piątek, 21 czerwca 2013

Odd Eye - 따라하기 바쁜걸 (Catch Me If You Can)

Dziewczyny z Odd Eye debiutowały tydzień temu ze swoim pierwszym singlem. Piosenka "Catch Me If You Can" (bo chyba na takim angielskim tytule ostatecznie stanęło) z miejsca przykuła moją uwagę i chciałem coś o niej napisać. A jednak odwlekałem sprawę z dwóch względów. Po pierwsze youtube'owy tytuł zawiera enigmatyczny dopisek "(kor ver.)", więc po cichu liczyłem na szybkie wypuszczenie wersji anglojęzycznej. Niestety, póki co w internecie nie mogę znaleźć nawet zwykłego tłumaczenia.

Po drugie, teasery i teledysk przebiły się do mainstreamowych mediów, a dziewczyny na swoim kanale zaprezentowały nagranie z trenigów do występu telewizyjnego - dlatego liczyłem, że doczekam się ich w którymś z dużych programów muzycznych. Niestety Odd Eye fatalnie wybrało moment na debiut, bo telewizje nie wyrabiają z upychaniem w swoich programach całkiem mainstreamowych występów popartych plecami w dużych wytwórniach. Konkurencja jest po prostu olbrzymia.

Cóż, może doczekam się i angielskiej wersji klipu, i występu telewizyjnego, ale dłużej zwlekać z tym tekstem nie zamierzam. Choćby dlatego, że dziewczyny zasługują na trochę uwagi i promocji. Szczerze powiedziawszy nie chodzi nawet o jakość ich debiutu. Po prostu strasznie podoba mi się ich muzyczny pomysł na siebie i to, że próbują z tym pomysłem trafić do mas, a nie kryć się gdzieś po kątach.

Jaki jest ten pomysł, zapytacie? Do pewnego momentu wydaje się standardowy - trzy ładne, zgrabne dziewczyny (jak to w k-popie) trochę śpiewają, trochę tańczą, trochę rapują. Gdzie więc haczyk? Cóż, one w pierwszej kolejności są triem smyczkowym.

Uwaga, teledysk dla pełnego efektu polecam oglądać w trybie pełnooekranowym.



Zacznijmy od samego utworu. Ponieważ wiem, że zaglądają tutaj osoby z pewnym muzycznym obyciem, szczególnie w temacie muzyki klasycznej, z miejsca zaznaczę, że doskonale zdaję sobie sprawę, co to tak naprawdę jest. Dziewczyny wzięły na tapetę Szostakowicza i jego VIII kwartet smyczkowy c-moll, op. 110. To, co słyszymy w tym nagraniu, to jedynie fragmencik całości (dla ciekawych, poniżej).



Ale jest to fragmencik całkiem zgrabnie wyselekcjonowany. Słychać, że dziewczyny wiedziały, czego szukają i co chcą osiągnąć. Wybrane fragmenty to bodaj najżywsze partie całej kompozycji, silnie nasycone dramaturgią i podświadomie wywołujące gęsią skórkę w słuchaczu. W samych nutach, ale także w sposobie ich zagrania, jest coś, co kojarzy się z kinem grozy, szczególnie tym czarno-białym.

Wokal i beat również zostały zgrabnie wkomponowane w całość. Szczególnie sekcja rytmiczna przypadła mi do gustu, wnosząc do całości sporo nowości. Jest w niej coś takiego, że nie tylko przenika poprzez uszy do mózgu, ale idzie gdzieś dalej, wędruje przez ciało szukając ujścia - czy będą to ręce, czy będą to nogi - nieważne, jakaś część ciała podchwyci ten rytm. A jednocześnie beat potrafi zgrabnie trzymać się drugiego planu, w żadnym momencie nie wypychając się przed muzyczne meritum. No i trzeba przyznać, że swoim brzmieniem po prostu pasuje do tej kompozycji.

Wokale już aż tak bardzo nie przypadły mi do gustu (choć wciąż trzymają poziom), bo gdzieś brakuje mi w nich dostatecznej mocy. Na pewno są ciekawe od strony samych proponowanych dźwięków - starają się mieć w sobie ten nowoczesny posmak brzmienia ulicy, a jednocześnie jest w nich ten bardziej tradycyjny, muzyczny sens i czucie tworzywa. Mam nawet takie odczucie, że im bliżej dziewczynom do bardziej klasycznego, melodyjnego brzmienia, tym ich głosy wypadają lepiej.

Sama kompozycja - nawet biorąc pod uwagę, że lwia jej część to gotowe klocki - wydaje mi się nadzwyczaj zgrabna. Jak już wspomniałem, słychać, że brzmienie zostało dobrane nieprzypadkowo i w całej kompozycji chodzi o uwypuklenie pewnych odczuć. Elementy zapożyczone zostały ułożone w pewną zakmkniętą całość, pasującą do popowej konwencji zwrotki i refrenu, a autorskie dodatki nie tylko nie kłócą się z brzmieniem klasycznej bazy, ale bardzo zręcznie się w nią wpasowują.

Chyba jedyny kompozycyjny zgrzyt odczuwałem przy przejściu między zwrotką a refrenem. Przeskok wydawał mi się zbyt nagły, nieprzygotowany, pomimo tego, że piosenka na łączeniu "bierze oddech". Jednak naumyślnie stosuję tutaj czas przeszły, bo moje zastrzeżenia tyczyły się dwóch, może trzech pierwszych przesłuchań i równie dobrze mogły płynąć z tego, że refren został wykorzystany w teaserach, które przesłuchałem niezliczoną liczbę razy i sam efekt większego osłuchania z tym fragmentem mógł wywoływać u mnie to odczucie niespójności.

To jeszcze kilka słów o teledysku, który urzekł mnie nadzwyczajną mieszanką prostoty i wyrafinowania. Od strony technicznej pomysł jest raczej prosty w realizacji, w dodatku podobne zabiegi zwielokrotniania/lustrzanego odbijania obrazu należą już do historii tworzenia teledysków.  A jednak wykonanie tego klipu, a raczej jeden jego konkretny aspekt, czynią ten teledysk czymś wyjątkowym. Powiązanie obrazu z muzyką. Niby taka prosta rzecz, wydawałoby się fundament każdego teledysku, a w dzisiejszych czasach wielu twórców kompletnie o tym zapomina.

W wypadku klipu do piosenki Odd Eye, to powiązanie jest w zasadzie sednem całego pomysłu i odbywa się na wielu poziomach. Różnorodne kształty pojawiające się na ekranie są nierozerwalnie powiązane z rytmem piosenki, a jednak - przez to, że konfiguracje kształtów niesustannie się zmieniają - nie tylko nie ma w nich monotonnii, ale wręcz dodają one życia do tego obrazu, w pewnym sensie prowadzą bardzo specyficzną narrację.

Drugim elementem jest właśnie efekt odbicia, który z kolei powiązany jest z melodią - kolejne przewijające się kadry cechują się większą płynnością przejść lub większą gwałtownością - w zależności od towarzyszącej muzyki.

Następnym aspektem jest sam dobór kadrów, który pomaga eksponować różne warstwy utworu. Kiedy obraz koncentruje się na twarzach śpiewających dziewczyn, siłą rzeczy nasz słuch bardziej będzie koncentrował się na wokalach, kiedy widzimy instrumenty, więcej uwagi poświęcimy właśnie im, a kiedy obraz dominują kształty, zajmie nas rytm piosenki.

Na koniec pozostaje stylizacja. Dziewczyny, a nawet ich instrumenty, wyglądem są dopasowane do tej nowoczesnej, lekko zadziornej koncepcji, jaką niosą ze sobą wokale, a jednocześnie nie jest to jakaś przesadnie uliczna moda, która kłóciłaby się z klasycznym brzmieniem smyczków. No i jest też czarno-biały filtr, czasem wzbogacony o różnego rodzaju szumy, który nie tylko pomaga zachować spójność obrazu i skupić uwagę widza na wcześniej wypunktowanych przeze mnie elementach, ale w dodatku w niepretensjonalny sposób potęguje klimat samego utworu. No i smaczkiem jest odwołanie do nazwy grupy - Odd Eye czyli po naszemu różnobarwność tęczówki, dość często spotykana m.in. u kotów (stąd kocie logo grupy).

To jeszcze tak na zakończenie wersja występowa. Nie mam pojęcia, czy one autentycznie grają tutaj na instrumentach i szczerze powiedziawszy... nie ma to większego znaczenia, bo jeżeli przyjdzie im wystąpić w jakimś mainstreamowym programie, to i tak nikt im nie pozwoli grać na żywo. Tak to działa w Korei. Natomiast sam układ bardzo mi się podoba, niby takie-tam chodzenie, ale każdy krok, każde tupnięcie, jest świetnie zgrane z beatem utworu.



I tak na absolutny koniec, jakby ktoś podważał, czy dziewczyny potrafią grać na swoich instrumentach, przeuroczy cover przeboju Cho Yong Pila pod tytułem "Bounce".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz