów i zwrotów po angielsku, co dla odbiorcy spoza Korei jest kolejnym atutem przy zapamiętywaniu utworu. Tekst piosenki jest czwartym elementem, bo choć może nie powala to według popowych standardów należy zaliczyć go do grona pomysłowych. Angielskie tłumaczenie >>TUTAJ<<.

Piątką wieńczącą dzieło jest spójność pomysłu. Piosenka opowiada o dziewczynie, której uczucie jest ignorowane przez mężczyznę. Sztampa. Ale pomysł, żeby porównać to wszystko do postaci Dzwoneczka z "Piotrusia Pana" jest już zgrabny i bardzo ładnie komponuje się z mięciutkim brzmieniem wokali. Teraz dodajmy do pomysłu tytułową czerń i mamy oddany smutek tekstu, ale dostajemy też pretekst by wsadzić w tło trochę tej intrygującej elektroniki, która ze zwykłym Dzwoneczkiem nie do końca szłaby w parze. No i dziewczyny w czerni całkiem nieźle wypadają. >>TUTAJ<< znajdziecie teledysk z całkiem dobrymi, polskimi napisami, jakby ktoś chciał sobie spojrzeć na całokształt.

Jeszcze zanim skończę, rzucę kilka słów o formacji, bo to ciekawa sprawa. Grupa debiutowała w połowie sierpnia 2011 w pięcioosobowym składzie, jednak Jaeyoon uczestniczyła w nagraniach i promocjach jedynie przy okazji pierwszego singla. Poważne kłopoty ze zdrowiem wykluczyły ją z uczestnictwa w drugim projekcie grupy (początek grudnia 2011).

Trudno powiedzieć jaki jest jej oficjalny status, bo oficjalnie nie usunięto jej ze składu grupy. Siłą rzeczy nie uczestniczyła ona także w trzecim projekcie zespołu w lutym 2012, a potem... Potem Chocolat w ogóle zniknęło z medialnych radarów. Wydana już blisko dwa tygodnie temu piosenk "Black Tinkerbell" jest pierwszym przejawem aktywności formacji od półtora roku. Biorąc pod uwagę, że Jaeyoon brak też na czwartym wydawnictwie grupy, można założyć, że Chocolat pozostanie czteroosobową formacją.

Inna ciekawa rzecz, na którą mogliście zwrócić uwagę oglądając teledysk. Część dziewczyn (konkretniej trzy spośród czterech - Juliane, Melanie i Tia) mają dosyć nietypową jak na Koreanki urodę. Szczególnie ich nosy rzucają się w oczy... To nie przypadek. Dziewczyny nazywają się odpowiednio Juliane Alfieri, Melanie Aurora Lee i Tia Hwang Cuevas. Wszystkie trzy są córkami koreańskich matek i amerykańskich żołnierzy stacjonujących w Korei, którzy - jak to Amerykanie - wywodzą swoje korzenie z różnych zakątków globu.

Jeszcze jeda ciekawostka dotycząca tej formacji to wiek Tii i Melanie - obie należą do rocznika 1997, co czyni je jednymi z młodszych wokalistek na koreańskiej scenie, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę moment debiutu. Z drugiej strony ich wiek może tłumaczyć tak długą przerwę pomiędzy nagraniami - możliwe, że rodzice naciskali, by dziewczyny nie opuszczały zbyt wielu zajęć szkolnych.

BONUS
Chocolat - "Black Tinkerbell" @ Show Champion 12.06.2013
Trochę szkoda, że dziewczyny po tak długim okresie nieaktywności powróciły na scenę akurat w momencie, kiedy aż roi się od żeńskich formacji, w dodatku także tych pierwszego formatu.


piątek, 21 czerwca 2013

Odd Eye - 따라하기 바쁜걸 (Catch Me If You Can)

Dziewczyny z Odd Eye debiutowały tydzień temu ze swoim pierwszym singlem. Piosenka "Catch Me If You Can" (bo chyba na takim angielskim tytule ostatecznie stanęło) z miejsca przykuła moją uwagę i chciałem coś o niej napisać. A jednak odwlekałem sprawę z dwóch względów. Po pierwsze youtube'owy tytuł zawiera enigmatyczny dopisek "(kor ver.)", więc po cichu liczyłem na szybkie wypuszczenie wersji anglojęzycznej. Niestety, póki co w internecie nie mogę znaleźć nawet zwykłego tłumaczenia.

Po drugie, teasery i teledysk przebiły się do mainstreamowych mediów, a dziewczyny na swoim kanale zaprezentowały nagranie z trenigów do występu telewizyjnego - dlatego liczyłem, że doczekam się ich w którymś z dużych programów muzycznych. Niestety Odd Eye fatalnie wybrało moment na debiut, bo telewizje nie wyrabiają z upychaniem w swoich programach całkiem mainstreamowych występów popartych plecami w dużych wytwórniach. Konkurencja jest po prostu olbrzymia.

Cóż, może doczekam się i angielskiej wersji klipu, i występu telewizyjnego, ale dłużej zwlekać z tym tekstem nie zamierzam. Choćby dlatego, że dziewczyny zasługują na trochę uwagi i promocji. Szczerze powiedziawszy nie chodzi nawet o jakość ich debiutu. Po prostu strasznie podoba mi się ich muzyczny pomysł na siebie i to, że próbują z tym pomysłem trafić do mas, a nie kryć się gdzieś po kątach.

Jaki jest ten pomysł, zapytacie? Do pewnego momentu wydaje się standardowy - trzy ładne, zgrabne dziewczyny (jak to w k-popie) trochę śpiewają, trochę tańczą, trochę rapują. Gdzie więc haczyk? Cóż, one w pierwszej kolejności są triem smyczkowym.

Uwaga, teledysk dla pełnego efektu polecam oglądać w trybie pełnooekranowym.



Zacznijmy od samego utworu. Ponieważ wiem, że zaglądają tutaj osoby z pewnym muzycznym obyciem, szczególnie w temacie muzyki klasycznej, z miejsca zaznaczę, że doskonale zdaję sobie sprawę, co to tak naprawdę jest. Dziewczyny wzięły na tapetę Szostakowicza i jego VIII kwartet smyczkowy c-moll, op. 110. To, co słyszymy w tym nagraniu, to jedynie fragmencik całości (dla ciekawych, poniżej).



Ale jest to fragmencik całkiem zgrabnie wyselekcjonowany. Słychać, że dziewczyny wiedziały, czego szukają i co chcą osiągnąć. Wybrane fragmenty to bodaj najżywsze partie całej kompozycji, silnie nasycone dramaturgią i podświadomie wywołujące gęsią skórkę w słuchaczu. W samych nutach, ale także w sposobie ich zagrania, jest coś, co kojarzy się z kinem grozy, szczególnie tym czarno-białym.

Wokal i beat również zostały zgrabnie wkomponowane w całość. Szczególnie sekcja rytmiczna przypadła mi do gustu, wnosząc do całości sporo nowości. Jest w niej coś takiego, że nie tylko przenika poprzez uszy do mózgu, ale idzie gdzieś dalej, wędruje przez ciało szukając ujścia - czy będą to ręce, czy będą to nogi - nieważne, jakaś część ciała podchwyci ten rytm. A jednocześnie beat potrafi zgrabnie trzymać się drugiego planu, w żadnym momencie nie wypychając się przed muzyczne meritum. No i trzeba przyznać, że swoim brzmieniem po prostu pasuje do tej kompozycji.

Wokale już aż tak bardzo nie przypadły mi do gustu (choć wciąż trzymają poziom), bo gdzieś brakuje mi w nich dostatecznej mocy. Na pewno są ciekawe od strony samych proponowanych dźwięków - starają się mieć w sobie ten nowoczesny posmak brzmienia ulicy, a jednocześnie jest w nich ten bardziej tradycyjny, muzyczny sens i czucie tworzywa. Mam nawet takie odczucie, że im bliżej dziewczynom do bardziej klasycznego, melodyjnego brzmienia, tym ich głosy wypadają lepiej.

Sama kompozycja - nawet biorąc pod uwagę, że lwia jej część to gotowe klocki - wydaje mi się nadzwyczaj zgrabna. Jak już wspomniałem, słychać, że brzmienie zostało dobrane nieprzypadkowo i w całej kompozycji chodzi o uwypuklenie pewnych odczuć. Elementy zapożyczone zostały ułożone w pewną zakmkniętą całość, pasującą do popowej konwencji zwrotki i refrenu, a autorskie dodatki nie tylko nie kłócą się z brzmieniem klasycznej bazy, ale bardzo zręcznie się w nią wpasowują.

Chyba jedyny kompozycyjny zgrzyt odczuwałem przy przejściu między zwrotką a refrenem. Przeskok wydawał mi się zbyt nagły, nieprzygotowany, pomimo tego, że piosenka na łączeniu "bierze oddech". Jednak naumyślnie stosuję tutaj czas przeszły, bo moje zastrzeżenia tyczyły się dwóch, może trzech pierwszych przesłuchań i równie dobrze mogły płynąć z tego, że refren został wykorzystany w teaserach, które przesłuchałem niezliczoną liczbę razy i sam efekt większego osłuchania z tym fragmentem mógł wywoływać u mnie to odczucie niespójności.

To jeszcze kilka słów o teledysku, który urzekł mnie nadzwyczajną mieszanką prostoty i wyrafinowania. Od strony technicznej pomysł jest raczej prosty w realizacji, w dodatku podobne zabiegi zwielokrotniania/lustrzanego odbijania obrazu należą już do historii tworzenia teledysków.  A jednak wykonanie tego klipu, a raczej jeden jego konkretny aspekt, czynią ten teledysk czymś wyjątkowym. Powiązanie obrazu z muzyką. Niby taka prosta rzecz, wydawałoby się fundament każdego teledysku, a w dzisiejszych czasach wielu twórców kompletnie o tym zapomina.

W wypadku klipu do piosenki Odd Eye, to powiązanie jest w zasadzie sednem całego pomysłu i odbywa się na wielu poziomach. Różnorodne kształty pojawiające się na ekranie są nierozerwalnie powiązane z rytmem piosenki, a jednak - przez to, że konfiguracje kształtów niesustannie się zmieniają - nie tylko nie ma w nich monotonnii, ale wręcz dodają one życia do tego obrazu, w pewnym sensie prowadzą bardzo specyficzną narrację.

Drugim elementem jest właśnie efekt odbicia, który z kolei powiązany jest z melodią - kolejne przewijające się kadry cechują się większą płynnością przejść lub większą gwałtownością - w zależności od towarzyszącej muzyki.

Następnym aspektem jest sam dobór kadrów, który pomaga eksponować różne warstwy utworu. Kiedy obraz koncentruje się na twarzach śpiewających dziewczyn, siłą rzeczy nasz słuch bardziej będzie koncentrował się na wokalach, kiedy widzimy instrumenty, więcej uwagi poświęcimy właśnie im, a kiedy obraz dominują kształty, zajmie nas rytm piosenki.

Na koniec pozostaje stylizacja. Dziewczyny, a nawet ich instrumenty, wyglądem są dopasowane do tej nowoczesnej, lekko zadziornej koncepcji, jaką niosą ze sobą wokale, a jednocześnie nie jest to jakaś przesadnie uliczna moda, która kłóciłaby się z klasycznym brzmieniem smyczków. No i jest też czarno-biały filtr, czasem wzbogacony o różnego rodzaju szumy, który nie tylko pomaga zachować spójność obrazu i skupić uwagę widza na wcześniej wypunktowanych przeze mnie elementach, ale w dodatku w niepretensjonalny sposób potęguje klimat samego utworu. No i smaczkiem jest odwołanie do nazwy grupy - Odd Eye czyli po naszemu różnobarwność tęczówki, dość często spotykana m.in. u kotów (stąd kocie logo grupy).

To jeszcze tak na zakończenie wersja występowa. Nie mam pojęcia, czy one autentycznie grają tutaj na instrumentach i szczerze powiedziawszy... nie ma to większego znaczenia, bo jeżeli przyjdzie im wystąpić w jakimś mainstreamowym programie, to i tak nikt im nie pozwoli grać na żywo. Tak to działa w Korei. Natomiast sam układ bardzo mi się podoba, niby takie-tam chodzenie, ale każdy krok, każde tupnięcie, jest świetnie zgrane z beatem utworu.



I tak na absolutny koniec, jakby ktoś podważał, czy dziewczyny potrafią grać na swoich instrumentach, przeuroczy cover przeboju Cho Yong Pila pod tytułem "Bounce".

środa, 19 czerwca 2013

Lee Hyori - Crazy

Ponieważ dzisiejszy wpis będzie raczej króciutki, więc już na wstępie pozwolę sobie odejść od tematu. Kiepskie wiadomości z Korei, bo After School się wykrusza. Najpierw uraz Lizzy, a teraz Nana wylądowała w szpitalu. Wątpliwe by któraś z dziewczyn wykurowała się przed końcem promocji, więc grupa będzie kończyła je w szóstkę. Więcej na temat urazu Nany na końcu >>TEGO<< wpisu.

No dobra, ale dzisiaj nie o After School. Dzisiaj kolejny wpis o Lee Hyori. Przykro mi, nic nie oporadzę, kobita wydała bardzo fajny album, a teraz wypuszcza równie fajne teledyski. Najpierw był rewelacyjny, pre-releasowy klip do "Miss Korea" (>>TUTAJ<<), potem główny track albumu - "Bad Girls" (>>TUTAJ<<) - również doczekał się całkiem zgrabnej wizualizacji. A dosłownie kilka dni później ujawniono minimalistyczny, ale nastrojowy teledysk do duetu "Amor Mio" z Park Ji Yongiem (>>TUTAJ<<).

Jednak już wtedy wiedziałem, że to nie koniec teledysków, bo do mediów przenikł ciekawy kadr zapowiadający jeszcze jedno nagranie. Co przedstawiał kadr? Lee Hyori przebraną za mężczyznę.



Co do piosenki, to nie napiszę tutaj wiele więcej niż w recenzji albumu (>>TUTAJ<<) Tak się składa, że Crazy to jedna z piosenek, które mniej przypadły mi do gustu. Nie oznacza to w żadnym razie, że jest z nią coś nie tak, po prostu jakoś mnie nie porwała, a całe wydawnictwo jest po prostu bardzo dobre i znalazło się na nim wiele wyraźnie ciekawszych piosenek.

A jednak to rytmiczne, elektroniczne brzmienie przez swoją lekkość i błahość bardzo dobrze komponuje się z żartobliwym klimatem teledysku. Ciekaw jestem czy najpierw wybrano piosenkę i to do niej dorobiono ten klip, czy też może było odwrotnie - najpierw ktoś wpadł na pomysł klipu-dowcipu, a potem dobrano do niego najbardziej pasującą klimatem piosenkę?

W każdym razie efekt końcowy jest niezwykle spójny. Kolejne przejścia pomiędzy kadrami świetnie współgrają z rytmem. Również kolejne demonstracje szelma-manier męskiej inkarnacji "bad girl" wydają się być ściśle powiązane z rytmem utworu, a przecież już sama piosenka należy do wybitnie rytmicznych. Pozostając przy kwestii spójności muszę też wspomnieć o retro-stylizacji. Jak nie przepadam za pin-upem, tak tutaj został on świetnie wykonany i w dodatku jest całkowicie uzasadniony muzycznymi inspiracjami dla towarzyszącego utworu.

Wiem, że klip ten w jakiś sposób ma promować czwartą edycję programu telewizyjnego "Challenge Super Model Korea" (czyli coś w stylu naszego "Tap Madyl"), ale nie wiem czy dziewczyny z teledysku to uczestniczki programu. To jednak wydawałoby się logiczne. W każdym razie moją faworytką jest zdecydowanie pani nalewająca benzynę.

Coś jeszcze powinienem napisać? A, chyba nie wspomniałem jeszcze, że Lee Hyori w tej nieoczekiwanej roli wypada znakomicie. Styliści również spisali się na medal, choć chyba doszło do jednego przeoczenia - mam wrażenie, że Lee Hyori jako mężczyzna ma długie paznokcie. Na szczęście nie rzuca się to natychmiast w oczy, bo dłonie, kiedy tylko nie podszczypują dziewczyn, natychmiast lądują w kieszeniach.

wtorek, 18 czerwca 2013

Lim Kim (Kim Ye Rim/김예림) - All Right

Jakieś dwa tygodnie temu >>TUTAJ<< pisałem o drobnym klipie, który zapowiadał solowy debiut Lim Kim. Piosenka była przeurocza, a jej muzycznym sednem był wokal Lim Kim. Dziewczyna dysponuje przepiękną, charakterystyczną, ciepłą barwą, która z miejsca urzeka. Ponadto widać, że trafiła w dobre ręce, bo pre-relesowa kompozycja nie tylko trzymała wysoki poziom, ale w dodatku była świetnie dopasowana pod głos piosenkarki.

Dlatego też zanotowałem sobie w pamięci, by mieć oczy i uszy szeroko otwarte, bo za dwa tygodnie doczekam się pełnoprawnego debiutu. Mądrzejszy o kilka przesłuchań piosenki promującej mini-album, stwierdzam konieczność stworzenia nowej notatki w swojej głowie. Notatka jest zwięzła: "Lim Kim - przyszła gwiazda".



W zasadzie nie wiem jak ugryźć opisanie tej piosenki, bo jedyne, co przychodzi mi teraz do głowy to to, że zamiast czytania moich pochwał, na pewno przyjemniejsze będzie kolejne przesłuchanie. Barwa Lim Kim jest naprawdę niebanalna i już samo to mogłoby uciągnąć wiele utworów. Ale efekt wydaje się być zwielokrotniony.

Jedna rzecz, że wokalistka dobrze panuje nad swoim głosem i wie, co z nim zrobić, żeby okazał się prawdziwym asem atutowym. Ale równie istotna jest ta sama świadomość po stronie producentów z nią współpracujących. Tak jak i "Colorring", ta piosenka wydaje się uszyta na miarę dla jej głosu.

Najciekawsze jest dla mnie jednak to, że po czasie stwierdzam, że najmocniejszym punktem całego nagrania jest to, do czego miałem największe pretensje przy pierwszych przesłuchaniach - sam muzyczny pomysł na tę piosenkę.

Bardzo łatwo przyszło mi zachłyśnięcie się barwą Lim Kim, tym jak bez wysiłku przechodzi przez kolejne dźwięki, jak zgrabnie prowadzi melodię i jak nastrojowo pozwala wybrzmiewać nutom. I miałem z tego powodu drobne pretensje do kompozytorów. Od strony wokalu i tekstu piosenka jest bardzo monotonna, cała muzyczna zabawa dzieje się w podkładzie. Szeroka gama zastosowanych instrumentów, dźwięków, efektów i chwytów tworzy w tle bardzo bogatą wariację brzmień. Na pierwszym planie wciąż jest wokalistka, a jednak ten zabieg wydaje się nieco umniejszać jej wadze.

Na szczęście przystanąłem na chwilkę, popatrzyłem na tekst, popatrzyłem na klip i od tamtej pory nie mogę przestać się śmiać oglądając ten teledysk. Przy czym nie jest to śmiech z gatunku "oglądam kabareciarzy", to jest raczej śmiech z gatunku "oglądam scenę w tawernie z Bękartów Wojny". Krótko mówiąc dowcipem nie jest dowcip, a pewien szerszy pomysł i jego wykonanie.

Angielskie tłumaczenie słów znajdziecie >>TUTAJ<<. Ta piosenka tak naprawdę jest o upierdliwym gościu, który najpierw z dziewczyną zerwał, a teraz próbuje "zachować się z klasą" i w kółko dopytuje co u niej, bardziej po to, by poprawić własną samoocenę, niż z faktycznej troski. Dziewczyna z jednej strony tym dotkliwiej odczuwa rozstanie, bo on wciąż kręci się wokół niej, a z drugiej strony jest znużona i zażenowana jego zachowaniem.

I tu dopiero na scenę wkracza pomysł na sprzedanie tego wszystkiego słowami. Bo pewnie, można to wszystko napisać wprost, pięknymi zdaniami - w lepszym wypadku wyjdzie patetyczna martyrologia lub umoralniająca prelekcja, w gorszym czczy banał. Ale można też zrobić tak, jak zrobili to autorzy tej piosenki. Można napisać względnie prosty tekst, a samą upierdliwość faceta, emocje odczuwane przez dziewczynę, wydźwięk całości - to wszystko sprzedać gdzieś między słowami, za pomocą muzyki, za pomocą głosu wokalistki, za pomoca teledysku, ale także za pomocą zapętlonego do granic przyzwoitości tekstu. Bo przecież ona te wszystkie znudzone "all right" nie kieruje do ściany, tylko do wciąż "troskliwego" byłego. W tym kontekście sensu zdobywa nawet ta dziwna, męska wstawka w środku utworu, która ma podkreślać faktyczną beztroskę mężczyzny.

Teledysk jest przedłużeniem tej treści. Widać to choćby na przykładzie tego męskiego przerywnika. Facet niby przejęty dalszym losem swojej byłej, zapewnia ją jaka to ona wciąż dla niego ważna, a w międzyczasie wywija break-dance na parkiecie. W ogóle cały teledysk jest niezwykle udany, posczególne sceny obrazujące namolność byłego są nie tylko zabawne i pomysłowe, ale wykonane z dużym wyczuciem smaku i idealnie wkomponowane w stylizację obrazu, która z kolei idzie ramię w ramię z klimatem muzyki.

Mógłbym tu wyliczać wszystkie kolejne smaczki, jak choćby Lim Kim uciekającą przed goniącym ją scenicznym światłem (bogowie, kolejna rzecz, którą umiem nazwać jednym słowem po angielsku, a polskiego odpowiednika nie znam - może zbyt śmiało zakładam, że w ogóle istnieje). Mógłbym, ale nie ma to chyba większego sensu, więc tylko dodam, że mój uśmiech zawsze budzi plaskacz wymierzony odwróconej głowie na portrecie.

Ale tak naprawdę klip kradnie sama Lim Kim, która jest w nim niesamowicie urocza i wiarygodna. I tutaj rodzi się w zasadzie jedno pytanie - ile czasu będzie potrzebowała, by zdobyć mainstreamową popularność. Wytwórnia chyba bardzo chciała proces przyspieszyć wypuszczając "pościelowy" teaser tej piosenki. Czy jej się udało, dopiero się przekonamy, bo z jednej strony krótki klip zyskał uwagę publiczności, ale z drugiej strony była to uwaga raczej negatywna - opinii publicznej nie przypadło do gustu świecenie tyłkiem. Biorąc pod uwagę, że dziewczyna jak mało kto nie potrzebuje tego typu promocji, jestem skłonny stanąć po stronie rozwścieczonego tłumu.



Co do samego mini-albumu, to oprócz "All Right" i "Colloring", znalazła się na nim mało ciekawa piosenka duetu Togeworl zatytułowana "Number 1" oraz dwie premierowe piosenki samej Lim Kim. Obie bardzo sympatyczne, utrzymane w podobnym, subtelnym klimacie. Na dodatek wytwórnia okazała się na tyle miła, by udostępnić te piosenki na swoim kanale YT.

Lim Kim - "Alice"



Lim Kim - "Like You Know It All"



BONUS
Jeżeli czytaliście mój poprzedni wpis o Lim Kim, to wiecie, że należy ona do duetu Togeworl, który startował w programie telewizyjnym "Superstar K3". Co ciekawe, do programu dostali się poprzez casting w... Nowym Jorku. Pnieważ znaczniki czasem działają - czasem nie, dodam że klip można przewinąć do 0:52, a może nawet ciutek dalej.



Zamieszczę jeszcze jeden ich występ, nie oszukujmy się - nieszczególnie udany, ale warto posłuchać jak Lim Kim radzi sobie z refrenem. Występ zaczyna się 1:04.


poniedziałek, 17 czerwca 2013

Ivy - I Dance (feat. Yubin)

Bogowie, ale się tego nazbierało przez miniony tydzień. Mam już z 4 czy 5 piosenek do opisania, a przecież w tym tygodniu szykują się następne interesujące premiery. Ba, wszystko wskazuje na to, że przyszły tydzień też będzie miał coś ciekawego do zaoferowania, i jeszcze następny...

Prawda jest taka, że na koreańskim rynku jest już tak wielu wykonawców, że bezkolizyjna rotacja wydaje się niemożliwa - jedna duża premiera musi zachodzić na drugą, czasem nawet na kilka. Rok ma tylko 52 tygodnie z hakiem. A przecież cały czas nie dość, że mamy debiuty nowych grup i solistów, to jeszcze ich bardziej doświadczone koleżanki i koledzy wcale nie myślą o schodzeniu ze sceny.

Jednak takie bogactwo wzmaga też konkurencję, a to z kolei wspomaga pomysłowość twórców. Oczywiście jest też sporo sztampy i pewnych podgatunkowych norm. Ale od czasu do czasu ktoś musi wyskoczyć z czymś świeżym, albo przynajmniej pomysłowo wykonanym.

Tak się składa, że obok premier After School i Sistar, którym poświęciłem cały miniony tydzień (główny wpis >>TUTAJ<<), pozostałe nagrania zaprezentowane w tamtym czasie należą właśnie do tych pomysłowych. Na bohaterkę dzisiejszego wpisu wybrałem Ivy. Między innymi dlatego, że jest ona wystarczająco uznaną marką w k-popowym światku, by myśleć o wtrąceniu się w pojedynek dwóch topowych żeńskich formacji. W dodatku jej nowe nagranie wydaje mi się naprawdę udane.



Bardzo ciekawa kompozycja. Miesza klimatycznie zaaranżowane tango, pełne dramatycznych dźwięków instrumentów smyczkowych, z nowoczesnym, elektronicznym beatem. Przy czym ciekawy jest nie tylko sam pomysł, ale i jego wdrożenie. O ile beat i niższa część partii instrumentalnych przez całą piosenkę z grubsza biegną swoim torem, o tyle w wierzchniej warstwie kompozycji jest sporo dynamiki pomiędzy podkładem a linią wokalu.

W pierwszej części utworu akcenty instrumentalne i wokal naprzemiennie zostawiają dla siebie miejsce. Jednocześnie ta rozdzielona forma współpracy między wokalem i tłem sprawia, że wokalistka ma dużo miejsca i swobody na interpretowanie swojej partii, bo nic nie ogranicza przebiegu melodii jaki obierze. Jednak nawet tak ciekawy pomysł rozciągnięty na dwie minuty musiałby stać się monotonny, więc piosenka robi ukłon w stronę konwencjonalnej popowej budowy.

W pierwszej części utworu mamy do czynienia z klasyczną budową zwrotka-przejście-refren. Zwrotka jest tą częścią piosenki, gdzie Ivy może pobawić się materiałem, który dostała. Jednak w przejściu zaczyna się nachodzenie partii wokalnych na instrumentalne i powolne wiązanie tych dwóch wątków w całość, której zwieńczeniem jest już całkiem zespolony refren. Wciąż podporządkowany pod głos wokalistki, ale jednak ograniczony podkładem.

Jednak na tym koniec konwencji, bo po dwóch minutach piosenka zaczyna się zmieniać. Najpierw wchodzi całkiem długi i całkiem sprawnie wykonany rap w wydaniu Yubin z formacji Wonder Girls. Rapowa wstawka nie jest może niczym nadzwyczaj ciekawym, choć jest to na pewno element dość niespodziewany w takiej kompozycji. Tym bardziej miło posłuchać, że został zgrabnie wkomponowany w całość. Bo z jednej strony nie kłóci się z pierwszą częścią utworu, choćby ze względu na nowocześnie brzmiący beat, a z drugiej strony gwarantuje o wiele płynniejsze przejście do drugiej części utworu.

Drugą część można by od biedy podciągać pod klasyczną konwencję popowego mostu i finału, choćby z racji tego, że na pewnym elementarnym poziomie to jest ta sama linia melodyczna. A jednak aranżacja drugiej części piosenki jest zaskakująca i w pewien sposób muzycznie satysfakcjonująca. Nie jestem jakimś fanem elektroniki, ale tutaj to stopniowe wypieranie instrumentalnego tanga przez nowoczesne, dynamiczne, elektroniczne brzmienie po prostu sprawia mi przyjemność.

Ale najfajniejsze w tym kawałku jest chyba to, że jego muzyczna odmienność nie jest pomysłem samym w sobie, ale idzie dalej i wiąże się także ze słowami utworu. Co znaczy "I Dance" chyba tłumaczyć nie muszę. Tłumaczenie jakim torem szło rozumowanie komponującego piosenkę JYP (tak, tego JYP, szefa JYP Entertainment, stajni m.in. Wonder Girls), kiedy kojarzył tango i elektronikę, również wydaje się zbyteczne. Mogę za to podrzucić angielskie tłumaczenie słów. Może nie powalają, ale jak na zwykły pop trzymają poziom. Znajdziecie je >>TUTAJ<<.

Teledysk też jest zgrabnie nakręcony, choć nie jest już aż tak ciekawy jak piosenka. Po prostu nie widzę w nim jakiegoś głębszego pomysłu, a przynajmniej takiego, który faktycznie wiązałby się z piosenką. Rozumiem, że różne formy niewoli i pęta oplatające uciekającą Ivy mają symbolizować jej powracającą tęsknotę, która nie pozwala jej normalnie żyć. Może to i zgrabne, ale trochę mało, żeby od razu chwalić. Lustra będące bezpośrednim nawiązaniem do tekstu to też miły akcencik, ale nic więcej.

A jednak teledysk jako wizualizacja do piosenki sprawdza się znakomicie. Głównie dlatego, że zaprezentowany obraz jest niezwykle plastyczny. Dobór kształtów, kolorów, kadrów, oświetlenia - określić to mianem bezbłędnego to chyba trochę mało. Ten teledysk ma swoją wyrazistą estetykę, która w dodatku genialnie wpasowuje się w brzmienie i klimat utworu.

Jeżeli miałbym się czegoś przyczepić wizualnie, to niektórych ubrań. Główna czarna suknia wokalistki - wygląda fajnie, ale kiedy w końcówce Ivy zaczyna bardziej żywiołowo tańczyć, wygląda trochę jak zakonnica, która próbuje być fajna. Pozostałe kreacje Ivy... Może jestem cynicznym, zboczonym starcem, ale jakkolwiek efektowne i zgrabne te kreacje by nie były, to zdają się być... Dobra, ja rozumiem - kobieta ma czym oddychać i nie musi z tego powodu chodzić w bezkształtnym worku po ziemniakach. Ale jedno nie starać się zakryć, a drugie robić specjalne, odkrywające wywietrzniki. No i ta stylizacja nie służy Yubin, ale spójność to spójność.

BONUS
Ivy - "I Dance" feat. Yubin of Wonder Girls @ Music Core 15.06.13


niedziela, 16 czerwca 2013

Starcie czerwca: Sistar vs After School [pojedynek]

Może trwało to dłużej niż bym się spodziewał, ale poukładałem sobie nareszcie to wszystko w głowie i jestem gotów spisać swoje przemyślenia. Zapraszam więc na najgorętszy pojedynek czerwca, a może i w ogóle tego lata!

W czerwonym narożniku cztery zmysłowe panie - Bora, Dasom, Soyou i Hyorin. Powitajcie zeszłoroczne mistrzynie letniego grania, sceniczne czempionki minionego roku - grupę Sistar! Do tego starcia przygotowywali ich ludzie ze studia Double Kick - ci sami, którzy stali za zeszłorocznym triumfem z piosenką "Loving U" (>>TUTAJ<<).

W niebieskim narożniku z chęcią stanąłbym sam, bo aż roi się w nim od pięknych kobiet. To Jungah, Jooyeon, Uee, Nana, Raina, Lizzy, E-young i Kaeun - znane jako roztańczona, wygimnastykowana formacja After School. Dziewczyny mają chyba zamiar okraść rywalki ze wszystkich bereł i koron jakie znajdą, bo przed walką wyglądały dość bojowo. Ale co się dziwić, jeszcze nie tak dawno temu to one uchodziły za najseksowniejszą grupę z najciekawszymi choreografiami. W zemście pomóc ma im hitowy producent - Brave Brothers, niedawno zdradzony przez Sistar na rzecz Double Kick.

Na ringu już zaczyna iskrzyć i chyba dłużej nie da się wstrzymywać tej konfrontacji. Zainteresowanych kulisami przygotowań odsyłam do meczowego programu (>>TUTAJ<<), a my przystępujemy do walki.

Sistar - "Give It To Me", więcej o piosence i teledysku >>TUTAJ<<



After School - "First Love", więcej o piosence i teledysku >>TUTAJ<<



Runda I - piosenka
Sistar zaczęło bardzo żywo, z dużą energią, After School wydaje się znacznie bardziej pasywne. A jednak dziewczyny z niebieskiego narożnika nie ustępują pola konkurentkom i bardzo zgrabnie się bronią. To pojedynek na bardzo wysokim poziomie, choć muszę też przyznać, że obie strony widziałem już w lepszej formie. Widać, że trenerzy świetnie przygotowali obie strony do walki wzmacniając atuty i zakrywając słabości. Jeżeli runda potrwałaby trochę dłużej, Sistar z pewnością opadłoby z sił, podczas gdy wydaje się, że After School mogłoby bronić się w nieskończoność. A jednak na koniec rundy zwycięstwo na punkty musi paść łupem Sistar.

Obie piosenki to dwie różne bajki. "Give It To Me" to dynamiczny kawałek, w którym pobrzmiewają lekkie inspiracje disco, choć bez charakterystycznego beatu. "First Love" to wolniejsze nagranie, które można podciągnąć pod balladę, choć jego tempo nie jest do końca rozwleczone i piosenka ta też ma trochę życia. Jest po prostu znacznie bardziej wyciszona. Obie grupy miały już lepsze single, co nie oznacza, że te piosenki nie są materiałem na duże przeboje - wręcz przeciwnie. Na dłuższą metę mam wrażenie, że przyjemniejsze jest nagranie After School, ale przy pierwszych przesłuchaniach triumfować musi żywiołowe, popisowe  Sistar. No i trzeba docenić to, że Sistar dysponuje lepszymi głosami, co po prostu słychać.

Pierwsza runda na korzyść Sistar.
Sistar             1
After School    0

Runda II - teledysk
Poziom pojedynku nieco się opuścił, choć wciąż mamy do czynienia ze świetnym widowiskiem. W tej rundzie role się odwróciły. Sistar stawia na technikę i uniki, cały czas jest jednak w defensywie. After School może nie ma zbyt wielu pomysłów, ale zadaje szybkie, silne ciosy. Sistar próbuje uciekać, uchylać się i choć nie robi niczego źle, za każdym razem kiedy napatoczy się na pięść AS, jest blisko knock downu. Próby kontry w wykonaniu Sistar wydają się przekombinowane i wysoce nieskuteczne. Na koniec rundy obie strony są w stanie stać na własnych nogach, ale Sistar wygląda jakby oberwało po głowie o jeden raz za dużo.

Choć w zamyśle oba teledyski mają ociekać seksapilem, zwycięzca może być tylko jeden - After School. Paradoks polega na tym, że klip AS wygląda na znacznie... tańszy. Inaczej rzecz ujmując - jest po prostu bardzo prosty. Ale wygrywa, bo klip Sistar próbuje być wyszukany wizualnie, choć tak naprawdę też jest prosty i mało pomysłowy. W dodatku w klipie Sistar nie ma w zasadzie nic ciekawego poza samym Sistar - poszatkowanym diabelnie szybkimi zmianami kadrów. Teledysk AS też koncentruje się na dziewczynach, ale znacznie lepiej radzi sobie z ekspozycją. No i ze względu na choreografię po prostu musi być efektowny.

Druga runda na korzyść After School.
Sistar             1
After School    1

Runda III - stylizacja
To chyba najlepsza runda tego starcia. Wydawało się, że Sistar trzyma się dobrze i w tej rundzie znów przejdzie do ofensywy, tym bardziej, że AS zaczęło chyba nadmiernie podekscytowane poprzednią rundą i dość łatwo wystawiało się na drobne uderzenia. Ale wystarczył jeden moment nieuwagi Sistar, jeden celny cios After School, by aktualne czempionki poleciały na deski. Sistar wstało, otrzepało się i nadal jest w walce, ale to był poważny knock down.

Jeszcze przed właściwymi powrotami napisałem, że After School wizerunkowo stawia wszystko na jedną kartę. Golizna, taniec na rurach i brytyjskie flagi w niewłaściwych miejscach. Z drugiej strony burleskowe Sistar, które z jednej strony jest seksowne, z drugiej strony raczej nie narazi się na nadmiar krytyki. A jednak Sistar koniec końców wypada znacznie bardziej ordynarnie niż After School. Dlaczego?

Bo w wypadku AS ta golizna, te rury - wszystko zostało bardzo umiejętnie wplecione w występ, w teledysk i w piosenkę. Rury bardzo pasują do muzycznego klimatu, tego specyficznego beatu, są spójne z utworem. Z kolei teledyskowa golizna trafia w subtelną intymną naturę piosenki, a przy tym jest na tyle dobrze zrealizowana, że nie razi.

A co z Sistar? Niby wszystko jest fajnie, dobrze wygląda. Ale jak ma się ta burleska do treści i brzmienia piosenki? Nijak. Gdyby nie to, że montaż teledysku został dopasowany do tempa piosenki, klip w ogóle nie kleiłby się z muzyką. W efekcie cała stylizacja Sistar wygląda jak tani, niczym nie uzasadniony wabik na męską publikę. Tak, taniec na rurze to też wabik, ale wymagający olbrzymiego nakładu pracy od samego zespołu. No i jak już zaznaczyłem, jest wkomponowany w utwór.

Od strony samego wyglądu obie grupy prezentują się świetnie. Może z drobnymi zastrzeżeniami. W AS kompletnie nie wypaliły dla mnie tatuaże, w Sistar kostiumy ciutek zbyt ostentacyjnie zaznaczają gdzie zaczyna się biust. Co do samych dziewczyn znów górą jest jednak After School.

Już wiele osób to wytknęło, wytknę i ja. Ktoś w Starship Entertainment uznał, że dobrym pomysłem będzie rozróżnić dziewczyny na scenie... kolorem skóry. O ile Bora i Soyou mają całkiem normalne tonacje, o tyle Dasom jest blada jak zjawa, a Hyorin dała się spalić na skwarek.

Z kolei w AS rewelacyjnie wyglądają nawet dziewczyny, które do tej pory nie przekonywały (przynajmniej mnie). Powiem więcej - to chyba właśnie Raina i E-young wypadają najlepiej z całej ekipy. Tym bardziej, że Uee zawsze wygląda jak Uee, a dla Nany ta ostra stylizacja nie jest pierwszym wyborem.

Trzecia runda na korzyść After School.
Sistar              1
After School   2

Runda IV - występy
Z dotychczasowych występów dostępnych w internecie, postarałem się wybrać te, które wypadły najkorzystniej.

Sistar - "Give It To Me" @ MCountdown 13.06.13



After School - "First Love" @ Music Core 15.06.13



Sistar wzięło się w garść i wróciło do ofensywnej taktyki, która przyniosła mu zwycięstwo w pierwszej rundzie. Jednak After School wcale nie ma zamiaru się bronić - naciera tak jak w dwóch poprzednich rundach. Cios za cios, prawie zero obrony. Praca nóg After School jest dziś znakomita, ale technika Hyorin i Soyou daje się mu we znaki. A jednak ciosy zadane przez AS w poprzednich rundach wydają się doskwierać Sistar, które wydaje się słabnąć. Piękna, widowiskowa runda dobiega końca. Sędziowie nieznacznie wskazują na After School.

Siłą występu Sistar jest piosenka. Nawet jeżeli jest tu sporo playbacku, to tam gdzie trzeba głosy Hyorin i Soyou błyszczą. Gorzej z widowiskiem. W gruncie rzeczy choreografia jest raczej uboga, choć nie brakuje w niej ciekawych ruchów i figur. Sęk w tym, że całość w zbyt małym stopniu opiera się na tańcu Sistar. Dziewczyny albo zostają zdominowane przez tłum wspierających tancerek i tancerzy, który w sumie niewiele robi, albo same niewiele tańczą. Dużo jest w tym wszystkim jakichś tanich chwytów. Dasom z laską i cylindrem, Bora z jakimś konfetti, Soyou ciągnięta przez tancerza i Hyorin... w sumie nie wiem, co robi Hyorin poza śpiewaniem. Nie dość, że te sztuczki są raczej mało efektowne i słabo uzasadnione w występie, to jeszcze wkład pracy dziewczyn w to musiał być raczej skromny. Dzień intensywnego treningu i każdy to powtórzy.

Naturalnie After School zdecydowanie lepiej wypada w tańcu niż w śpiewaniu, choćby z racji mniej efektownej piosenki i mniejszych możliwości wokalnych. Ale numerem tanecznym miażdży konkurencję. Raz, że samo przygotowanie do tańca na rurze musiało kosztować dziewczyny strasznie dużo pracy, trudu i wyrzeczeń. Ale dwa, że efekt końcowy jest widowiskowy, a i "naziemna" część choreografii, choć może nie nadmiernie skomplikowana, też wygląda bardzo dobrze. No i ku mojemu zaskoczeniu, albo dziewczyny mają nagrany rewelacyjny playback, albo starają się choć częściowo śpiewać na żywo i to z całkiem korzystnym rezultatem - szczególnie Jungah.

Koniec końców Sistar traci strasznie dużo do After School jeśli idzie o taniec i aspekt wizualny, a AS nie pozwala aż tak znacznie odskoczyć Sistar pod względem muzycznym, tym bardziej, że piosenki są jednak porównywalnie przebojowe, choć utrzymane w różnym stylu.

Czwarta runda na korzyść After School.
Sistar              1
After School   3

Runda V - wydawnictwa
Recenzję albumu Sistar "Give It To Me" znajdziecie >>TUTAJ<<.
Recenzję maxi-singla After School "First Love" znajdziecie >>TUTAJ<<.

Bardzo jednostronna runda. Zanim Sistar zdążyło wejść w walkę, już zebrało solidny oklep. Nie padło na deski, bo kilka tricków zachowało na sam koniec starcia, kiedy rywalki powtarzały już zaprezentowane wcześniej kombinacje. Jednak przewaga After School wydaje się i tak miażdząca.

Na obydwu wydawnictwach znalazła się zbliżona liczba interesujących nagrań, choć i tu więcej do zaoferowania wydaje się mieć After School. Sęk w tym, że te kilka udanych piosenek w wypadku After School oznacza, że maxi-singiel jest wypchany po brzegi udanymi utworami, podczas gdy ta sama liczba dobrych piosenek u Sistar to co najwyżej połowa albumu. Gdyby Sistar też wydało maxi-singiel, można by mówić o w miarę wyrównanej walce, a tak After School wygrywa bezdyskusyjnie.

Piąta runda na korzyść After School.
Sistar              1
After School   4

Runda VI - promocje
After School - "First Love" występ na konferencji prasowej



Sistar - Comeback Showcase ("Loving U", "Crying", "Give It To Me", "Hey You", wypowiedzi)




After School w programie "Star King" via allkpop.com >>LINK<< (dużo krótkich klipów)


Sistar - "Miss Sistar" @ MCountdown 13.06.13



Sistar - "Hey You" @ MCountdown 13.06.13



After School chyba zanadto zaufało taktyce obranej w poprzednich, wygranych rundach. Sistar również powtórzyło taktykę z pierwszej rundy, jednak zaatakowało z jeszcze większą zawziętością i prezentując jeszcze szersze spectrum ciosów. After School próbowało odpowiedzieć swoimi sprawdzonymi zagraniami, ale nie wystarczyło to nawet by dobić do punktowego remisu.

Póki co promocje After School opierają się na jednej piosence i jednym występie. Rozumiem, że dziewczyny promują tylko otyły singiel, podczas gdy Sistar musi uciągnąć wypromowanie całego albumu, ale jeżeli AS nie odwróci jakoś uwagi od tematu tańca rurze, publika szybko się znudzi. Tymczasem Sistar opiera swoje promocje na najlepszych piosenkach ze swojego nowego albumu i siłą rzeczy będzie przykuwało znacznie więcej uwagi odbiorców bardziej zorientowanych na muzyczną stronę projektów. A to paradoks, bo przecież wcześniej wytknąłem, że wydawnictwo Sistar jest wyraźnie słabsze.

Szósta runda na korzyść Sistar.
Sistar              2
After School   4

Nie mam zamiaru wymyślać większej liczby rund, bo te następne musiałyby być mocno naciągane. Na dziś wydaje się, że powrót After School pod większością względów jest wyraźnie bardziej udany. A jednak Sistar zatriumfowało w dwóch kluczowych kategoriach - piosenka i promocje. Sytuacja jest dosyć ciekawa. Wydaje się, że mimo wszystko większą popularność zdobędzie nagranie Sistar, choćby z racji tego, że startuje z uprzywilejowanej pozycji znacznie bardziej modnej formacji.

A jednak patrząc przez pryzmat celów stawianych przed sobą przez poszczególne formacje, to raczej AS odnosi sukces. Sistar ze swoją piosenką i występem chciało wskoczyć do samej elity show-biznesu. Po tym teledysku i występie nie widzę takiej możliwości. Sistar takimi tanimi chwytami nie przekona do siebie słuchaczy i widzów, którzy wcześniej nie śledzili losów tej grupy. Sistar może nawet umocni swoją pozycję na rynku, ale na pewno nie pójdzie w górę.

After School miało przed sobą nieco inne zadania. Tak naprawdę ostatnim udanym koreańskim wydawnictwem formacji była piosenka "Shampoo" promująca album Virgin. Wtedy w grupie była jeszcze Bekah, czyli były to zamierzchłe czasy (pierwsza połowa 2011 roku). Od tamtej pory nie dość, że AS nie było szczególnie aktywne w ojczyźnie, to nie wypromowało żadnego naprawdę dużego przeboju, a odejście Kahi okazało się dodatkowym ciosem dla popularności formacji. After School chciało się przede wszystkim przypomnieć publiczności i odbudować choćby część swojej popularności.

Nowy numer został przyjęty raczej pozytywnie, zyskał uwagę publiczności i na pewno przyczyni się do zrealizowania założonego celu. Jednak jeżeli Pledis Entertainment wciąż życzy sobie, by After School było ich flagowym produktem, dziewczyny muszą wrócić na scenę z nowym nagraniem jeszcze w tym roku. W przeciwnym razie cały ten trud włożony w przygotowania do "First Love" da tylko tyle, że grupa nie zniknie ze świadomości publiczności i nie osunie się w dół drabiny popularności. Może nawet na chwilę wskoczy szczebel wyżej, ale aby się tam utrzymać koniecznie musi iść za ciosem.

piątek, 14 czerwca 2013

Starcie czerwca: After School - First Love [maxi-single]

Przyznam, że czekałem na to wydawnictwo nie mniej niż na numer je promujący. After School to specyficzna grupa, która nie słynie ze zbyt dobrych wokali. Dziewczyny są piękne, niezwykle zgrabne, popisują się świetnymi układami tanecznymi, ale w większości śpiewają bardzo przeciętnie i pochwalić mogą się co najwyżej ciekawymi barwami głosów. Z wyłączeniem Rainy chyba wszyskie cierpią na niedostatek mocy. A mimo to, a może nawet własnie dlatego, dla mnie AS to królowe b-side'ów.

Mam wrażenie, że te dosyć przeciętne umiejętności wokalne kładą większy ciężar na producentach stojących za ich wydawnictwami. Po prostu wytwórnia nie może sobie pozwolić na wypuszczanie słabo wyprodukowanych piosenek i kiepskich kompozycji, bo same wokale są niewystarczające do przykucia uwagi. Przez to nawet b-side'y, które u konkurencji przeważnie są mocno zaniedbane, w After School mają doskonałą wartość produkcyjną i wydają się dopieszczone do ostatniego dźwięku.

A trzeba też przyznać, że nie jest tak, że After School swoimi głosami kaleczy uszy. Nic z tych rzeczy, od strony barwy są bardzo ciekawe i przyjemne dla receptorów słuchowych. W dodatku jest ich aż 8 i każda ma nieco inny głos. To sprawia, że producenci mają duże pole do manewru wkomponowując je w swoje utwory.

Ponadto do tej pory AS wydało tylko jeden album. Pozostałe wydawnictwa to mniejsze i większe single. To całkiem istotna sprawa, jeśli idzie o jakość b-side'ów. Na maxi-singlach raczej nie ma piosenek przypadkowych, bo nie ma ciśnienia na sztuczne pompowanie objętości albumu. Pełnoprawne albumy mają ten problem, że wiele nagrań ląduje na nich tylko po to, żeby ilość piosenek była większa.

Co najbardziej podoba mi się w b-side'ach After School? Klimat. Większość tych piosenek jest od niego aż gęsta. Te utwory prawdopodobnie kiepsko sprawdzałyby się jako title-tracki, bo nie są dostatecznie przebojowe, chwytliwe, lub są zbyt niszowe. Ale muzycznie przeważnie są bardzo dobre. Dominują nowoczesne, elektroniczne brzmienia, ale na tyle ciekawie i zręcznie zaaranżowane, że nawet taki zwolennik instrumentalnego grania jak ja, musi je pochwalić. Do tego dołóżmy ani pretensjonalne, ani nazbyt sztampowe kompozycje i całkiem dojrzałe brzmienie i mamy AS w pigułce.

No dobra, tyle teorii, a jak nowy singiel After School wypada w praniu? Świetnie! Chyba nawet lepiej niż się spodziewałem. Wśród piątki piosenek nie ma ani jednej, którą nazwałbym słabą, a większość, jeśli nie wszystkie, z przyjemnością dodam do playlisty.

01. 8 Hot Girls
Zaczynamy intrem. Brzmi może nie wybitnie, ale całkiem sympatycznie i nastrojowo, ale przede wszystkim sprawdza się jako wejście nie tylko do tego albumu, ale przede wszystkim do title-tracku, który jest pierwszą właściwą piosenką na kompakcie. Warto nadmienić, że męskie głosy w tym kawałku to Maboos i Chakun z Electroboyz, formacji bezpośrednio pod skrzydłami Brave Brothers, który wyprodukował intro i title-track.



02. First Love
Normalnie w swoich albumowych zestawieniach pomijam title-tracki, jednak dzisiaj odstąpię od tej reguły. Po prostu zauważyłem, że bez teledysku zacząłem znacznie bardziej doceniać piosenkę. A jednocześnie wiem jak trudno jest zrezygnować z oglądania tego videoklipu.

Co do samej piosenki, to sporo napisałem już wczoraj >>TUTAJ<<. Dodam jeszcze, że bardzo podoba mi się zestawienie subtelnego instrumentalnego podkładu z mocnym, wyraźnie wybrzmiewającym beatem. Wokale też świetnie wpasowują się w konwencję, dobrze trzymając klimat, sprawiając, że utwór naraz jest smutny, ale i kojący, stonowany, ale nie usypiający. To jest materiał na przebój. Angielskie tłumaczenie >>TUTAJ<<.

Jakby tak się zastanowić, ta piosenka wcale nie brzmi tak różnie od innej tegorocznej kompozycji Brave Brothers - "Gone Not Around Any Longer"(>>TUTAJ<<) napisanej dla Sistar19. Tylko w kawałku AS o wiele zręczniej wpleciony został saksofon.



03. Dressing Room
O tym właśnie mówiłem we wstępie. Kwintesencja AS-owych b-side'ów. Trudno byłoby z tej piosenki zrobić główny element wydawnictwa, ale sama piosenka jest doskonała - klimatyczna, ciekawa brzmieniowo - tak od strony wokali, jak i od strony podkładu. Strasznie podoba mi się to elektroniczne przejście przed finałem, które brzmi trochę jak jakiś ciężki sprzęt przecinający się przez amazońską dżunglę. Innym fajnym elementem jest zróżnicowanie wersów na te rozciągnięte brzmieniowo i te, gdzie poszczególne zgłoski niemal na siebie wskakują. No i Raina w tym kawałku błyszczy, dając mu tak potrzebnego kopa siłą swojego głosu. Angielskie tłumaczenie >>TUTAJ<<, momentami wydaje się zgrzytać, ale myślę, że duża w tym zasługa angielskich wtrąceń w samej piosence, które chyba nie są najzgrabniejsze. Ale cóż, taki urok k-popu ;)



04. Time's Up
Hm. Nie mogę zaprzeczyć, że jak da się tej piosence szansę, to niesie. A jednak jest w niej coś dziwnego. Z pozoru brzmi, sczególnie na początku, jak jedna z wielu wakacyjnych piosenek. A jednak to nie jest typowy reprezentant tego gatunku. Może sam przebieg melodii się zgadza, ale podkład jest dziwną mieszanką mocno instrumentalnego brzmienia i elektroniki. Chyba najdziwniejszy w tej całej układance jest bardzo wyraźny bas, wyjęty jakby z trochę innej bajki. No i te przejścia ze smyczkami. A jest też przecież miejsce na rap z mocno elektronicznym podkładem. Ba, znalazło się nawet miejsce na bongo. Ten utwór jest za bardzo zróżnicowany, żeby móc go wrzucić do jakiegoś worka. Naprawdę dziwna piosenka, ale w gruncie rzeczy ją lubię, właśnie za tę różnorodną dziwność. Angielski tekst >>TUTAJ<<.



05. Love Beat
Kolejny bardzo dobry kawałek. Ośmielę się nawet stwierdzić, że poradziłby sobie jako samodzielny singiel, chociaż niekoniecznie w Korei. Typowo klubowe brzmienie, które doskonale sprzedałoby się w Europie. Jednak utwór nie męczy uszu  także słuchany w innych okolicznościach przyrody. W dodatku rozrzut brzmienia wokali i produkcyjnych zabiegów sprawia, że to nie jest zwykła monotonna "umcawa" tylko pełnoprawna piosenka z wewnętrznym muzycznym życiem. No i bardzo podoba mi się linia melodyczna refrenu. Angielskie tłumaczenie >>TUTAJ<<.



06. Make Up & Tears
A teraz coś z zupełnie innej beczki. Ta piosenka kompletnie nie pasuje do brzmienia reszty wydawnictwa, a szczególnie do ostatniego utworu. Co nie oznacza, że jest zła. Wypada zaznaczyć, że nie wykonuje jej całe After School - to duet dwóch najlepszych wokalistek tej formacji - Jungah i Rainy. Podkładu nie kupuję aż do finału - dopiero tam robi się w miarę interesujący. Wcześniej nie brzmi źle, ale mocno sztampowo. Fortepian brzmi nawet ładnie, ale gitara wydaje mi się niepotrzebnym dodatkiem. Doceniam to, że podkład jest dosyć wyciszony i ładnie zestrojony, a jednak ma dla mnie za małą wartość.

Co innego wokale. Szczególnie Jungah robi tu na mnie duże wrażenie. Jej barwa idealnie pasuje do tej piosenki i po raz kolejny pokazuje, że jest jedną z lepiej brzmiących wokalistek jesli idzie o dolne partie. Ale i Raina pozytywnie zaskoczyła mnie nieco niższą tonacją, bo zazwyczaj ma tendencję do uciekania bardzo wysoko, aż uszy świdruje. Słowa średnio do mnie trafiły, chociaż podoba mi się mocne, bezkompromisowe zakończenie refrenu. Angielskie tłumaczenie >>TUTAJ<<.



Gorący, czerwcowy tydzień po mału dobiega końca. Z jednej strony żałuję, bo chciałbym jeszcze trochę popisać o tych dwóch formacjach. Z dugiej strony sporo ciekawego wydarzyło się w międzyczasie i jest już sporo zaległości do nadrobienia. A w przyszłym tygodniu też ma być sporo premier. Prawdopodobnie będę się trzymał założonego na początku terminarza i jutro zakończę wątek porównaniem powrotów Sistar i After School, ewentualnie dalej w tym miesiącu w wolnej chwili skrobnę jakieś dodatkowe wpisy o występach poszczególnych grup. Teraz chyba nie ma to sensu, bo za nami dopiero kilka występów.

Jeżeli ominęły Was poprzednie wpisy, zapodaję małą ściągawkę.
10.06.13 - ważenie, czyli zbiór teaserów i przedpremierowych domysłów (poniedziałek) [>>TUTAJ<<]
11.06.13 - Sistar "Give it to me" recenzja teledysku i title-tracku (wtorek) [>>TUTAJ<<]
12.06.13 - Sistar "Give it to me" recenzja albumu (środa) [>>TUTAJ<<]
13.06.13 - After School "First Love" recenzja teledysku i title-tracku (czwartek) [>>TUTAJ<<]
14.06.13 - After School "First Love" recenzja maxi-singla (piątek) [dzisiaj]
15.06.13 - pojedynek, czyli porównanie obydwu piosenek, klipów i występów (sobota) [>>TUTAJ<<]

czwartek, 13 czerwca 2013

Starcie czerwca: After School - First Love [MV]

Wczoraj nie mogłem zabrać się za pisanie, bo choć wiedziałem, co chcę napisać, to temat wydawał mi się mniej interesujący niż pierwotnie zakładałem. Dziś znów nie mogę wziąć się w garść, choć z dokładnie odwrotnych powodów. Bardzo chciałbym przelać przez klawiaturę cały ocean słów... Sęk w tym, że nie wiem, co napisać. Nowy kawałek After School jest bardzo specyficzny...

Zacznijmy od tego, co normalnie znalazłoby się na końcu tekstu. O drobnej prognozie co do odbioru piosenki przez rynek. Mogę sobie pozwolić na taką prognozę już tutaj - z jednego prostego powodu. Moja prognoza brzmi - nie mam zielonego pojęcia. Co więcej, wątpię aby ktokolwiek był w stanie przewidzieć odbiór tej piosenki, tego teledysku i tego występu. Właściwie w każdym elemencie podjęto gigantyczne ryzyko i każdy z elementów publika może pokochać jak i znienawidzić. I wcale nie przesadzam z użytymi słowami.



Zacznijmy od słonia w pokoju, jak mawiają Brytyjczycy. Już od pewnego czasu wiadomo było, że nowym numerem After School będzie taniec na rurze. Pomimo tego, że oczywiście w sieci pojawiły się uszczypliwości, odbiór samego pomysłu wcale nie był jakoś skrajnie negatywny. Wydaje się, że wiele osób z werdyktem wstrzymało się do zobaczenia ostatecznych efektów.

Po mojemu pomysł wypalił, choć mam pewne zastrzeżenie, od którego zacznę, bo bazując na nim, można obalić wszystko, co dalej napiszę. Taniec na rurze w zasadzie nie ma żadnego związku z treścią piosenki - jest po prostu bajerem dodanym do występu.

Z drugiej strony taniec na rurze trudno nazwać bajerem. Oczywiście - ma rzucać się w oczy, ma uatrakcyjniać widowisko... Ale to nie jest coś, czego można nauczyć się przez noc. After School spędziło sześć miesięcy przygotowując się do tego występu - ucząc się tańca na rurze od podstaw. Pledis Entertainment pokazało kilka zakulisowych nagrań z sali treningowej, ale żadne z nich nie mówi tyle o poświęceniu włożonym w ten występ przez dziewczyny z AS, co zdjęcie, które znajdziecie >>TUTAJ<<.

Abstrahując na moment od samej natury i jakości występu, mam wrażenie, że wiele uwagi poświęcać się będzie właśnie trudowi włożonemu w jego przygotowanie i kto wie, czy ten czynnik nie zaważy na skali popularności piosenki. Może mam mylne wyobrażenie o tamtym zakątku świata, ale sądzę, że Koreańczycy docenią pracę wykonaną przez zespół. Bo jednak trudno porównywać wkład AS w ten układ z wkładem włożonym w tradycyjną k-popową choreografię, nawet najbardziej wymyślną.

A jaki jest sam występ? Na razie będę starał się ograniczać, do tego, co widać w teledysku, choć występ telewizyjny też już widziałem - po prostu chowam go na później. A jednak muszę przemycić kilka słów. Teledysk jak to teledysk - nie w pełni ukazuje złożoność tego numeru i na dobrą sprawę trzeba będzie poczekać na kilka telewizyjnych nagrań, by w pełni móc docenić tę choreografię. Chodzi o detale, od których w układzie się roi, i których nie sposób w całości wychwycić. Na scenie są cztery rury i przy każdej coś się dzieje - w dodatku nie zawsze to samo. W każdym razie na żywo rzecz wypada na pewno jeszcze lepiej.

Jeszcze lepiej oznacza naturalnie, że uważam, że w teledysku też jest bardzo dobrze. Miałem spore oczekiwania w stosunku do AS i tego układu. Nie będę pisał, że dziewczyny te oczekiwania przebiły, ale na pewno mnie nie zawiodły. Myślę, że dla osoby, która nie śledziła teaserów, lub nie wypatrywała powrotu After School, ten numer będzie jeszcze atrakcyjniejszy i bardziej widowiskowy.

Co ważne, AS udało się zrobić rzecz absolutnie kluczową, bez której może i zyskałyby nieco więcej męskiego poklasku, ale spadłyby też na nie gromy opinii publicznej. Chodzi naturalnie o erotyczną proweniencję tańca na rurze, którą After School udało się stłamsić. Gdyby dziewczyny zaprezentowały taniec rodem z baru ze stripteasem, momentalnie zostałyby zeżarte - nie tylko przez męskie oczy, ale także przez czujną i wrażliwą na tym punkcie opinię publiczną. Na szczęście rura w ich wydaniu jest tylko przyrządem gimnastycznym. Mam nawet wrażenie, że to odseksualnienie tanća jest tu nawet ciutek zbyt daleko posunięte.

Tym bardziej, że część choreografii jest wykonywana bez rur i... Cóż, wypada ona seksowniej, niż te wszystkie akrobatyczne wygibasy. Choć trzeba też powiedzieć, że nie jest to w żadnym razie obraz ociekający seksem. Pląsy dziewczyn nazwałbym raczej zmysłowymi. W tym momencie wytknę też, że w ogóle w całym układzie tanecznym niewiele jest gwałtowności, siły, czy narzucania wysokiego tempa. Piosenka jest bardzo spokojna, toteż i taniec musi pozostawać w podobnym nastroju.

Pozostanę jeszcze przy stronie wizualnej powrotu i rzucę kilka słów o teledysku. Oprócz tańca na rurze, jest tu jeszcze jedna kontrowersja - golizna. Część dziewczyn złapana jest w kadr topless i choć wszystko znów podpada tu bardziej pod zmysłowość i zgrabne nęcenie męskiej wyobraźni kobiecą subtelnością, to myślę, że akurat z tym wątkiem After School może miec więcej problemów. Jestem przekonany, że sporo osób zareaguje negatywnie i chyba nawet nie zamierzam ich krytykować.

Nie to żebym narzekał na te widoki, nie mam też zamiaru protestować, ale widzę, że jest to kroczek przesuwający granicę w niewłaściwym kierunku. Za chwilę pojawią się naśladowcy nieobdarzeni wyczuciem dobrego smaku, a za nimi przyjdzie ktoś jeszcze inny i przesunie granicę jeszcze dalej, żeby znów wyróżnić się czymś na tle konkurencji. Nie warto robić wyścigów w tym kierunku. Tak, choćby nęcenie dekoltem przez Hyunę (dla zainteresowanych, nęcenie >>TUTAJ<<) jest zdecydowanie mniej gustowne, niż to, co prezentują dziewczyny z AS, ale wciąż nie jest to uzasadnienie dla decyzji podjętych w wytwórni.

Od strony stylizacji przy okazji teaserów pisałem już, że bardzo podoba mi się, co zrobiono z dziewczynami. Właściwie do wyglądu żadnej nie mogę się przyczepić. Sceny również wydają się dosyć oryginalne, choćby ze względu na dobraną kolorystykę. O ile zestawienie barwy pomarańczowej z niebieską, czy fioletowej z białą, w żadnym razie nie jest niczym oryginalnym, to jednak są to barwy rzadko spotykane w tego typu scenografiach, co czyni ten wybór ciekawym i możliwie oryginalnym. Bo już sama konstrukcja scen nie jest szczególnie ciekawa, wręcz nazwałbym ją pospolitą i sztampową.

Co do strojów, to czarne i białe komplety akceptuję bez słowa szemrania - no może z dyspensą na tę paskudną czapkę Nany. Trochę więcej znaków zapytania mam przy kompletach "brytyjskich". Nie mam nic do kolorystyki i pomysłu, który znów wydaje się dosyć oryginalny. Bardziej martwi mnie, że noszenie brytyjskiej flagi centralnie na tyłku przez dziewczynę tańczącą na rurze, może być kolejnym przyczynkiem do wywoływania całkiem zbędnych kontrowersji.

Zauważę jeszcze jedną rzecz. W przeciwieństwie do wielu poprzednich teledysków After School, wszystkie dziewczyny dostają możliwie porównywalny czas na ekranie. Wcześniej normą było, że niektórych członkiń trzeba było się specjalnie doszukiwać nawet na planach grupowych. Tym razem nie tylko nie ma tego problemu, ale podział wydaje się dosyć sprawiedliwy. Tak, Nana jest nieco bardziej wyeksponowana poprzez umieszczenie jej na otwarciu i samym zakończeniu piosenki, no i E-young dostaje sporo czasu, ale inne dziewczyny nie mogą narzekać, że coś przez to tracą. No może Jungah, która jest nominalną liderką formacji, a wcale tego nie widać.

Co ciekawe, podobną sprawiedliwość spróbowano zastosować także przy dzieleniu piosenki. Do niedawna lwią część partii wokalnych dzieliły między siebie Raina i Jungah, no i Kahi, kiedy jeszcze była w zespole. Nawet ostatnie nagranie - "Flashback" (>>TUTAJ<<), zostało przygotowane pod dyktando owej dwójki. "First Love" daje szansę wszystkim dziewczynom i w zasadzie żadnej nie faworyzuje. Niestety, jest to może plusem dla fanów i ludzi zarzucających, że ktoś w AS jest zbędny, ale dla przeciętnego odbiorcy wiąże się z jednym poważnym problemem...

Część dziewczyn w AS nie radzi sobie ze śpiewaniem, a w tej piosence dostają porównywalną ilośc partii do koleżanek. Jedynym sposobem, by te braki zamaskować, jest zaniżenie poziomu wokalnego całego utworu. I to własnie się stało. Większośc wokali jest przeprodukowana, nawet gdy nie jest to potrzebne, a lepsze wokalistki muszą trzymać swoje głosy na wodzy, by za bardzo nie błysnąć lub nie ujawnić się z mocą w głosie. Co ciekawe, pomimo masowego playbacku, w wersji telewizyjnej całość wydaje się wypadać lepiej. W teledysku jednak to celowe zaniżanie poziomu jest słyszalne.

Oczywiście wytwórnia i After School ma przykrywkę w postaci tematyki utworu. Jeżeli zajrzycie >>TUTAJ<< i przeczytacie angielskie tłumaczenie, z pewnością zauważycie, że piosenka jest bardzo smutna, nawet bardziej niż sugerowałby to stonowany podkład. To sztuczne tłumienie głosów i wystrzeganie się wokalnych popisów ktoś nieobeznany z tematem mógłby może nawet przyjąć za zabieg artystyczny. Niestety, każdy kto zetknął się w świadomy sposób z jakąś poważniejszą próbką nagrań After School, musi zdawać sobie sprawę, że taka Jooyeon nie umie śpiewać i basta. Nawet z playbackiem. Obcinanie mocy nagrania w imię chwytu, na który mało kto się nabierze? Nie wiem czy to dobry pomysł.

A jednak utwór sam w sobie się broni. Nie jest to może najbardziej uzależniająca piosenka jaką słyszałem, ale całkiem chwytliwa, zdecydowanie przemyślana od strony kompozycji, aranżacji i produkcji, a przez to tworząca specyficzny klimat. Piosenka jest smutna, jest nostalgiczna, ale nie jest drętwa ani rozwleczona. Jest tempo, jest beat, jest melodia, w dźwiękach coś się dzieje. To wbrew pozorom jest materiał na przebój. After School i Pledis Entertainment raczej powinny martwić się o otoczkę utworu, a nie samą piosenkę. Jeżeli publika kupi opakowanie, to Sistar może mieć godnego konkurenta.

Prawie bym zapomniał odnieść się do jeszcze jednej rzeczy. Tak bardzo chciałem ładnie przejść od teledysku do piosenki, że zupełnie pominąłem temat Lizzy, której w teledysku prawie nie ma. Jeżeli ktoś czytał mój pierwszy wpis z tegotygodniowego cyklu, to wie, że Lizzy doznała urazu w trakcie treningu i siedzie teraz z nogą w gipsie (uszkodzone wiązadło). Sprawa wydarzyła się relatywnie niedawno, blisko końca przygotowań, a przecież odbiła się nie tylko na teledysku. Występ i cały układ musiały zostać zmienione, bo siedem dziewczyn nie dzieli się przez cztery rury równie dobrze co dziewczyn sztuk osiem.

Tu rodzi się jeszcze jedno pytanie. Czy po zakończeniu bieżących promocji, na jakichś koncertach w bliższej i dalszej przyszłości, AS wciąż będzie wykonywało ten numer, czy też nie będą już ryzykowały swoim zdrowiem i piosence będzie towarzyszył bardziej konwencjonalny układ? Jeżeli stanie na tej drugiej opcji, to Lizzy z grubsza właśnie zmarnowała pół roku własnego życia trenując do układu, którego możliwe, że nigdy nie wykona.

Ufff, trochę się rozpisałem. Pewnie jest bez liku błędów i literówek, ale nie chce mi się tego wszystkiego teraz ogarniać, bo konam nad klawiaturą. Jeśli ktoś czyta te słowa jeszcze przed tym jak zabiorę się za korektę, to z góry przepraszam, ale nie mam nawet siły niczego olinkować. Jutro, a właściwie dzisiaj, recenzja maxi singla After School. I może coś jeszcze.

To jeszcze dorzucę rozpiskę pozostałych tekstów.

10.06.13 - ważenie, czyli zbiór teaserów i przedpremierowych domysłów (poniedziałek) [>>TUTAJ<<]
11.06.13 - Sistar "Give it to me" recenzja teledysku i title-tracku (wtorek) [>>TUTAJ<<]
12.06.13 - Sistar "Give it to me" recenzja albumu (środa) [>>TUTAJ<<]
13.06.13 - After School "First Love" recenzja teledysku i title-tracku (czwartek) [dzisiaj]
14.06.13 - After School "Time's up!"(?) recenzja maxi-singla (piątek) [>>TUTAJ<<]
15.06.13 - pojedynek, czyli porównanie obydwu piosenek, klipów i występów (sobota) [>>TUTAJ<<]

POSTSCRIPTUM
Niemiła wiadomość dotarła dzisiaj (19.06) z Korei. Podczas kręcenia programu "Show Champion", schodząc ze sceny Nana potknęłą się i runęłą z wysokości ponad metra. Pierwsze badania nie wskazywały na nic istotnego, ale bóle nie ustąpowały i po powtórnych badaniach zdecydowano się zatrzymać ją w szpitalu. Podobno doszło do urazu okolic miednicy, na całe szczęście bez uszkodzenia kości. Wytwórnia zapewnia, że uraz nie jest poważny, ale mimo to Nana dostanie czas na dojście do zdrowia, a wszystkie jej działalności sceniczne itp. zostały zawieszone. Oznacza to, że w najbliższym czasie After School będzie występowało w szóstkę.

środa, 12 czerwca 2013

Starcie czerwca: Sistar - Give It To Me [album]

Eh, spodziewałem się tego, ale postanowienie to postanowienie. Strasznie nie chce mi się pisać o nowym albumie Sistar i już teraz mam kilkugodzinną obsuwkę, która niechybnie sprawi, że tekst wskoczy z nową datą. Powód jest prosty - drugie pełne wydawnictwo tej rosnącej w popularność formacji jest po prostu nieciekawe. Nie nudne, nie złe - nieciekawe. Gdyby było naprawdę złe albo chociaż nudne, to mógłbym się nad nim poznęcać, a tak... Przesłuchałem je już z 5 razy, mózg mi się jeszcze nie rozpuścił, uszy nie zwinęły do środka i nie będę miał problemu jeśli przyjdzie mi przesłuchać je jeszcze raz. Tylko nie mam po temu żadnej motywacji i to jest prawdziwy problem.

No i jeszcze rozprasza mnie zajawka debiutu grupy Odd Eye. Dziewczyny mają zaprezentować się światu w piątek i teraz kombinuję jak tu zręcznie wepchnąć o nich wpis, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że będzie warto. Ale to taka dygresja.

Jeżeli ktoś zastanawia się o co chodzi z pierwszym członem tytułu dzisiejszego wpisu, to na szybko przypomnę, że postanowiłem zadedykować ten tydzień dwóm powrotom znaczących żeńskich formacji - Sistar i After School. Wszystko wskazuje na to, że obie grupy będą ze sobą konkurowały o pierwsze miejsca na listach przebojów, a że obie grupy darzę sympatią, to postanowiłem poświęcić im nieco więcej miejsca. Po części zaczynam tego żałować, bo w tym i następnym tygodniu szykuje się natłok innych mniej i bardziej ciekawych nagrań, którym też wypadałoby poświęcić kilka zdań.

Dla przypomnienia założony przeze mnie kalendarz wpisów, który właśnie doczekał się pierwszej obsuwy.

10.06.13 - ważenie, czyli zbiór teaserów i przedpremierowych domysłów (poniedziałek) [>>TUTAJ<<]
11.06.13 - Sistar "Give it to me" recenzja teledysku i title-tracku (wtorek) [>>TUTAJ<<]
12.06.13 - Sistar "Give it to me" recenzja albumu (środa) [dzisiaj]
13.06.13 - After School "First Love" recenzja teledysku i title-tracku (czwartek) [>>TUTAJ<<]
14.06.13 - After School "Time's up!"(?) recenzja maxi-singla (piątek) [>>TUTAJ<<]
15.06.13 - pojedynek, czyli porównanie obydwu piosenek, klipów i występów (sobota) [>>TUTAJ<<]

Kluczę i kluczę, byle tylko nie pisać o meritum. Prawda jest taka, że mnie - osobiście - album rozczarował, jednak rozumiem też, że sporej części odbiorców może się spodobać. Problem z nim mam taki, że styl pozostałych piosenek na kompakcie ma się nijak do title-tracku. Piosenka "Give It To Me" to dynamiczny kawałek o lekkim posmaku disco, pełen dojrzałego, instrumentalnego brzmienia i celujący raczej w odbiorców w wieku 20-30. Album "Give It To Me" to zlepek mocno elektronicznych, nieco hałaśliwych piosenek pachnących gumą do żucia i celujących w różową demografię nastolatków.

Przy czym nie mogę powiedzieć, że piosenki na płycie są złe - wręcz przeciwnie, jak da im się szansę, potrafią wkręcić się w ucho, większość jest dosyć przebojowa. Ale nagrań autentycznie ciekawych, czy choćby oryginalnych, nie ma na płytce prawie wcale. Po zwalczeniu pierwszych oporów, nie miałem problemu z przesłuchaniem całego wydawnictwa, ale nie widzę sensu we wracaniu do tych nagrań - może z jednym czy dwoma wyjątkami.

Mam wrażenie, że ktoś w wytwórni porwał się z motyką na słońce. Powszechną praktyką wśród girls-bandów jest albo wydawanie mniejszych albumów - do sześciu, siedmiu piosenek - albo zapychanie pełnego albumu już sprawdzonymi singlowymi piosenkami, które wcześniej nie były częścią żadnego większego wydawnictwa. Sistar wydało kompakt z dziesięcioma nowymi nagraniami i mam wrażenie, że przyczyniło się to do miałkości całokształtu.

Jeżeli nie chce Wam się przebrnąć wraz ze mną przez cały album, to odsyłam Was do przesłuchania albumowej siódemki - "Crying" to obok tytułowego "Give It To Me" piosenka, którą bez zawahania mogę polecić do przesłuchania i z pewnością trafi na moją playlistę. Z pozostałych nagrań można zwrócić uwagę na szóstkę, ósemkę i dziesiątkę. No i intro jest świetne.

01. Miss Sistar feat. Double Kick, Joo Heon
Paradoksalnie, album zaczyna się nadspodziewanie ciekawie, atrakcyjnie i obiecująco.  Minutowe intro z udziałem samych producentów samo w sobie jest warte posłuchania. Obok męskiej narracji stanowiącej sedno całego pomysłu i świetnie zagospodarowanych głosów dziewczyn z Sistar (głównie Hyorin), muszę zwrócić uwagę na przesympatyczny, funkowy, podparty instrumentalnymi akcentami, podkład, który swoją estetyką disco zapewnia całkiem zgrabne przejście do pierwszej pełnoprawnej piosenki na płycie.



02. Give It To Me
Tej piosence chyba nawet aż za dużo miejsca poświęciłem wczoraj przy okazji premiery teledysku. Zainteresowanych odsyłam >>TUTAJ<<. W telegraficznym skrócie - bardzo dobra, przebojowa piosenka, choć możliwe, że nieco zbyt szybka i zbyt głośna, by  okupować pierwsze miejsca list przebojów całymi tygodniami. Jednak w pierwszym tygodniu promocji konkurencja będzie miała duży problem by przeskoczyć Sistar. Już w dwie godziny po premierze dziewczyny zanotowały z nową piosenką all-kill (symultaniczne pierwsze miejsce na listach Melon, Mnet, Olleh Music, Bugs, Soribada, Monkey3, Naver Music, Cyworld Music i Daum Music)

03. The Way You Make Me Melt feat. Geeks
Z jednej strony podoba mi się, że piosenkę o takim tytule Hyorin śpiewa swoją cieplutką barwą. Z drugiej strony ta piosenka jak dla mnie na dłuższą metę jest po prostu zanadto przesłodzona. Męskie głosy nie są tu żadnym poważnym kontrapunktem, a nie dość, że Hyorin jest tu aż za dużo, to głosy jej koleżanek zostały obrobione, by brzmieć podobnie. W ogóle nie uważam by gościnny występ Geeks służył tu czemukolwiek innemu jak nabijaniu popularności, ich partie nie są szczególnie ciekawie skomponowane ani atrakcyjnie wykonane. Natomiast melodia refrenu jest całkiem przyjemna. Niestety podkład ma za dużo elektronicznych szmerów-bajerów, które popychają całość w kierunku nielubianego przeze mnie wakacyjnego grania. Choć jak z większością piosenek na tym albumie, kiedy uszy się z nią osłuchają, to wydaje się nawet przyjemna. Angielskie tłumaczenie słów >>TUTAJ<<.



04. Bad Boy
Kwintesencja tego, czego nie lubię w tym albumie. To prosta, ale bardzo dobra i chwytliwa kompozycja. Niestety koszmarnie zaaranżowana. Rozumiem, że to również jest próba popchnięcia piosenki w stronę wakacyjnych klimatów, ale wyszedł z tego ohydnie tandetny, gumożujny pop. Pomimo tego, że całość jest zróżnicowana i bogata w dźwięki, to pozbawiona gustu. Tylko solidne wokale ratują tę piosenkę przed upadkiem w otchłań beznadziejnej tandety. Dla zainteresowanych tłumaczenie słów >>TUTAJ<<.



05. Summer Time
Znów letnie brzmienie, które w pierwszej chwili nawet kupuję. Otwarcie piosenki zapowiada zastrzyk pozytywnej adrenaliny na wakacyjny wieczór - prymitywny, ale efektowny elektroniczny podkład i niosący tę piosenkę, silny wokal Hyorin. Niestety gdzieś pomiędzy refreny wkradają się bardzo nudne i brnące donikąd zwrotki. Skreśl to, inaczej - w tej piosence wszystko poza refrenami, i wiodącymi do nich mostami Hyorin, jest słabe. Rap Bory jest skrajnie beznadziejny, a aranżacja, kiedy tylko opuszcza utartą ścieżkę z refrenu, znów staje się tandetnie przekombinowana. Słowa >>TUTAJ<<.



06. A Week
Znów letnie klimaty, ale tym razem podlane bardziej instrumentalnymi klimatami, przez co jestem w stanie nawet znieść te elektroniczne bajerki, które nawet nie rzucają się aż tak bardzo w uszy. Mocnym punktem kompozycji jest silny, nisko zawieszony beat i umiejętnie wpleciony bas. No i dla odmiany tutaj muszę pochwalić rap Bory. Trochę w tym zasługi zręcznej produkcji, ale nie mogę też odmówić samej raperce zręcznego wykonania swojej partii. Czuć i rytm, i charakter, a że Bora od strony barwy ma ciekawy głos, całość ładnie się klei. Słowa >>TUTAJ<<.



07. Crying
Pierwsza piosenka na płycie, która swoim klimatem nie odcina się od title-tracku. Jest to też zdecydowanie najlepsze nagranie obok tytułowego "Give It To Me". Przyjemna kompozycja z dobrym beatem, ciekawie wplecioną gitarą i bardzo zgrabnym przepływem, szczególnie w okolicach refrenu. Znów rap Bory nie jest zły, choć nie tak dobry jak piosenkę wcześniej. Podobnie jak w title-tracku, bardzo mocno punktuje tutaj Soyou.

Jednak ten utwór to przede wszystkim Hyorin. Pokaz możliwości tej dziewczyny, próbka jej fantastycznej barwy i ekspresji. Miód na uszy. W dodatku wygląda na to, że jest to też badanie terenu przez wytwórnię przed ewentualnym solowym debiutem liderki Sistar. "Crying" to jej pierwsze podejście do pisania słów piosenki. Wyszło całkiem nieźle, chociaż jeżeli porównanie do wymiotowania nie jest inwencją tłumacza, to trzeba odhaczyć drobny minusik. Angielskie tłumaczenie >>TUTAJ<<.



08. Hey You
Całkiem pomysłowe nagranie, które niestety zostaje zepsute przez aranżacyjną nadgorliwość w refrenie. Cały urok zwrotek sprowadza się do klimatycznego, elektronicznego minimalizmu, który ma w sobie nieco ładunku retro i coś z muzycznego żartu. Całość brzmi po prostu intrygująco i nawet oryginalnie. Niestety refren zostaje zapchany tandetnymi efektami, a ostatnie dźwięki refrenu w ogóle zalatują polskim weselem. Mimo to stawiałbym tę piosenkę po jasnej stronie mocy dlatego, bo jest czymś względnie świeżym i powiewem muzycznego życia na tej dość monotonnej płycie. Słowa >>TUTAJ<<.



09. If U Want
Piosenka, o której zapomniałem, że w ogóle jest na płycie. Z założenia miała chyba być pokazówką dla głosów Hyorin i Soyou. Od tej strony się sprawdza, zresztą w ogóle wokale są mocnym punktem tej kompozycji. Niestet wszystko oprócz nich jest niesamowicie sztampowe i nijakie. Nie dość, że takich nagrań jest na tony, to jeszcze znów aranżacja momentami zawodzi, czyniąc całość jeszcze łatwiejszą do zapomnienia. Ale winienie tylko aranżacji w tym wypadku byłoby błędem. Równą winę ponosi nawet efektowna, ale niezwykle pospolicie brzmiąca linia melodyczna refrenu. Słowa >>TUTAJ<<.



10. Up and Down
Słychać, że to kompozycja z importu, zupełnie inne brzmienie niż reszty płyty, pomimo zachowania letniego klimatu. Właśnie gdyby nie ten leciutki, letni klimat zwrotek, powiedziałbym, że melodycznie bardziej pasuje na jeden z b-side'ów After School. Ale muszę też przyznać, że Sistar bardzo dobrze odnalazło się w tej estetyce, szczególnie przyjemnie brzmi część refrenu śpiewana w niższej tonacji. Mój numer trzy na tym wydawnictwie. Słowa >>TUTAJ<<.



Płytę domyka instrumentalna wersja title-tracku, którą pozwolę sobie pominąć.

A już za chwilkę powrót After School.

wtorek, 11 czerwca 2013

Starcie czerwca: Sistar - Give It To Me [MV]

Gorąca batalia, która elektryzuje przynajmniej męską część k-popowej widowni, właśnie nabrała dodatkowych rumieńców. Sistar ujawniło swój title-track wraz z teledyskiem i... Hm. Na pewno współczuję wszystkim płotkom i średniakom branży, którzy zaplanowali jakąś działalność na najbliższe tygodnie. Przebić Sistar, przy ich aktualnej popularności, z tą piosenką - będzie niezwykle trudno. A jednak ostateczny sukces kwartetu nie jest jeszcze przesądzony, bo w całej układance widać słabsze ogniwa.

Jeżeli chcecie jakiejś większej przedmowy przed tym klipem, odsyłam do wczorajszego wpisu >>TUTAJ<<. Na szybko przypomnę tylko, że "Give It To Me" to title-track drugiego albumu grupy Sistar, o którym więcej jutro. Za kompozycją znów stoi grupa Double Kick, która wyprodukowała także poprzedni przebój Sistar - "Loving U" (>>TUTAJ<<). Wygląda to także na trwalszy rozbrat z producentem kryjącym się pod pseudonimem Brave Brothers, który wcześniej ściśle współpracował z formacją i stał za jej innym zeszłorocznym hitem - "Alone" (>>TUTAJ<<).

Do wątku zmiany producenta jeszcze wrócę, ale najpierw teledysk. Warto podbić jakość, bo standardowe 360p bardzo lubi się z pikselami.



Wokół Sistar od niedawna kręci się jedno istotne pytanie. Pytanie proste, ale także fundamentalne i dla części fanów na pewno kontrowersyjne. Czy Sistar ma w ogóle rację bytu? Nie chodzi o to, że grupie brakuje fanów - wręcz przeciwnie, formacja jest na dobrej drodze na sam szczyt i dociera tam bez wsparcia żadnego z rynkowych potentatów. A jednak pytanie jest zasadne, bo wszystko, co dobre dla Sistar, do tej pory zaczynało się i kończyło na osobie Hyorin.

Kamieniem milowym dla formacji była pierwsza piosenka jej podgrupy - Sistar19, złożonej z Bory i właśnie Hyorin. Bora to ładna buzia, zgrabne ciałko i całkiem niezła tancerka, ale nie tylko śpiew, ale nawet rap idzie jej raczej mizernie (ma jeden czy dwa sposoby artykulacji, które tłucze we wszystkich nagraniach). Można dorabiać różne wizerunkowe teorie co do tego, dlaczego przyklejono ją w duecie do Hyorin, ale nie ma to większego znaczenia. W Sistar19 od początku chodziło o danie większego pola do popisu dla Hyorin i z pomocą jej talentu wokalnego i scenicznego, wyciągnięcie w górę całej głównej formacji. Pomysł chwycił i od "Ma Boy" (>>TUTAJ<<) zaczęła się wędrówka Sistar w górę drabiny popularności.

Jednak widać, że łby, które zmajstrowały tamten chwyt marketingowy, wciąż głowią się nad Sistar. I dobrze, bo bardzo zręcznie i w samą porę zareagowali na powstający problem. Brave Brothers nieco zbyt bardzo rozkochał się w głosie Hyorin. Jakoś go nie winię, bo uważam ją za świetną wokalistkę, ale jednak nie szło to w parze z interesami wytwórni. Już "Alone" (link gdzieś wyżej) było wokalnie zdominowane przez Hyorin. Ale tegoroczny przebój Sistar19 "Gone Not Around Any longer" (>>TUTAJ<<) to było już przegięcie. Niby duet, a w całej piosence Hyorin nie śpiewa bodaj czterech linijek.

To siłą rzeczy zaczęło rodzić pytania o zasadność istnienia formacji, której jedyną wartościową przedstawicielką jest, a przynajmniej wydaje się być, Hyorin. Wytwórni było to wybitnie nie w smak, bo koncepcja Sistar jeszcze nie została do końca wyeksploatowana, a odcięcie koleżanek od Hyorin mogłoby się dla całej trójki skończyć fatalnie. W dodatku Hyorin też nie wyszłaby korzystnie na zostaniu solistką. Wokalnie jest już gotowa, ale jako osoba wydaje się zwyczajnie za młoda na działanie solo. Na tak bogatym rynku nawet dla tak utalentowanej dziewczyny jest to dużym wyzwaniem. Nie wystarczy wyróżniać się na scenie, trzeba też umieć sprzedać się poza nią, a w tym względzie nie zauważyłem żeby Hyorin potrafiła zaistnieć. Jej czas jeszcze nadejdzie, może nawet wkrótce, a spadochron w postaci Sistar z pewnością okaże się pomocny.

Więc co takiego dokładnie stało się, że piszę jakby racja bytu Sistar została podtrzymana, a pytania o solową karierę Hyorin przestały być ważkie? Bora dalej wygląda, być może dalej tańczy i z całą pewnością nadal rapuje tak jak w każdej innej piosence z jej udziałem. Dasom wizualnie przekształciła się w jasnoskórego klona Hyorin, który wciąż ma problemy ze śpiewaniem bez wsparcia elektroniki, ale to i tak nie ma większego znaczenia, bo dziewczyna wśród internautów nosi piętno iljin* i nie wygląda na to, by miała się od niego uwolnić.

Hyorin to też nadal Hyorin - seksowna, przykuwająca męskie oko, ale przede wszystkim zachwycająca barwą i wokalnymi możliwościami. Chrypka, dołki, górki, falsety, rozpiętość skali, podparcie i wielka swoboda śpiewania. Dla mnie dziewczyna jest niesamowita.

No dobra, ale to nie są argumenty "za", raczej "przeciw". Więc jaki jest argument "za"? Soyou. Jest w tej piosence świetna. Na tyle na ile dostała na to szansę, pokazała kawał talentu. Z Hyorin trudno ją porównywać o tyle, że Hyorin jako powerhouse grupy, jej liderka i frontsmanka ma siłą rzeczy więcej miejsca dla siebie i dla swoich popisów. Ale Soyou nareszcie słychać, a słucha się jej z przyjemnością.

Przy czym to nie jest tak, że Soyou nagle przez noc wyrósł talent na strunach głosowych. Soyou potrafiła śpiewać już wcześniej tylko... Nie było tego słychać, bo ma bardzo podobną barwę głosu do Hyorin, ale nieco niżej zawieszoną. Dwa podobne matowe głosy, ale u Hyorin coś tam ćwierka, coś świdruje i kiedy zaczynają śpiewać razem, głos Hyorin natychmiast okazuje się dominujący i lepiej słyszalny, podczas gdy Soyou wypełnia tło.

Kwestia produkcji. Wcześniej Soyou często robiła za tło dla Hyorin, w nowej piosence została wyeksponowana, otwiera pierwszą zwrotkę i natychmiast rzuca się w oczy i uszy. A trzeba przyznać, że przy okazji bycia ciekawym głosem, jest to też kawałek zgrabnej, nawet wysokiej (jak na Azjatkę) dziewczyny. A na potrzeby nowych promocji jeszcze bardziej zadbała o sylwetkę, która teraz wygląda naprawdę imponująco. Nie będę osadzał w tekście, ale rzucę linkiem do ciekawego zdjęcia >>LINK<<.

Co do samego utworu to ogólnie rzecz biorąc jestem na tak, i to bardzo. Choć mam pewne zastrzeżenia. Bardzo podobają mi się smyczkowe inspiracje disco i zręcznie zbudowana na nich, bardzo dynamiczna i dość nowocześnie brzmiąca piosenka. Z jednej strony główna część refrenu jest szalenie prosta, z drugiej jest to olbrzymi atut, bo ten fragment można oczywiście zaśpiewać, ale nie ma też problemu, kiedy ktoś mniej utalentowany go sobie wykrzyczy w tłumie. To jest ten fragment piosenki, który wszyscy słuchający będą wykonywali razem z piosenkarkami.

W dodatku refren wydaje się składać na lwią część piosenki, choć jest to raczej zasługą bardzo dużej dynamiki nagrania niż faktycznej dysproporcji pomiędzy segmentami. Jeżeli mówimy o masowych przebojach, dominująca rola refrenu zawsze jest czymś pożądanym. Ale trzeba też pamiętać, że oprócz prostego, chwytliwego refrenu, piosenka ma też dużo popisowych wokalnie, bardzo zgrabnie zaśpiewanych wersów.

Jednak tutaj kończy się wystawianie laurki, bo - jak już wspomniałem - mam do tego kawałka pewne zastrzeżenia. O ile pierwsze przesłuchania były rewelacyjne, o tyle z czasem mój entuzjazm oklapł. Poprzednie nagrania grupy były przebojami między innymi dlatego, że zostały utrzymane w średnim tempie, które świetnie sprawdza się w radiu, nie przeszkadza w pracy - ogólnie rzecz biorąc, kiedy słuchacz przywyknie do piosenki, średnie tempo nie absorbuje. Ta piosenka jest bardzo dynamiczna i poza refrenem dość mocno zróżnicowana w brzmieniu. Jest głośna, a nie jest szczególnie taneczna. Dążę do tego, że na dłuższą metę, pomimo tego, że teraz słucha mi się jej przyjemnie, ta piosenka może słuchacza zmęczyć.

Co do teledysku mam znacznie bardziej mieszane uczucia. W żadnym razie nie jest zły, na dziewczyny patrzy się bardzo przyjemnie. Estetyka też jest miła dla oka. Montaż pasuje do tempa i natury piosenki. Tylko... Nie widzę związku pomiędzy brzmieniem i wyglądem. Wygląd jest zainpirowany rewią, burleską. Brzmienie to raczej disco, piosenka jest za szybka i "śliska" w brzmieniu na duży rewiowy numer...

Inna sprawa, że wideoklip mówi bardzo, bardzo niewiele o choreografii, która będzie towarzyszyła utworowi. Żeby wizuualnie oddać naturę utworu, korzystano z bardzo licznych przebitek, a to nie służy pokazywaniu układów tanecznych. Dlatego też realizatorzy nawet niespecjalnie próbowali pokazywać taniec, raczej koncentrując się na przebitkach na dziewczyny w różnych stylizacjach. Podejrzewam, że do piosenki przygotowano jakiś solidny kawał układu, bo Sistar od pewnego czasu z tym właśnie się kojarzy. Możliwe też, że obręcz na której siedzi Bora okaże się czymś więcej niż tylko rekwizytem. Ale to tylko domysły, a na dziś w rewiowym teledysku tańca i innych popisów jest raczej niewiele.

Do tematu na pewno jeszcze wrócę w tym tygodniu w taki czy inny sposób. Na razie temat tej piosenki zamykam. Jutro rozprawię się z resztą nowego albumu grupy, choć co napiszę - sam jeszcze nie wiem, bo celowo przesłuchanie wydawnictwa odłożyłem na później. A w czwartek i piątek After School. Na dziś zakładam, że całą serię zamknę w sobotę bezpośrednim pojedynkiem na punkty, ale wciąż zastanawiam się, czy występom nie poświęcić odrębnego wpisu. Wtedy temat przeciągnąłby się do niedzieli. Na ten moment plan działania wygląda tak:

10.06.13 - ważenie, czyli zbiór teaserów i przedpremierowych domysłów (poniedziałek) [>>TUTAJ<<]
11.06.13 - Sistar "Give it to me" recenzja teledysku i title-tracku (wtorek) [dzisiaj]
12.06.13 - Sistar "Give it to me" recenzja albumu (środa) [>>TUTAJ<<]
13.06.13 - After School "First Love" recenzja teledysku i title-tracku (czwartek) [>>TUTAJ<<]
14.06.13 - After School "Time's up!"(?) recenzja maxi-singla (piątek) [>>TUTAJ<<]
15.06.13 - pojedynek, czyli porównanie obydwu piosenek, klipów i występów (sobota) [>>TUTAJ<<]

* Aha, miałem wyjaśnić co to ten nieszczęsny iljin. Pierwotnie określenie stosowało się do ludzi mafii, szeregowych żołnierzy przestępczego półświatka. Dziś to na wpół slangowe określenie na młodzież, która w szkole zamiast uczyć się, koncentruje się na imprezach, ciuchach i popalaniu fajek. Patrząc na to od tej strony, Polska to kraj iljinów. Jednak, sądząc po internetowej nienawiści w stosunku do zjawiska, istnieją takie miejsca na świecie, gdzie wciąż takie podejście do życia i nauki spotyka się z poważną presją otoczenia. I dobrze.