środa, 31 października 2012

Narsha - Bi Ri Pa Pa

Ha! Tytuł nie zachęca do słuchania, prawda? Nie dajcie się zwieść, bo piosenka jest świetna, na swój sposób intrygująca, tak jak i towarzyszący jej teledysk. Samo Bi Ri Pa Pa (lub jak kto woli - BBI RI BBAP-A) pozostaje równie enigmatyczne dla Koreańczyka, jak i dla każdego innego mieszkańca naszego globu. Powód jest prosty - to nie słowa, a jedynie zapis tego, co śpiewa wokalistka we fragmencie refrenu, czy też haczyku piosenki. Uwierzcie, że brzmi to lepiej, niż wygląda napisane.

Klip nie należy do najgrzeczniejszych i najprostszych w odbiorze. Również piosenka, choć na poły rytmiczna, na poły melodyjna, nieco odbiega od tego, co zwykło się słyszeć na popowych scenach. Nie jest to zaskoczeniem, biorąc pod uwagę osobę wykonawcy. Narsha wywodzi się z grupy Brown Eyed Girls, która słynie z niepokornego wizerunku i ambitniejszego brzmienia. Dobry przykład ich twórczości pokazałem w poprzednim wpisie (dla leniwych >>TUTAJ<<), a podobnych, jeśli nie ciekawszych, kawałków dziewczyny mają w swoim dorobku jeszcze kilka.

O samym utworze i teledysku postaram się napisać teraz jak najmniej, żeby nie zepsuć przyjemności z oglądania klipu, który znajdziecie poniżej. Po prostu dajcie mu szansę, bo choć zaczyna się dziwnie, jest naprawdę dobry. Jednak czuję się w obowiązku poinformować, że klip nawet w Korei wywołał nieco kontrowersji na tle religijnym. Chodziło konkretnie o chrześcijaństwo, więc po prostu bądźcie gotowi na to, że coś może Was urazić.



Jeżeli nie naprowadził Was czerwony wystrój sceny, umiejscowienie jej pod ziemią, czy tancerze przebrani za Freddy'ego Krugera, to podpowiem - tak, ta scena ma symbolizować piekło. W takim razie logicznym wydaje się założenie, że wokalistka w najlepszym wypadku jest kimś pomiędzy grzesznicą a kusicielką, a w najgorszym razie samym szatanem, co biorąc pod uwagę słowa piosenki, nie jest tak do końca wykluczone.

Narsha najpierw kusi. Obiecuje miejsce pozbawione radości i smutku, wolne od chorób, by po chwili przejść do postawy - "nie Ty nie byłbyś zainteresowany, po co ja Ci to mówię". Doskonale znany chwyt szatana i dobrych akwizytorów. A potem zaprasza w swoje progi, zachęca do oddania swojej zniszczonej życiem duszy. Obiecuje zapomnienie. Teledysk z polskimi napisami znajdziecie >>TUTAJ<<.

Jak zapewne zauważyliście, samo piekło i słowa piosenki nie są sednem kontrowersji. Na migający tu i ówdzie krzyż na szyi, czy cierniową koronę na głowie wokalistki, też myślę, że można przymknąć oko. Za to scena na plaży... Tu i owszem, tu się dzieje.

Dziewczyna siada nad księgą i... Zaczyna się modlić. Do trójzębu. A potem zamienia się w kruka. Chwila, czy mi się wydawało, czy ona miała za głową aureolę?! W jednym z kadrów przewijają się też białe (anielskie?) pióra. I te szaty, czy tylko mnie kolorystycznie przypominają to, jak zwykle przedstawiana jest Madonna? W dodatku, tuż przed przemianą w kruka, jej biała szata zostaje zbrukana krwistą czerwienią. No i znika jej aureola. A dziewczyna mimo wszystko wydaje się zadowolona.

Zauważcie, że to, co przedstawiłem powyżej, to tylko opis tego, co się dzieje - nie interpretacja. Z tą mam spory problem. Kruk zdecydowanie kojarzy się z diabłem, ale trójząb nie jest już tak jednoznaczny. Chociaż widły kojarzone są jako atrybut diabła, to trójząb zaliczany jest do wczesnej symboliki chrześcijańskiej, pojawia się na cmentarzach i przeważnie reprezentować ma Świętą Trójcę. W dodatku, jeśli sięgnąć do średniowiecznej symboliki kolorów, to okaże się, że czerwień wcale nie jest poczytywana negatywnie, nawet wspomniana Madonna często odziana jest także w ten kolor.

Jak już wspomniałem, klip wywołał falę oburzenia w Korei. Z punktu widzenia świata zachodniego, Japonię i Koreę często wrzuca sie do jednego worka. Ateistyczna Japonia faktycznie pozwala sobie traktować religie zachodu z dowolnością z jaką my nierzadko traktujemy choćby mitologię grecką. Z Koreańczykami, choć to wciąż naród świecki, jest nieco inaczej. Według różnych źródeł, chrześcijanie (różnych obrządków) stanowią tam od 1/4 do nawet 1/3 społeczeństwa, co obok buddyzmu czyni ich religię jedną z dwóch liczących się w kraju.

Pod wpływem reakcji opinii publicznej, głos zabrał reżyser klipu, który zaznaczył, że wieniec, a raczej cierniowa korona, jest symbolem pokuty bohaterki, a szata nasiąkająca krwią ma narzucać skojarzenie z jej bolesną przeszłością. Patrząc w ten sposób, należałoby rozgraniczyć ognistowłosą dziewczynę i pozostałe postaci kobiece pojawiające się w teledsyku. Nawet jeżeli w fizycznym znaczeniu ma to być ta sama osoba, to musiała w niej zajść jakaś przemiana wewnętrzna. Musiała usłuchać głosu, którym teraz sama wabi innych ludzi do pójścia w jej slady, co tłumaczyłoby te wszystkie dopowiedzenia o woli cofnięcia czasu itp.

Patrząc pod tym kątem na scenę przemiany, można zauważyć, że kiedy jej szata zaczyna spływać krwią, światło bijące od aureoli zaczyna się cofać, a na twarzy dziewczyny pojawia się zmieszanie. Ona szukała odkupienia w modlitwie, ale jej przeszłość wymagała pokuty. Pokuty, na którą nie jest gotowa, co symbolizuje ciągła walka z nałożoną cierniową koroną. Dlatego bohaterka zdecydowała się usłuchać kuszącego głosu i wybrała łatwiejszą drogę zapomnienia, co symbolizuje jej przemiana w kruka. Wtedy stała się postacią, która wodzi na pokuszenie bohatera klipu.

Oczywiście mogę się kompletnie mylić, tak to bywa z interpretowaniem cudzej pracy. Natomiast nie pomylę się wyrażając własną opinię na temat tego, co zobaczyłem i usłyszałem. Wizualnie teledysk jest piękny. Świetne, niebanalne ujęcia, duża rola kolorów i oświetlenia, a przy tym zachowana stylistyczna spójność pomimo dużej różnorodności scen. Ciekawy jest również nacisk położony na twarze bohaterów, ich mimikę, a przede wszystkim na wyraz oczu jako środek przekazywania treści i emocji. No i od pierwszej sceny klip intryguje.

Podobnie intrygująca jest muzyka. W warstwie podkładu użyto bardzo nietypowych, nawet lekko drażniących ucho dźwięków, ale jednocześnie potęgujących nastrój tajemnicy. Podobnie jest z wokalem. Pozbawiony znaczenia refren i wyciszony, wręcz wyszeptany, początek piosenki i niejednoznaczne słowa mają przede wszystkim zaciekawić słuchacza. Potem piosenka nabiera mocy, Narsha zaczyna śpiewać pełnią głosu, a sam wokal staje się bardziej melodyjny. Nie jest to może materiał na przebój dekady, ale całość wpada w ucho, a jego przemyślana konstrukcja jest nieco bardziej wysublimowana niż w zwykłym popie.

Wartością dodaną są dla mnie takie smaczki jak tancerze przebrani za Koszmar z ulicy Wiązów, czy inskrypcja na pulpicie, który najwyraźniej należał kiedyś do gościa, który urodził się dziewiątego września - tak samo jak ja, tylko troszkę ponad sto lat wcześniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz