Ostatnie miesiące przyniosły kilka kontrowersyjnych klipów (przynajmniej wg koreańskich standardów). Najpierw we wrześniu formacja Secret powróciła w nowej ostrzejszej stylizacji z piosenką "Poison" (>>TUTAJ<<). Miesiąc później zaatakowała znana z nęcenia seksapilem HyunA ze swoim kawałkiem "Ice Cream" (>>TUTAJ<<). Jednak cała piątka dziewczyn została zamieciona pod dywan przez GaIn.
Wokalistka, której macierzystą formacją jest słynąca z kontrowersji grupa Brown Eyed Girls, poszła o krok dalej niż koleżanki z Secret czy HyunA. Podczas gdy one bawiły się dekoltami i odważniejszym tańcem, GaIn w swoim klipie umieściła scenę seksu. Skreśl, wróć - to nie tak. To brzmi jakby w jakimś teledysku do jakiejś piosenki pojawiała się nagle scena seksu.
Ujmijmy to inaczej - GaIn zrobiła piosenkę i teledysk O seksie, w którym to teledysku pojawia się także scena seksu (i nie tylko). Tylko nie ostrzcie sobie zębów na jakieś twarde porno, czy inne "full frontal nudity". Nie, ona podeszła do tematu - owszem - bezpośrednio, ale od strony raczej zaniedbywanej w popkulturze i... Odniosła sukces. Piosenka radziła sobie całkiem nieźle na listach przebojów, a za teledysk wokalistka usłyszyła chyba więcej pochwał niż słów krytyki.
Zanim poczęstuję Was klipem - jedna uwaga. Całość trwa 6 minut z haczykiem, bo teledysk ma intro. Służy ono zbudowaniu nastroju, ma swoje walory estetyczne i choć od strony melodii prezentuje podobne tematy, co piosenka, to aranżacyjnie raczej z nią kontrastuje. Jeżeli ktoś koniecznie nie chce oglądać całego intra, ale chciałby złapać jego klimat, może skoczyć gdzieś do 1:29. Około 1:59 kończy się intro teledysku i zaczyna intro do piosenki, sugerowałbym nie przewijać dalej.
Piosenka jest całkiem niezła, może nie materiał na wielki przebój, ale muzycznie trzyma poziom i słucha się jej przyjemnie. W podkładzie wykorzystano całą mnogość instrumentów, sampli i efektów, ale wszystko ze sobą współgra tworząc interesującą całość - naraz subtelną, ale i energiczną. Co najważniejsze, udało się w tym natłoku nie zgubić wokalu, który pozostaje centralnym elementem piosenki. Po prostu dobra produkcja.
Obraz jest podobny. Zdecydowany, bezpośredni, pieprzny, ale przybrany oryginalnymi pastelowymi barwami, nieco zmiękczony, wygładzony. Nawet temat seksu, choć podjęty otwarcie i bez zahamowań, przedstawiony jest raczej subtelnie. Podobnie jak piosenka, także klip podporządkowany jest tematowi przewodniemu całości.
Za wszystkim nie stoi jakaś zawiła historia. Po prostu dziewczyna przeżywa tytułowy "rozkwit", odkrywa własną seksualność i ma z tego frajdę. Choć sam pomysł może nie wywraca czaszki na lewą stronę, to trzeba przyznać, że od tej strony kwestii seksu się raczej nie podejmuje. Nie chodzi mi nawet o skoncentrowanie całości wokół kobiecej strony tego układu, a o samą, może nawet nieco przerysowaną, subtelność.
Troszkę odejdę od samego teledysku, ale zauważyłem, że feministki usiłują wyidealizować ten klip jako kobiecą kontrę na wszystkie klipy, w których kobiety są seksualnymi przedmiotami, a nie podmiotami. Niby można na upartego tak to interpretować, tylko czy kobiety nie mają swoich klipów, w których faceci są ich seksualnymi przedmiotami? Ci wszyscy buntownicy, grzeczni chłopcy, metroseksualiści i świnie-macho-mordercy z boysbandów? Nie oszukujmy się, większość prawdziwych mężczyzn nie wpada w żadną z powyższych kategorii.
Kobiety dostają swoją porcję cukierków dla oczu, ale zawsze znajdą się jakieś niezadowolone, które poczują sie seksualnie dyskryminowane i krępowane poprzez obraz Hyuny w jej lateksowym wdzianku i bąbelkowej kąpieli. Nie to żebym uważał, że jest to obraz w dobrym guście, ale rozciąganie, a może raczej zawężanie, znaczenia każdego przejawu kobiecej seksualności na ekranie do kategorii "przejaw upodlenia" lub "symbol wyzwolenia" jest nie tylko przesadne, ale i naiwne. Poprzez porównanie teledysk GaIn można odbierać jako środkowy palec wymierzony w oko Hyuny, ale szczerze wątpię, by taki był zamysł autorów.
Teledysk do "Ice Cream" Hyuny to cukierek dla męskiego oka, ale przecież choćby seksowna stylizacja GaIn i jej choreografia w "Bloom" nie ma trafiać do kobiet tylko do mężczyzn właśnie. Różnica sprowadza się do wykonania. HyunA to kicz w złym guście, klip GaIn jest w dobrym guście, choć też niepozbawiony kiczowatych akcentów. Broni się jako całość, która ma pewien sensowny i dosyć oryginalny wydźwięk.
Jeszcze na zakończenie wrócę do samego tematu kontrowersji. Zapewne zauważyliście, że klip ma 19 w czerwonym kółeczku. To oznacza, że dostał ograniczenie wiekowe ze względu na swoją zawartość. Tutaj kolejny raz do boju ruszają feministki, bo ostatni klip Hyuny takiego bana nie dostał - a jest to ban całkiem poważny, bo uniemożliwia emitowanie w telewizji poza pasmem nocnym. Sęk w tym, że oburzanie się na taki stan rzeczy jest trochę jak walka z wiatrakami.
Światem cenzury, nie tylko w Korei, rządzą pewne prawa (inna sprawa, czy są to prawa rozsądne). Pokazanie seksu = czerwone kółeczko. Sam głęboki dekolt i lateks to już tylko co najwyżej coś żółtego. Takie czasy. To, że jeden materiał jest wykonany ze smakiem, a drugi bez, nie wpływa w znaczący sposób na ocenę jego zawartości. Szerszym pytaniem, które wbrew pozorom wymaga głębszego zastanowienia przed udzieleniem odpowiedzi, jest zasadność jakiejkolwiek cenzury na tym tle, kiedy 10-latki i tak oglądają porno w internecie. Choć odnosząc sprawę wyłącznie do koreańskiej ziemi, trzeba zwrócić uwagę, że status legalny porno w Korei w ostatnich latach podlegał zmianom. Nie umiem znaleźć aktualnych informacji na ten temat, ale możliwe, że na dziś porno w Korei jest przynajmniej w pewnych aspektach nielegalne.
BONUS
Wykonanie live, warto zobaczyć dla choreografii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz