środa, 5 lutego 2014

Gain - Fxxk U (feat. Bumkey)

Jest w życiu publicznym taka prawidłowość - zrobisz coś charakterystycznego, to ludzie zaczną o tym mówić. Zrobisz to dwa, trzy razy, a przylgnie do ciebie łatka, którą trudno potem odkleić. Tyczy się to sytuacji nawet tak prozaicznych jak te ze szkoły czy przedszkola, gdzie rówieśnicy nieustannie oceniają to, co robisz. Z perspektywy szaraka można sobie tylko wyobrazić jak poważną sprawą jest łatka przypięta w show-biznesie.

Na samym wstępie trzeba sobie powiedzieć jasno - artyści, wykonawcy i zwykli celebryci takiej łatki nierzadko poszukują, bo dzięki niej łatwiej im zarabiać - nie muszą zgadywać czy ich nowy pomysł wypali, jak długo będzie spełniał pewne kryteria kojarzone z łatką, będzie sukcesem. Gorzej kiedy z czasem z pewnych rzeczy chce się zrezygnować, a fani nie pozwalają.

Pamiętacie zeszłoroczny mini-album Gain z formacji Brown Eyed Girls zatytułowany "Romantic Spring" a promowany piosenką "Brunch"? Nie? No właśnie. Gain jest jedną z tych piosenkarek, które od samego początku nie stroniły od ostrego wizerunku i kontrowersyjnych tematów tak w piosenkach, jak i w teledyskach. Innym znakiem rozpoznawczym jej twórczości było dosyć dojrzałe i nierzadko ciekawe podejście do trudnej tematyki, którą wiele osób najchętniej zamiotłoby pod dywan. W efekcie Gain kojarzona jest jako niepokorna postać sceniczna, ale nigdy nie przekraczająca granicy dobrego smaku.

Jak już dałem do zrozumienia, poprzedni projekt wokalistki odchodził od tego wizerunku, oferując Gain znacznie bardziej subtelną, wyciszoną i w żadnym razie nie kontrowersyjną. Mini-album zaśpiewany w duecie z Hyungwoo, nie był klapą, ale sprzedał się wyraźnie gorzej od wydanego pół roku wcześniej "Talk About S" promowanego przez "Bloom" (>>TUTAJ<<) - piosenkę o dziewczynie, która rozkwita odkrywając swoją seksualność, opatrzoną dosyć bezpośrednim, choć wciąż niezwykle zgrabnym teledyskiem.

Cóż, na dniach Gain zaprezentuje swoje najnowsze wydawnictwo, a w zeszłym tygodniu jako przedsmak zaproponowała słuchaczom i widzom piosenkę i teledysk zatytułowane "Fxxk U" (pisownia oryginalna). Jak wskazuje sam tytuł, będzie ostro.



Mam bardzo mieszane odczucia odnośnie tego projektu, bo choć trzyma on wysoki poziom wykonania, to nie mogę pozbyć się wrażenia, że ktoś w wytwórni bardzo kombinował, żeby znaleźć nowy kontrowersyjny temat na piosenkę i teledysk. Nie chodzi o to jak ten temat ujęto, ale o sam fakt dokonania kolejnej "odważnej decyzji".

Co do piosenki, to nigdy nie uważałem, że słowa "fuck you" są dobrym pomysłem na refren w poważnym utworze. To zawsze będzie brzmiało głupio i pretensjonalnie - muzyka w tym wypadku robi wiele by ten problem przezwyciężyć, a jednak nie mogę przyznać jej zwycięstwa. Tak, po kilku przesłucxhaniach przywykłem do refrenu i przestał mi on zawadzać, ale pierwsza reakcja była negatywna. W ogóle tekst piosenki nie jest jej szczególnym atutem. Należy wziąć poprawkę, że tłumaczenie LOEN-u raczej nie jest perfekcyjne, ale alternatywna wersja (>>TUTAJ<<) mojego spojrzenia na słowa diametralnie nie zmienia, jedynie sprawia, że kilka momentów jest bardziej spójnych.

Przy czym nie chce powiedzieć, że tekst jest zły - nie, jest solidny, ale nie wyrasta znacząco ponad popową przeciętność, co oznacza, że nie jest w moich oczach w stanie zrekompensować tej refrenowej niezgrabności. Możliwe, że po prostu nie potrafię się w niego wczytać dostatecznie dokładnie, ale bardziej skłaniałbym się ku opcji, że jest on dosyć powierzchowny. Ot opowiada historię burzliwego związku, gdzie pożądanie przeplata się z niechęcią czy nawet wstrętem, gdzie pomimo łączącego obie osoby uczucia, nie potrafią one nawzajem dopasować się do potrzeb drugiej strony.

Oczywiście tekst jest napisany z żeńskiego punktu widzenia i prawdopodobnie nawet na zachodzie byłby przez to przedmiotem dyskusji - po prostu tak film, muzyka jak i nawet książka także na zachodzie mają problemy z przedstawianiem swojej tematyki z kobiecego punktu widzenia, a raczej z punktu widzenia, który nie jest męskim wyobrażeniem żeńskiej perspektywy, bo przecież ckliwości jest w mediach pod dostatkiem. Nie jestem żadnym bojownikiem o kobiece prawa, po prostu faktem jest, że takie podejście do tematu jest nie tyle zakazane, co zwyczajnie rzadkie i przez to podnosi dyskusję ilekroć ktoś zdecyduje się pójść tym tropem.

Jesli idzie o samą muzykę i wokale, to jest to jeden z tych kawałków, które nie robią piorunującego wrażenia na słuchaczu, jeżeli obedrzeć go z wyśpiewywanej treści, to tak naprawdę trudno sprawić by budził autentyczne zainteresowanie. A jednak to wszystko nie przeszkadza mu dobrze brzmieć. To w gruncie rzeczy jest dobra piosenka - zgrabna, zwiewna, lekka w muzycznym odbiorze. Spójna tak instrumentalnie, jak i pod względem wokalnym, do tego spokojna, ale też nie nudna czy bezbarwna. Bez tekstu nie rozpatrywałbym jej jako potencjalnego przeboju i możliwe, że nawet nie zwrócilbym na nią większej uwagi, co nie zmienia faktu, że słucham jej z przyjemnością.

Co do teledysku, to wydaje się on mocno bezpośredni jeśli idzie o treść i obraz, choć jego interpretacja może być troszkę szersza. Przyznam, że trudno było mi znaleźć jakiś poważniejszy punkt zaczepienia i dlatego traktuję ten klip jako wizualne przedłużenie teledysku, z jednej strony zawężone do konkretnej sytuacji związanej z seksem i przemocą, z drugiej strony może nawet poszerzone, jeżeli przyjmiemy, że ta ciągła szamotanina pary jakkolwiek wizualnie dosadna i jednoznaczna, może być traktowana jako symbol szerszego sporu. Intrygują mnie sceny z lustrami, bo lustro zdaje się być tu przewijającym się motywem, choć możliwe, że to jedynie goły motyw wizualny, pozbawiony głębszej treści.

Ciekawa jest też scena w łazience, która przecież zaczyna się bodaj jedyną pozytywną sekwencją w całym teledysku, sceną gdzie obie postacie są dla siebie pełne ciepła i życzliwości. Wszystko kończy się jednak paskudnie, i ta krew zalewająca łazienkę myślę, że jest celowo wyolbrzymionym symbolem, a nie czymś, co należałoby traktować dosłownie. Chodzi raczej o udokumentowanie tego, że dziewczynie stała się krzywda, że facet popełnił zbrodnię i ma krew na rękach. Można by tu nawet pójść o krok dalej i zasugerować, że dziewczynie odebrano dziewictwo.



Powyższy kadr występuje w klipie wcześniej i można w nim doszukiwać się wielu znaczeń. Najbardziej oczywisty jest tu kontrast kolorystyczny, piekielna czerwień po stronie mężczyzny i niebiański błękit po stronie kobiety. Ogień świecy dodatkowo wzmacnia diabelską konotację, podczas gdy święty obrazek naturalnie kojarzy się z niebem. Ale ja widzę tu też coś więcej. Te wielkie świeczki w torcie to nic innego jak symbol falliczny, pod koniec teledysku facet gasi świeczki i natychmiast zasypia. W takim razie obraz przedstawiający Matkę Boską można interpretować jako symbol niewinności czy nawet dziewictwa.

Patrząc od strony technicznej klip jest bardzo dobry. Podobają mi się przede wszystkim niebanalnie dobrane kadry. Ponadto scenografia i stylizacja stoją na wysokim poziomie wykonania i na tle konkurencji wypadają oryginalnie. Jak zwykle w koreańskich teledyskach, oświetlenie jest mocnym punktem programu. Do tej kombinacji dołożyłbym jeszcze fakt, że obraz jest dobrze zgrany tak z muzyką, jak i z treścią piosenki, przynajmniej kilka elementów ewidentnie ma akcentować zmiany i motywy pojawiające się w piosence. No i sama gra Gain i towarzyszącego jej aktora stoi na wysokim poziomie.

Pora zrobić krok w tył i spojrzeć na całość projektu szerzej. Nie opuściły mnie moje wątpliwości wywołane faktem, że piosenka w zbyt nachalny sposób prosi się o uwagę, jednak nie jestem w stanie odmówić tak jak, i towarzyszącemu teledyskowi ani jakości, ani śmiałości w podejmowaniu nie tylko niepopularnego tematu, ale przede wszystkim niepopularnej perspektywy. Na pewno wolałbym gdyby chociaż z refrenu i tytułu zniknęło to banalne "Fuck You", na pewno wolałbym gdyby treść była nieco bardziej złożona, jednak nie potrafię winić twórców za dostosowywanie się do wymogów rynku, kiedy sam objęty kierunek jest nieco ryzykowny.

Oczywiście, jak wspomniałem na wstępie, publika oczekuje takiej ostrej Gain. A jednak każda ostra stylizacja jest jak wciśnięcie kamienia w ręce ludzi, których łatwo zbulwersować, tym samym wokalistka musi liczyć się z krytyką. A nie jest jednak tak, że wokalistka pokroju Gain może liczyć na publiczną bezkarność i uwielbienie bez względu na to, co zaprezentuje, więc nadmiar krytyki zawsze będzie wiązać się dla niej z ryzykiem. Mimo wszystko myślę, że jej sceniczny powrót będzie sukcesem, tym bardziej, że największe premiery tego miesiąca powoli odsuwają się w czasie, robiąc Gain miejsce by zabłysnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz