poniedziałek, 22 października 2012

Girls' Generation - Gee

Do tej pory pokazywałem bardziej pikantną stronę k-popu. Dzisiaj przyszła pora na jego słodką odmianę. Chociaż słowo "słodka" chyba nie oddaje dobrze tego, co za chwilę zobaczycie. Pozostawia zbyt wiele pola do interpretacji.

Weźmy taki cukier. Cukier jest słodki. Ale przecież cukier ma formę bardzo eleganckich białych kryształków, które dodatkowo można zbić w jeszcze bardziej estetyczne kostki, które to nasz lokaj na nasze polecenie może specjalnymi szczypczykami wybierać z bogato zdobionej cukiernicy i delikatnie upuszczać w naszych pięknie wykończonych filiżankach z najlepszej porcelany. Wtedy my, łaskawie i z wielką wrodzoną gracją, możemy  podnieść owe naczynia do ust i, obowiązkowo z odgiętym paluszkiem, raczyć się słodko zabarwionym naparem.

Jak taki obraz ma się do tej siejącej grozę koreańskiej słodyczy? No, nie bardzo.

Zmodyfikujmy naszą scenę. Spójrzmy prawdzie w oczy, zwykły z nas plebs i lokaja nie mamy. Jesteśmy na kawce czy herbatce u jakiejś średnio odległej rodziny. Na tyle odległej, by nie móc swobodnie przełamywać konwenansów. Na tyle bliskiej, by nie móc odmówić w obawie o urazę czyichś uczuć (a co, jesteśmy z tych delikatnych).

Całe spotkanie od strony kulinarnej bardzo wnikliwie nadzoruje nestorka rodu, która nie tylko uważa, że filiżanka herbaty bez co najmniej trzech łyżek cukru nie jest dość słodka, ale także dba, by z naszego talerzyka nigdy nie znikały wszelkiej maści słodkie wypieki. W dodatku dla tej kobiety nie istnieje pojęcie sprzeciwu. Jeśli gestapo miało sekretarki, to ona prawdopodobnie była jedną z nich. Całe spotkanie rozgrywa się w do bólu ciepłej scenerii starych mebli i serwisów chowanych specjalnie na takie okazje.

I jak? Ten obraz jest... Przesłodzony. Ale to jeszcze nie to.

Załóżmy więc, że jesteśmy z tych tolerancyjnych typów, które to typy doszukują się w kobietach ukrytego, wewnętrznego piękna (czyt. nie przeszkadza nam, że dupa jest durna, póki ma wszystko na swoim miejscu). A nasz obiekt chwilowych westchnień wewnętrznie jest wyjątkowo bogaty. Aż trudno ogarnąć ogrom emocji, które muszą targać dorosłą kobietą, która non-stop zachowuje się jak nastolatka na okresie na koncercie Biebera. Nic dziwnego, że nasza luba próbuje wylać z siebie te wszystkie emocje i uporczywie usiłuje zostać artystką.

Ponieważ jesteśmy wytrwali i wiemy, czego chcemy, prędzej czy później trafiamy do jej gniazdka. Już od progu atakują nas ściany pobazgrane kolorami, których nawet nie potrafimy nazwać. Siadamy na... Meblach? Tak nam się przynajmniej wydaje. Gdzieś po podłodze przebiega coś futrzastego z różową kokardą. Jeżeli nie wabi się "Dzwoneczek", będziemy zawiedzeni.

Gospodyni wraca do nas z jakimiś kolorowymi kubkami. Kubki malowała chyba sama, ale płyn w środku wydaje się podejrzanie normalny, prawdopodobnie to jakiś instant. Instant, nie instant - słodkie to to nie jest. Sięgamy do cukiernicy, by odkryć, że ktoś zastąpił cukier pudrowymi cukierkami - "Hi,hi,hi! Bo tak jest fajniej!". Z szacunku do własnej osoby zrywamy z tą kobietą wszelką znajomość. Po pierwszej nocy.

Tak, teraz jesteście chyba gotowi.



Przyznam, że nawet trochę szkoda mi tych dziewczyn. Przynajmniej część z nich ma solidne głosy i śpiewać potrafi, a to jest ich największy przebój. Ale taka jest właśnie cena sukcesu na tamtym rynku. Na tego typu cukierkowate utwory po prostu jest zapotrzebowanie. Dość powiedzieć, że ten konkretny klip ma blisko 90 milionów wyświetleń na YT. "Gangnam Style" ma wprawdzie sześć razy tyle (edit: skąd miałem wiedzieć, że kilka miesięcy później przebije miliard?), ale niemniej jednak liczba jest imponująca.

Zresztą  90 milionów oznacza, że gdyby klip oglądali wyłącznie mieszkańcy Korei Południowej, w przybliżeniu każdy obywatel (wliczając noworodki i mocno posuniętych wiekowo seniorów), musiałby wyświetlić to konkretne nagranie dwa razy.

Oczywiście matematyka bierze w łeb, bo utwór spotkał się z wyjątkowo ciepłym przyjęciem w Japonii, gdzie ukazał się jako drugi singiel grupy i... Pobił większość rekordów tamtejszej fonografii jeśli idzie o zagraniczne grupy żeńskie, m.in. dostając się na drugie miejsce listy sprzedaży.

Sam kawałek, przy całej swojej szalonej estetyce, jest całkiem chwytliwy i nie mogę powiedzieć, że mi się nie podoba. Bardzo możliwe, że gdyby 3 lata temu portale społecznościowe odgrywały tak dużą rolę, jak teraz, zrobiłby nieco większą karierę, tak jak robi to teraz wspomniany już "Gangnam Style". Z drugiej strony należy zauważyć, że to nie jest niespotykany rodzaj twórczości w Korei, a nawet patrząc szerzej w Azji. Styl ten ogólnie określa się mianem aegyo, a "Gee" jest jego bardzo reprezentatywnym i całkiem strawnym przykładem. Jeśli ta stylizacja Wam nie odpowiada, muszę lojalnie uprzedzić, że w internecie czai się tego więcej i to w znacznie bardziej zwyrodniałych formach.

Na zakończenie ciekawostka. Zespół nazywa się Girls' Generation, jednak w internecie często spotkacie się z nazwą SNSD. To skrót od koreańskiej nazwy 소녀시대 (rom. Sonyo Shidae).

POSTSCRIPTUM
Na najnowszym, czwartym już, albumie formacji pojawiła się piosenka "Dancing Queen". Piosenka ta wraz z teledyskiem mocno nawiązującym do klipu "Gee" była elementem promocji płyty przed premierą. Jak się później okazało, "Dancing Queen" przez długi czas miało ukazać się zamiast "Gee". Jednak ze względu na komplikacje natury prawnej, do wypuszczenia "Dancing Queen" w tamtym czasie dojść nie mogło i piosenkę zastąpiono "Gee". Moim zdaniem z pożytkiem dla grupy. Więcej o "Dancing Queen" piszę >>TUTAJ<<.

BONUS
zuo


2 komentarze:

  1. "W dodatku dla tej kobiety nie istnieje pojęcie sprzeciwu. Jeśli gestapo miało sekretarki, to ona prawdopodobnie była jedną z nich." - powinieneś umieszczać znacznie więcej humoru w swoje teksty. XDD

    A co do piosenki... Jest taka se. Zła nie jest, ale też nie powala. Nie przeszkadzałoby mi słuchanie jej, ale na pewno nie puściłbym jej w pętli jak to często mam w zwyczaju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do czasu "Gangnam Style" ta piosenka przeważnie była pierwszym kontaktem obcokrajowca z kpopem, może dlatego patrzę na nią inaczej, bo faktycznie do słuchania na zapętleniu się raczej nie nadaje.

      Co do humoru - nie zawsze mam wenę, nie zawsze mam chęci. Z początku miało być tylko tak, ale z czasem za bardzo zaplątałem się w pisanie o nowościach, żeby silić się na jakieś bardziej zawiłe (i czasochłonne) zabiegi w samych tekstach.

      Usuń