wtorek, 18 czerwca 2013

Lim Kim (Kim Ye Rim/김예림) - All Right

Jakieś dwa tygodnie temu >>TUTAJ<< pisałem o drobnym klipie, który zapowiadał solowy debiut Lim Kim. Piosenka była przeurocza, a jej muzycznym sednem był wokal Lim Kim. Dziewczyna dysponuje przepiękną, charakterystyczną, ciepłą barwą, która z miejsca urzeka. Ponadto widać, że trafiła w dobre ręce, bo pre-relesowa kompozycja nie tylko trzymała wysoki poziom, ale w dodatku była świetnie dopasowana pod głos piosenkarki.

Dlatego też zanotowałem sobie w pamięci, by mieć oczy i uszy szeroko otwarte, bo za dwa tygodnie doczekam się pełnoprawnego debiutu. Mądrzejszy o kilka przesłuchań piosenki promującej mini-album, stwierdzam konieczność stworzenia nowej notatki w swojej głowie. Notatka jest zwięzła: "Lim Kim - przyszła gwiazda".



W zasadzie nie wiem jak ugryźć opisanie tej piosenki, bo jedyne, co przychodzi mi teraz do głowy to to, że zamiast czytania moich pochwał, na pewno przyjemniejsze będzie kolejne przesłuchanie. Barwa Lim Kim jest naprawdę niebanalna i już samo to mogłoby uciągnąć wiele utworów. Ale efekt wydaje się być zwielokrotniony.

Jedna rzecz, że wokalistka dobrze panuje nad swoim głosem i wie, co z nim zrobić, żeby okazał się prawdziwym asem atutowym. Ale równie istotna jest ta sama świadomość po stronie producentów z nią współpracujących. Tak jak i "Colorring", ta piosenka wydaje się uszyta na miarę dla jej głosu.

Najciekawsze jest dla mnie jednak to, że po czasie stwierdzam, że najmocniejszym punktem całego nagrania jest to, do czego miałem największe pretensje przy pierwszych przesłuchaniach - sam muzyczny pomysł na tę piosenkę.

Bardzo łatwo przyszło mi zachłyśnięcie się barwą Lim Kim, tym jak bez wysiłku przechodzi przez kolejne dźwięki, jak zgrabnie prowadzi melodię i jak nastrojowo pozwala wybrzmiewać nutom. I miałem z tego powodu drobne pretensje do kompozytorów. Od strony wokalu i tekstu piosenka jest bardzo monotonna, cała muzyczna zabawa dzieje się w podkładzie. Szeroka gama zastosowanych instrumentów, dźwięków, efektów i chwytów tworzy w tle bardzo bogatą wariację brzmień. Na pierwszym planie wciąż jest wokalistka, a jednak ten zabieg wydaje się nieco umniejszać jej wadze.

Na szczęście przystanąłem na chwilkę, popatrzyłem na tekst, popatrzyłem na klip i od tamtej pory nie mogę przestać się śmiać oglądając ten teledysk. Przy czym nie jest to śmiech z gatunku "oglądam kabareciarzy", to jest raczej śmiech z gatunku "oglądam scenę w tawernie z Bękartów Wojny". Krótko mówiąc dowcipem nie jest dowcip, a pewien szerszy pomysł i jego wykonanie.

Angielskie tłumaczenie słów znajdziecie >>TUTAJ<<. Ta piosenka tak naprawdę jest o upierdliwym gościu, który najpierw z dziewczyną zerwał, a teraz próbuje "zachować się z klasą" i w kółko dopytuje co u niej, bardziej po to, by poprawić własną samoocenę, niż z faktycznej troski. Dziewczyna z jednej strony tym dotkliwiej odczuwa rozstanie, bo on wciąż kręci się wokół niej, a z drugiej strony jest znużona i zażenowana jego zachowaniem.

I tu dopiero na scenę wkracza pomysł na sprzedanie tego wszystkiego słowami. Bo pewnie, można to wszystko napisać wprost, pięknymi zdaniami - w lepszym wypadku wyjdzie patetyczna martyrologia lub umoralniająca prelekcja, w gorszym czczy banał. Ale można też zrobić tak, jak zrobili to autorzy tej piosenki. Można napisać względnie prosty tekst, a samą upierdliwość faceta, emocje odczuwane przez dziewczynę, wydźwięk całości - to wszystko sprzedać gdzieś między słowami, za pomocą muzyki, za pomocą głosu wokalistki, za pomoca teledysku, ale także za pomocą zapętlonego do granic przyzwoitości tekstu. Bo przecież ona te wszystkie znudzone "all right" nie kieruje do ściany, tylko do wciąż "troskliwego" byłego. W tym kontekście sensu zdobywa nawet ta dziwna, męska wstawka w środku utworu, która ma podkreślać faktyczną beztroskę mężczyzny.

Teledysk jest przedłużeniem tej treści. Widać to choćby na przykładzie tego męskiego przerywnika. Facet niby przejęty dalszym losem swojej byłej, zapewnia ją jaka to ona wciąż dla niego ważna, a w międzyczasie wywija break-dance na parkiecie. W ogóle cały teledysk jest niezwykle udany, posczególne sceny obrazujące namolność byłego są nie tylko zabawne i pomysłowe, ale wykonane z dużym wyczuciem smaku i idealnie wkomponowane w stylizację obrazu, która z kolei idzie ramię w ramię z klimatem muzyki.

Mógłbym tu wyliczać wszystkie kolejne smaczki, jak choćby Lim Kim uciekającą przed goniącym ją scenicznym światłem (bogowie, kolejna rzecz, którą umiem nazwać jednym słowem po angielsku, a polskiego odpowiednika nie znam - może zbyt śmiało zakładam, że w ogóle istnieje). Mógłbym, ale nie ma to chyba większego sensu, więc tylko dodam, że mój uśmiech zawsze budzi plaskacz wymierzony odwróconej głowie na portrecie.

Ale tak naprawdę klip kradnie sama Lim Kim, która jest w nim niesamowicie urocza i wiarygodna. I tutaj rodzi się w zasadzie jedno pytanie - ile czasu będzie potrzebowała, by zdobyć mainstreamową popularność. Wytwórnia chyba bardzo chciała proces przyspieszyć wypuszczając "pościelowy" teaser tej piosenki. Czy jej się udało, dopiero się przekonamy, bo z jednej strony krótki klip zyskał uwagę publiczności, ale z drugiej strony była to uwaga raczej negatywna - opinii publicznej nie przypadło do gustu świecenie tyłkiem. Biorąc pod uwagę, że dziewczyna jak mało kto nie potrzebuje tego typu promocji, jestem skłonny stanąć po stronie rozwścieczonego tłumu.



Co do samego mini-albumu, to oprócz "All Right" i "Colloring", znalazła się na nim mało ciekawa piosenka duetu Togeworl zatytułowana "Number 1" oraz dwie premierowe piosenki samej Lim Kim. Obie bardzo sympatyczne, utrzymane w podobnym, subtelnym klimacie. Na dodatek wytwórnia okazała się na tyle miła, by udostępnić te piosenki na swoim kanale YT.

Lim Kim - "Alice"



Lim Kim - "Like You Know It All"



BONUS
Jeżeli czytaliście mój poprzedni wpis o Lim Kim, to wiecie, że należy ona do duetu Togeworl, który startował w programie telewizyjnym "Superstar K3". Co ciekawe, do programu dostali się poprzez casting w... Nowym Jorku. Pnieważ znaczniki czasem działają - czasem nie, dodam że klip można przewinąć do 0:52, a może nawet ciutek dalej.



Zamieszczę jeszcze jeden ich występ, nie oszukujmy się - nieszczególnie udany, ale warto posłuchać jak Lim Kim radzi sobie z refrenem. Występ zaczyna się 1:04.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz