poniedziałek, 12 sierpnia 2013

B.A.P - Badman

Jest tak wiele powodów, dla których ta piosenka powinna zostać zatytułowana "Batman", że aż zaczynam podejrzewać, że w oryginale taki właśnie był jej tytuł. Tak czy inaczej "Badman" znaczy wydanie nowego mini-albumu grupy B.A.P i z tej okazji miałem przyjrzeć się wszystkim trzem teledyskom wypuszczonym w związku z tą płytową premierą.

A jednak "Coffee Shop" i "Hurricane" znów lądują na myślowej półce, bo... Bo nie chce mi się o nich pisać. To nagrania z takich czy innych powodów wadliwe, miały znaleźć się w tym tekście jako uzupełnienie pewnego obrazka, pokazanie przekroju pewnego muzycznego projektu, ale... Teraz uważam to za bezcelowe, bo "Badman" jest materiałem dość ciekawym sam w sobie, by nie potrzebować tych piosenek jako jakichś zapełniaczy.

Nawet jeżeli Wam się nie spodoba, klip do "Badmana" po prostu trzeba zobaczyć. I to najlepiej w wysokiej rozdzielczości i na pełnym ekranie. Bo o ile muzycznie i treściowo projekt troszeczkę się rozłazi, to wizualnie... Wizualnie "Badman" jest spektakularny.



Od strony czysto operatorskiej, to jeden z najlepszych teledysków, jakie w życiu widziałem. Jakość ujęć stoi na poziomie hollywoodzkich superprodukcji, a na to nachodzą jeszcze filtry obrazu i zręczny montaż, które również pachną bardziej kinowym blockbusterem niż videoklipem dla boys bandu. Ujęcia w zwolnionym tempie, wysięgniki, ujęcia a'la bullet time - sam sprzęt, i fachowcy wykorzystani do jego obsługi, musiał być niezwykle kosztowny.

To, co widzimy na ekranie, wydaje się nie tańsze. Ponad setka statystów - wszyscy ucharakteryzowani i przebrani. Do tego wynajęty plan zdjęciowy w Detroit, ponoć ten sam, na którym kręcono bay'owskie "Transformery". No i ktoś z pewnością dostał trochę pieniędzy za samą wizualną koncepcję dla B.A.P. W wielu wypadkach przebrania i stylizacje naszykowane dla koreańskich boys bandów bywają tak pretensjonalne, że aż śmieszne.

W wypadku "Badman" wizualna koncepcja B.A.P również ociera się o śmieszność... Dopóki nie zobaczy się finału teledysku. O czym właściwie jest ten teledysk i o czym jest ta piosenka? Co tu się właściwie dzieje? Przyznam szczerze, że do tej pory mam problem z jasną interpretacją. Mam wrażenie, że projekt w pewnym momencie wymknął się spod kontroli autorom lub zabrakło im jasności co do kierunku, w którym zmierzają. W efekcie całość treściowo trochę się rozłazi i wymaga dużo samozaparcia i dobrej woli, by jakoś rozsądnie to zinterpretować.

Zacznijmy może od samego obrazu, a dokładniej skupmy się na przebiegu fabularnym klipu, bo do szczegółów będę jeszcze wracał dalej. Sednem klipu jest starcie dwóch wrogich grup. Jedna ubrana jest spójnie, dobrze wyposażona i uzbrojona. Wizualnie przywodzi na myśl jednostki policyjne - coś pomiędzy oddziałami prewencji, a SWAT-em, choć nigdzie w klipie nie jest pokazane wprost, że to jest policja. Brak jasnych oznaczeń, brak radiowozów, gdzieś tam na tylnych drzwiach furgonetki można dopatrzeć się fragmentu napisu SWAT (amerykańska nazwa antyterrorystów), ale prędzej uznałbym to za niedopatrzenie niż celowy zabieg. Twórcy nie starają się stanąć po stronie frakcji w uniformach, toteż unikają jawnie określenia ich jako policji - w sensie reprezentantów prawa i społeczeństwa.

Druga grupa jest znacznie bardziej chaotyczna, to coś pomiędzy zorganizowaną grupą chuliganów, dzikim tłumem i grupą przestępców. Twarze wielu zakryte są maskami, chustami, okularami i kominiarkami, w rękach trzymają wszelkiej maści zaimprowizowaną broń - łańcuchy, pałki, pręty, nawet kije hokejowe. "Nie-policja" też jest uzbrojona po zęby - pałki, tarcze, nawet strzelby.

Jednak na tym podobieństwa się nie kończą. Pisałem o maskach po stronie przestępców, ale przecież maski są też po stronie "nie-policji". Ten tłum w większości ma pozostać bezimienny - każdy może stać po jednej i po drugiej stronie. A jednak nie wszystkie twarze pozostają zakryte i tu dopiero widzimy ciekawą spójność. Ludzie - tak po jednej, jak i po drugiej stronie - mają wyrytą na twarzy nienawiść i agresję. To nie jest tak, że tutaj ktoś kogoś bije w słusznej sprawie. Nie, to jest zezwierzęcony tłum po obydwu stronach. Obie frakcje wzajemnie się prowokują i obie rzucają się na siebie w amoku, nie wykazując cienia litości.

"Nie-policjanci" okładają swoich przeciwników pałkami po czym się da - po głowach, po kręgosłupie, widzimy jak jeden z chuliganów jest zwyczajnie duszony, a inny zostaje... Zastrzelony. To nie jest pokazane wprost, ale za pomocą zręcznej przebitki. Tuż przed sceną postrzelenia w zaułku widzimy jak "nie-policjant" mierzy do wroga ze strzelby z wyrazem szału na twarzy. Podobieństwo kadrów i ich bezpośrednie następowanie po sobie po prostu nie może być przypadkowe.

W ogóle scena transakcji w zaułku wydaje się kluczowa dla całego obrazu. Bez niej można by odnieść wrażenie, że autorzy nawet stają po stronie bandytów, którzy przez cały klip są brutalnie bici przez przeciwników, podczas gdy nie widzimy by sami chuligani robili komuś krzywdę. Dopiero scena w zaułku pokazuje wprost morderstwo. Z drugiej strony, przez zasugerowany wystrzał "nie-policjanta" nie dochodzi też do odwrócenia szachownicy - klip nie staje też po stronie ludzi w uniformach. Cały czas pozostaje neutralny, z jednakową wzgardą patrząc na obie strony.

To zresztą zostaje zaakcentowane przez sam finał teledysku, który następuje tuż po scenach wystrzału. Gniew Boży. Następuje wybuch - niezbyt silny, a jednak zakłóca obraz w kamerze, a wszyscy walczący padają na ziemię i zaczynają wić się w konwulsjach, bez żadnej wyraźnej przyczyny. I warto podkreślić, że dotyczy to obydwu walczących stron. Zupełnie jakby te strzały, te popełnione zbrodnie przeciwko życiu, przelały czarę goryczy.

Jedynymi stojącymi pozostają wokaliści grupy, którzy z dziwną mieszanką litości, wzgardy i pewnego dystansu patrzą na całe pobojowisko. W tych swoich dziwnych stylizacjach, z pomalowanymi twarzami i strojami nie przypominającymi zwykłych ubrań, całkiem nie dotknięci ani przez zawieruchę bitwy, ani przez siłę, która położyła jej kres - wyglądają jak miejscy bogowie, którzy nie mogli patrzeć na to, co się dzieje i pokarali równo obie strony jako jednako winne.

Większy problem mam z tekstem piosenki. Angielskie tłumaczenie znajdziecie >>TUTAJ<<. A mój problem jest następujący - ten tekst pasuje do każdego i do nikogo i na dobrą sprawę nie wiem, czy patrzeć na niego przez pryzmat słów jednej osoby, czy raczej jest to dialog. Nie wiem też na ile stoi za nim sam Bang Yong Guk, a ile do powiedzenia miała wytwórnia. Oficjalnie firmuje się to jego nazwiskiem, choć gdzieś wyczytałem, że tyczy się to tylko rapu.

A najciekawsze jest to, że zależnie od tego jak na ten tekst spojrzeć, jest on niezwykle płytki i rozczarowujący lub wręcz przeciwnie - bardzo dobry i jak na standardy popu ciekawy - tak od strony tematyki, jak i spojrzenia na nią.

W wariancie płytko-komercyjnym jest to najzwyklejszy w świecie macho-bełkot, w którym słowo badman nie ma większego znaczenia. Ot facet wygrażający wszystkim wkoło, że świat nie może być dalej taki, jaki jest i obiecujący, że wszystko zmieni i nie cofnie się przed niczym, jednocześnie rzucający pretensjonalnym badmanem zupełnie bez zrozumienia wypowiadanych słów. To jest możliwe, choćby ze względu na to, że po kompozycji muzycznej widać ingerencję wytwórni w całość.

Ale spróbujmy - może nawet nieco na siłę - wczytać się w ten tekst. Piosenka otwiera się słowami:
The despair that I hear in the darkness
The world that is ridden with fear
Potem następuje rap, który pokrótce mówi "Dość! Ten świat trzeba przewrócić do góry nogami, bo tak dalej być nie może." Spójrzmy teraz na refren:
I’m a Badman
I will imprison you in darkness
AH! AH! AH! AH!
See how you’re ridden with fear
I teraz rodzi się pytanie - czy to śpiewa już inna osoba? Złoczyńca? A może to cały czas jest ta sama postać? Jeżeli tak, to przechodzi ciekawą transformację. Z osoby, która nie może się pogodzić ze strachem i ciemnością rządzącymi światem, w osobę, która sama straszy swoich wrogów tym samym. I to by się zgadzało, bo przecież wcześniej "słyszymy" (po koreańsku :P ) :
This is a war against crime
I will repay you the exact same way
Tooth for a tooth, eye for an eye, remember those words
There’s no forgiveness in us
I wszystko by się zgadzało, układało w logiczną całość, gdyby nie to, że bohater sam zaczyna się tytułować "Badman", a swoją odnowę świata ma zamiar wdrażać na drodze przemocy. I wiecie co, to wbrew pozorom trzyma się kupy, ale na pewnym abstrakcyjnym poziomie. Bo ta piosenka jest o ideałach, o chęci zmieniania świata i o tym, że jeżeli ktoś połączy te ideały z przemocą, staje się "badmanem" - nie lepszym od tych, od których władzy chce uwolnić świat.

Właśnie stąd bierze się ta dwoista, niejasna i mało konkretna natura tekstu. Tak, padają słowa o zbrodni i walce z nią, ale... Na tyle, na ile dane mi było poznać poglądy ludzi z drugiej strony barykady, oni często występują przeciwko prawu z poczucia krzywdy i niesprawiedliwości im wyrządzonej. Nawet jeśli nie mają racji, to w ich przekonaniu nie oni są przestępcami, a ci wszyscy "psychopaci" w telewizji - nie psychopaci z nożami, psychopaci z pieniędzmi i władzą, nie patrzący na szarego człowieka pod swoją podeszwą. Psychopaci z pałkami, którzy wyolbrzymiają drobne występki, przymykając oczy na poważne przestępstwa.

W tym kierunku myślowym szczególnie kieruje mnie rap Zelo:

Yeah guys, who dares to stop us?
The air in this city is so suffocating
You’ve been wrong since the beginning, come here, I’m serious
I won’t stop till I cut off all the dirty leaves
I won’t yield
You will shed the same tears, you got that?
To nie jest głos rozsądku, nie głos obrońcy ładu i porządku, nie głos obrońcy w ogóle. To głos mściciela, to głos rewolucji, to głos tłumu. Nie chodzi o obronę czegoś, chodzi o oczyszczenie społeczeństwa, ale bez podania jasnego kryterium i jasnych argumentów. Ale dzięki temu ten tekst moźna także odwrócić, można go włożyć w usta zwykłych, prawych obywateli, którzy rozpaleni gniewem pragną zrmsty na przestępcach. Tylko ta krwawa, brutalna zemsta, ta zapowiedź upodlenia swojego wroga - to czyni każdego wypowiadającego te słowa równie złym, co zło, z którym zamierza walczyć.

Może za bardzo wpatruję się w ten tekst, może przemawia przeze mnie skrywany pod skórą nietscheanizm, a konkretniej jedna z częściej powtarzanych myśli niemieckiego filozofa - "Ci, którzy walczą z potworami, winni uważać, by sami się nimi nie stali. Kiedy patrzysz w otchłań, ona także patrzy w Ciebie." A jednak widzę pewne poparcie mojej interpretacji także w teledysku. Raz, że obraz stara się pozostać bezstronnym i piętnuje na równi obie strony. Dwa, że walczące strony nie spotykają się z zemstą, one spotykają się z karą za swoje błędy. Tu nigdzie nie ma gniewu, nie ma osobistej cielesnej interwencji. Wszyscy, którzy pobłądzili, zostają jednakowo rażeni.

W tym świetle inaczej patrzy się na te pojedyncze przebitki. To nie tyle dowody na to, że po stronie chuliganów widzimy zwykłych ludzi z normalnym życiem. Nie, to są wyrzuty sumienia, które pokazują, że zostawili oni normalne życia, niepozbawione pięknych chwil i emocji - miłości, wolności, radości czerpanej ze sportowej rywalizacji. I to wszystko zamienili na co? Na nienawiść, żądzę zniszczenia przeciwnika i nadchodzące zniewolenie jako konsekwencję wystąpienia przeciwko prawu. Szczególnie ten ostatni element zostaje plastycznie pokazany poprzez obraz parkourowca, który - za sprawą przebitki - w trakcie lotu napotyka na ogrodzenie.

W tym kontekście można też znaleźć logiczne miejsce dla wielkiej, czarnej pięści, którą widzimy w teledysku. Ta monumentalna rzeźba upamiętnia Joe Louisa, czarnoskórego pięściarza, który swoje wielkie sukcesy odnosił w czasach, gdy nawet świat sportu zamykał się na ludzi o jego kolorze skóry. Jego wielkie sukcesy na ringu, poparte jego osobowością, miały dużą wartość wizerunkową. "Brown Bomber" pomógł poprawić wizerunek swojej dyscypliny, stał się medialną ikoną, z której amerykański rząd chętnie korzystał w swojej anty-nazistowskiej propagandzie, ale przede wszystkim miał duży wpływ na zaakceptowanie społeczności afroamerykańskiej w świecie sportu.

Pomnik w samej swojej formie, odarty z tła historycznego, jest pochwałą siły, symbolem siły woli przełożonej w czyn, by obalić jakąś zaporę (pięść jest podwieszona na rusztowaniu jak średniowieczny taran). Jednak w świetle historycznym trzeba dodać tu jeszcze jeden, kluczowy aspekt. Ten pomnik ma przypominać, że to wszystko można osiągnąć pokojowo, bez uciekania się do samozwańczej sprawiedliwości, przemocy, zemsty i wypowiadania wojny tym, którzy stoją po drugiej stronie.

No dobra, a gdzie tu ten Batman, o którym wspominałem na początku. Otóż filmy Nolana podejmują bardzo podobną tematykę, przedstawiają samozwańczych bohaterów, którzy bardziej niż sprawiedliwości, szukają zemsty. Batman, Bane, Ra's al Ghul, Two Face - oni wszyscy są samozwańczymi mścicielami. Nawet Joker - okaleczony szaleniec, który zagubiony w swej nienawiści próbuje wywrzeć zemstę rękami innych ludzi, jednocześnie udowadniając, że wszyscy są równie źli i spaczeni, co on.

No dobra, ale gdzie konkretnie widzę nawiązania do Batmana? To nie tyle nawiązania, co pewien dyskurs. Batman koniec końców okazuje się bardzo czarno-biały. Źli przeciwko dobrym. Szaleni złoczyńcy przeciwko prawym gliniarzom, ludzie o słabym charakterze przeciwko idealistom walczącym z przeciwnościami losu, a na koniec, po serii patetycznych monologów i teatralnych bitew, triumfuje dobro.

W "Badmanie" jest inaczej, jest więcej szarości. Policjanci okazują się nie lepsi od swoich przeciwników, obiema stronami włada szał bitewny, a nie zdrowy rozsądek i pragnienie czynienia dobra. Jednocześnie obalany jest mit motywacji do czynienia zła - gdzie Batman pokazuje ludzi złych z natury, których pojęcie sprawiedliwości nieomal z definicji musi być wypaczone, tam Badman pokazuje ludzi, którzy zboczyli z właściwej ścieżki nie ze względu na przyrodzone im zło, a z chęci czynienia dobra, ale złymi środkami.

No i chodzi też o samą warstwę dźwiękową. Raz, że w moście przed finałem słyszymy ten zniekształcony głos, który brzmi trochę jak to śmieszne mruczenie bale'owskiego Batmana, choć nieporównanie poważniej. Dwa to te charakterystyczne, miarowe okrzyki, składające się na fragment tła dźwiękowego przez większośc piosenki - na jakimś poziomie przypominają one głosy tłumu więźniów z trzeciej części Batmana.

Podobieństwo jest odległe i może bym je sobie odpuścił, bo nie byłaby to przecież pierwsza piosenka z miarowymi okrzykami w podkładzie, a jednak na samym wstępie dostaję coś, co sprawia, że o ile mogę uwierzyć, że twórcy nie starali się celowo wdawać w dysputę z Batmanem, to mieli ten film w głowach. Na samym wstępie słychać oddychanie przez maskę, bardzo podone do tego bane'owskiego.

Ale tak naprawdę ten Batman w mojej głowie zrodził się z oczywistego podobieństwa w tytułach (wg starego standardu hangulu, d i t nie są rozróżniane w pisowni, więc transliteracja obydwu słów byłaby taka sama). A za skojarzeniem poszła inna rzecz, która nie pozwoliła mi zapomnieć o tej myśli. Wyobraźcie sobie sześciu facetów z brzuszkami, przebranych za Batmana a'la Adam West i wykonujących tę marionetkową choreografię trzymając peleryny w rozpostartych ramionach, kiedy to tylko możliwe. A z głośników sączy się melodyjne "I'm a Batman!". Przepraszam, możliwe, że właśnie zepsułem Wam ten teledysk ;)

Ale się rozpisałem, a mam jeszcze kilka słów do wtrącenia o samej piosence. Wstęp jest fajny, rapowane segmenty trzymają wysoki poziom - tak od strony głosów, jak i od strony podkładu, ale... Refreny! Refreny są zbyt boysbandowe. Ta piosenka znacznie lepiej brzmiałaby, gdyby większy ciężar położyć na rapie. Byłoby i więcej treści do analizowania i forma piosenki zdecydowanie lepiej odpowiadałaby jej treści. Bez tego mamy taki znośny consensus, który nie psuje nagrania, ale ujmuje z jego potencjalnej wartości. To nagranie mogło być hip-hopowym hitem, a tak wciąż ma na sobie piętno boys bandu, które wielu odbiorców odstraszy.

Największe pretensje mam do segmentów rozpoczynających się przeciągłym okrzykiem "ooo". Nie są one złe same w sobie, ale kiepsko komponują się z resztą nagrania. W tej chwili zdołałem się już do nich przyzwyczaić, ale z początku trochę drażniły mnie w uszy. No i nawet nie zmieniając refrenu, przydałoby się ciutek namieszać w strukturze piosenki. Przejście od pierwszego refrenu do drugiej zwrotki wydaje się nagłe i zrealizowane zbyt drastycznie, tam jest potrzeba jakiegoś tematycznego łącznika. Podobnie jest z przejściem od drugiej zwrotki do drugiego refrenu.

Właśnie drugi refren wydaje się najmniej na miejscu, bo zostaje wstawiony między dwa segmenty o jednolitym brzmieniu, podczas gdy sam na ich tle bardzo wyraźnie się odcina - nie kontrastuje, tylko właśnie odcina. Natomiast segment mostu, który następuje po drugim refrenie jest jedną z najciekawszych dźwiękowo części piosenki. Ten ciężki, zniekształcony głos przeplatający się z lekko arabsko brzmiącym "Badman" jest intrygującą mieszanką, zapada w pamięć, a nawet potrafi przyprawić o gęsią skórkę.

Uh, trochę to długie wyszło. Podziwiam tych, którzy przebrnęli przez całość, szczególnie zważywszy na to, że więcej tu moich domysłów i bardzo prawdopodobnie nadinterpretacji, niż merytorycznej gadki. Podziwiam też siebie, że nie zrezygnowałem w połowie drogi. Jeżeli czytają to jacyś ludzie, a nie spamboty, to jestem ciekaw Waszego zdania na temat tego teledysku. Bo sam nie jestem w stu procentach przekonany co do mojego rozumowania.

2 komentarze:

  1. Przeczytałam do końca razem z siostrą, więc czytają to też 'jacyś ludzie' ;) Szczerze przyznam, że tak nie analizowałam tego teledysku tak dogłębnie, ale po przeczytaniu tak długiej interpretacji, postaram się na nowo wczuć i jeszcze raz pomyśleć nad tym. Bardzo ciekawe spostrzeżenia, gratuluje wytrwałości w pisaniu, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratulacje chyba okazały się przedwczesne, bo jak mnie leń dopadł, tak dopiero teraz puszcza. Jednak bardziej od mojego lenistwa przerażają mnie wejścia na bloga nawet kiedy nic nie piszę, a ku mojemu zdziwieniu były takowe :P

      Usuń