Najprostszym a zarazem najpewniejszym sposobem na zarabianie pieniędzy na k-popie jest sformowanie boysbandu. Najprostszym wyznacznikiem jest sprzedaż fizycznych albumów, w której dominują męscy wykonawcy. Ale można też spojrzeć na programy muzyczne, gdzie triumfy święcą grupy, którym daleko do ścisłego topu tej branży, podczas gdy nawet te bardziej rozpoznawalne girlsbandy nierzadko mkuszą godzić się z miejscami poza pierwszą piątką.
Nie jest to w żadnym razie przedmowa do tyrady na temat niesprawiedliwości dziejowej jaka spotyka płeć piękną. Chodzi o osadzenie w kontekście bohaterów dzisiejszego wpisu, grupy B.A.P - grupy dość wyjątkowej. Wysokobudżetowe, efektowne teledyski (np. "Badman" [>>TUTAJ<<] i "One shot" [>>TUTAJ<<]), niemal nieustanna obecność na scenie (12 singli w niespełna 2 lata!), obiecujący debiut w Japonii (5 miejsce na Oriconie), olbrzymia popularność za granicą, dobra sprzedaż fizycznych wydawnictw i... W zasadzie to klapa na rodzimym rynku.
Jeśli się nie mylę, to B.A.P jeszcze nie wygrało żadnego programu muzycznego! W sumie trudno się dziwić, ich piosenki nie łapią się do pierwszych dziesiątek notowań Billboardu i Gaonu, a one mają spory procentowy udział w wyniku piosenki w programach muzycznych. Z jednej strony cała ta sytuacja jest dosyć dziwna, bo B.A.P to jeden z najciekawszych boysbandów na rynku, z drugiej s trony prawdopodobnie w tym tkwi sęk.
Grupa zadebiutowała z może nie ostrym, ale twardym, męskim wizerunkiem i raczej trzyma się tej koncepcji. Podobnie jest z jej repertuarem muzycznym, który nieustannie kręci się wokół motywów kojarzących się przede wszystkim z rockiem i hip-hopem, wszystko to zostaje zmieszane z R&B i daje mieszankę, która brzmi niezwykle przebojowo... W uszach zachodniego odbiorcy, ale najwyraźniej niekoniecznie w uszach koreańskich fanek.
B.A.P właśnie wydało swoj pierwszy pełny album "First Sensibility", który wciąż czeka bym znalazł dla niego trochę czasu. Nie wiem jak sprawa ma się z całym albumem, ale mam wrażenie, że singiel promujący wydawnictwo jest próbą wkupienia się w łaski rodzimej publiczności. Podkreślam słowo "próbą", bo przekonania, co do skuteczności obranej taktyki, nie mam.
Tak piosenka, jak i teledysk są znacznie bardziej boysbandowe niż to, co B.A.P robiło do tej pory. A jednak duch grupy wciąż tu pokutuje tak w samej muzyce, jak i w wokalach. Trzonem formacji są Bang Yong Guk i Zelo - dwaj raperzy - i przed tym nie da się uciec. A że obaj z jednej strony trzymają wysoki poziom w tym co robią, z drugiej wymagają dopasowanego do siebie repertuaru, to zawsze będą ciągnęli resztę w nieco ambitniejsze rejony. Oczywiście ktoś w wytwórni mógłby pójśc pod prąd, zrobić coś bardziej mainstreamowego, a raperów dorzucić na doczepkę, ale to pachnie strzałem w stopę.
Bo trzeba przyznać, że wymienieni przed chwilą panowie ciągną ten wózek, to ich głosy nadają charakteru i charyzmy zwrotkom. Dzięki temu, że piosenka jest dopasowana do ich potrzeb i świetnie wkomponowuje w siebie sekwencje rapu, utwór jest dla mnie atrakcyjny. Gdyby rap został wepchnięty na siłę, raczej miałbym znacznie mniej sympatii dla tego kawałka.
Nie chodzi o to, że raperzy ratują sytuację. Refren jest efektowny, sama kompozycja trzyma wysoki poziom, bo to nie tylko ciekawy riff i chwytliwa melodia (ktoś wytknął, że jest podobna do "Counting Stars" OneRepublic i coś jest na rzeczy, ale do plagiatu daleko), ale także bardzo ładny most w środku i zgrabnie wprowadzony fragmenty innej piosenki ("Save Me").
Jednak z wokalami sprawa ma się różnie, niektóre partie są świetne, inne uchodzą w tłoku - partie podzielone są tak, żeby każdy z członków miał coś do powiedzenia, tak żeby wszystkie fanki były zadowolone. W dodatku gdyby nie rapowane wstawki, zwrotki byłyby znacznie mniej ciekawe - mniej urozmaicone - więc raperzy nie tyle są zbawieniem tej piosenki, co podnoszą jej poziom.
Co do teledysku to jest to zdecydowanie ukłon w kierunku Koreanek. Obraz koncentruje się na solowych ujęciach poszczególnych członków, dodatkowo stylizacje starają się narzucić każdemu z chłopaków jakiś wizerunek, może nawet sugerować pewne cechy charakteru, które znajdują także przedłużenie w tym, co robią w swoich scenkach. Np. najmłodszy Zelo jest obowiązkowo przyporządkowany do bycia "niewinnym i uroczym". To po prostu próba sprzedania grupy na sztuki, która jest fundamentem tego biznesu, a który to fundament TS Entertainment zaniedbywał w swojej konstrukcji.
Właściwie nie mam z tym klipem jakiegoś większego problemu, jest bardzo profesjonalnie wykonany, ze sporym wyczuciem, rozmachem i pomysłem, choć troszeczkę brakuje mi tu jakichś detali, jakiegoś wzbogacenia tła i znaczenia poszczególnych kadrów. Bez tego sceny wydają się trochę odizolowane i gołe - ale taki urok przyjętej konwencji, gdzie każdy z wokalistów ma swoją odrębną domenę.
Od tradycyjnego materiału B.A.P najdalej odchodzi tekst piosenki. Do tej pory single formacji były jeśli nie "o czymś", to przynajmniej znacznie silniejsze i bardziej wyraźne w wydźwięku. Tym razem mamy typowe miłosne westchnienia do utraconej miłości - nic złego, ale też nic o czym warto się rozpisywać. Zainteresowani angielskie tłumaczenie znajdą >>TUTAJ<<.
"1004 (Angel)" to dla mnie projekt udany, który godzi dotychczasową tożsamość grupy z wymogami, jakie stawia rynek. Oczywiściwe wolałbym, gdyby ta kompozycja została wykonana w nieco mniej boysbandowym stylu - bo to właśnie przebojowa kompozycja jest zdecydowanie najmocniejszą stroną projektu - ale jestem realistą, wiem jak działa rynek, w szczególności mechanizmy popytu i podaży. Wolę dobry, oryginalny pomysł na piosenkę w wykonaniu, do którego mam drobne zastrzeżenia, niż piosenkę wykonaną bez zarzutu, ale do bólu sztampową, wtórną i nieciekawą, a niestety wiele boysbandów (i nie tylko boysbandów) taką właśnie ścieżką podąża. Pozostaje tylko pytanie. Czy te wszystkie sztuczki zadziałają i B.A.P w końcu wylansuje w Korei przebój. Potencjał zdecydowanie jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz