wtorek, 24 grudnia 2013

Muzyczne święta w 5 smakach

Święta! Oj, jest co w tym roku świętować, bo akurat tak się złożyło, że dzisiaj pękło 25 tysięcy odsłon. Kiedy dwa miesiące temu, na pierwszą rocznicę bloga, licznik przekroczył 18 tysięcy, nie śmiałem przewidywać przebicia tej "magicznej" liczby jeszcze w tym roku, a tu proszę, mamy nawet kilka dni zapasu. Za co serdecznie dziękuję wszystkim odwiedzającym stronę. Przy okazji chcę też podziękować za rosnącą liczbę komentarzy, na rocznicę było ich 45, dwa miesiące później jest ich już ponad 160.

Z tej podwójnej okazji do świętowania postanowiłem połączyć dwa motywy - muzyczny i świąteczny - i podzielić się z Wami moimi ulubionymi świąteczno-zimowymi kompozycjami. Kpopu będzie tu raczej niewiele, ale gwarantuję, że wciąż będzie ciekawie. Co prawda nie uświadczycie tu ani "Last Christmas" (którego - przyznaję się bez bicia - nie cierpię), ani "Jingle Bells", ani nawet żadnej z polskich kolęd, ale po części o to mi chodzi - o zaprezentowanie utworów niekoniecznie męczonych w kraju nad Wisłą.

Zaczynamy z grubej rury - bodaj najpiękniejszą i najbardziej intrygującą melodią w świątecznym repertuarze, która nieustannie inspiruje wykonawców do tworzenia nowych aranżacji. Mowa oczywiście o "Carol of the Bells".



Jeżeli znacie tę kompozycję, zapewne kojarzy się Wam ona z anglojęzycznym zachodem, a jednak jej korzeni należy szukać na wschodzie, za Bugiem. Utwór napisał ukraiński kompozytor Mykoła Łeontowycz na początku XX wieku opierając się na ludowej kolędzie sylwestrowej "Szczedryk" (o który nowy rok chodzi, nie wiem, teoretycznie Rosjanie i Ukraińcy obchodzą go zgodnie z dwoma kalendarzami). W kilka lat po powstaniu kompozycja zawędrowała za ocean, gdzie angielskie słowa dopisał do niej Peter Wilhousky.



W wypadku następnych nagrań raczej będę ograniczał się do jednej wersji, ale w tym wypadku nie potrafię powstrzymać się przed umieszczeniem dwóch youtube'owych coverów. Obie są nie tylko bardzo różne, ale także charakteryzują się sporym wkładem własnym w aranżację, co owocuje drastycznie różnym brzmieniem.



Następna kompozycja ma sporo wspólnego z poprzednią. Znów mówimy o utworze rozpowszechnionym w kontekście świątecznym przede wszystkim w USA, a jednak korzeniami sięgającym na wschód. Mowa o marszu z "Dziadka do orzechów" - baletu autorstwa Piotra Czajkowskiego, którego akcja dzieje się w wigilię świąt Bożego Narodzenia.



I tym razem nie obejdzie się bez coveru, bo kompozycja brzmi genialnie zagrana na gitarze elektrycznej.



Pora na trzask winylu i trzask mojego głosu pod prysznicem - "White Christmas". Nie będę się krył - katuję tę piosenkę przy każdej okazji, awet w środku lata, choć predyspozycji po temu nie mam absolutnie żadnych. Na szczęście mam tę świadomość, że tak wielu artystów i "artystów" przede mną porywało się na tę piosenkę bez zdania racji, że dodanie mojej koszmarnej wersji nie skaże ludzkości na wieczne potępienie. Ale nie martwcie się, nie uraczę Was tutaj moją wersją zamiast tego jedyna słuszna wersja czyli ta Binga Crosby'ego z 1942 roku.



Na chwilę żegnamy się ze świętami, odjeżdżając w objęcia samej zimy., bo żeby święta były białe, najpierw musi spaść śnieg. Więc niech sypie, sypie, sypie. "Let It Snow! Let It Snow! Let It Snow!" to kolejny ponadczasowy przebój, ponoć napisany został w Kalifornii w trakcie fali upałów. To także kolejny utwór, któregowykonania liczy się w setkach, poniżej jedna z najbardziej rozpowszechnionych wersji z Frankiem Sinatrą za mikrofonem.



Koty! Wszyscy lubią koty! Kiedyś ta reklama zwiastowała święta jeszcze przed pojawieniem się pierwszych dekoracji w sklepach.



Do śnieżnego kompletu klasyki brakuje tu jeszcze jednej piosenki...


Niestety nic mi nie wiadomo, żeby pośród rozlicznych wersji tego nagrania znajdowała się jakaś w wykonaniu samego Christophera Walkena. W takim razie stawiam, znowu, na Binga Crosby'ego.



Czegoś mi brakuje na tej liście... Kobiet? Kobiet i nieco świeższych wykonań. Cóż, następna piosenka znów będzie z tych starszych, ale przynajmniej wykonanie pozostawię młodej Brytyjce o urzekającym głosie. "Santa Baby" w wykonaniu Elizy Doolittle. Jakość video jest słabiutka, ale audio jest niezłe, jeśli się nie mylę oryginalnie klip był dostępny tylko na odrębnym hostingu The Sun, co częściowo tłumaczy jakość obrazu.



Dobra, i tak dość długo się powstrzymywałem. Pora na trochę kpopu, choć tym razem w całości po angielsku. Nigdy nie przepadałem za "All I Want For Christmas" w wykonaniu Mariah Carey - jakieś takie to... Zbyt pogodne ;). Ale wykonanie Park Bom i Lee Hi? Inna rozmowa, tym bardziej, że teledysk jest jednym z tych które zdecydowanie warto obejrzeć. Jeżeli chcecie przeczytać co mam do powiedzenia o tym wykonaniu i tym klipie - odsyłam >>TUTAJ<<.



Żeby nie było, że tylko smęcę, pogodne "Love, love, love" (więcej o piosence >>TUTAJ<<) od After School. Może dziewczyny nie mają takiego talentu wokalnego, jak wcześniejsi wykonawcy, ale i tak piosenki słucha się z przyjemnością. Poza tym Independent Critics właśnie opublikowało 24. doroczny ranking 100 najpiękniejszych kobiet mijającego roku. Nana debiutuje na tej liście na miejscu drugim. To najwyżej notowany debiut od 1999 roku, a strona rankingu już prezentuje ją jako główną kandydatkę do pierwszego miejsca w przyszłym roku.



Jednak ta lista nie byłaby kompletna bez jednej kompozycji. Na zakończenie kolęda. A jak kolęda to tylko kolęda kolęd - "Cicha noc". A jak "Cicha noc" to tylko auf Deutsch.



Hm, wiecie jak nazywał się gość, który to skomponował? Gruber... Gruber, Gruber, coś mi to nazwisko mówi...



I tym świątecznym akcentem kończę dzisiejszy wpis i zmykam na nie mniej świąteczny seans ze "Szklaną pułapką".  

Wesołych świąt!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz