niedziela, 11 listopada 2012

Son Dam Bi - Dripping Tears

Son Dam Bi jest jedną z tych wokalistek, których nie tyle nie lubię, co staram się nie słuchać. Nie śpiewa źle, a jej piosenki są nawet na jakimś poziomie przebojowe, ale brzmieniowo to kompletnie nie moja bajka. Od strony podkładu to takie rytmiczne byleco, jakiego całkiem sporo produkuje się na zachodzie.

Jednak w Korei Son Dam Bi ma całkiem niezłą markę. Jako piosenkarka debiutowała w 2008 roku i swojego czasu robiła nawet sporą karierę. Jednak od dwóch lat pozostawała nieaktywna na rynku fonograficznym i jej powrót na scenę z czwartym mini-albumem urósł do rangi jednego z bardziej oczekiwanych wydarzeń końca roku.

Przyznam się bez bicia - to wciąż nie są moje klimaty, ale z drugiej strony ja jestem osobą, która na myśl o klubie snuje plany a'la finał "Parszywej dwunastki" (połączenie granatów, szybów wentylacyjnych i ciasno stłoczonych ludzi). Jeśli idzie o skoczne rytmy pod mniej lub bardziej zorganizowane wywijanie kończynami - zdecydowanie nie jestem autorytetem. Dla mnie dźwiękowo jest po prostu zbyt prosto i zbyt ubogo.

Tym bardziej przeraża mnie fakt, że już pod koniec pierwszego przesłuchania ta piosenka jakimś cudem wpadła mi w ucho i z każdym kolejnym podoba mi się tylko bardziej. Nie wiem - bójcie się, bo może mózg od słuchania tego podlega jakiejś degradacji. - Toż to banał! - krzyczy mózg. - Zamknij się i daj słuchać - odpowiadają uszy.

Najgorsze w tym wewnętrznym sporze narządów jest to, że doprowadziła do niego trzecia strona - oczy. Teledysk zaczyna się intrygująco, potem, z pozoru, robi się normalny - ale to tylko dym w oczy, próba uśpienia czujności widza. Gdzieś tak w połowie klipu szaleństwo powraca - Co ja paczę - zastanawia się mózg, a oczy "paczą" dalej.



Tak, to jest jeden z tych klipów, po których zaczynasz współczuć rodzinom autorów. Miejmy nadzieję, że stoją za nim winne wszystkiemu narkotyki, a nie życiowa trauma. Trzeba jednak przyznać, że wizualnie osiągnięto swój cel. Klip sam ciśnie na usta słowo "szaleństwo".

Intensywnie kraciaste kostiumy zakrywające całe ciało - nie, to zbyt mało szalone! Doklejmy im mysie uszy i każmy tańczyć w szpitalu psychiatrycznym. A potem naślijmy na nie zamaskowany personel szpitala uzbrojony w pałki. Kierunek myślowy był ewidentnie dobry, ale efekty nie przekonywały twórców, więc jeszcze dodali wokalistce różowy pierzasty kostium. - Jeżeli ktoś nie uzna tego za szalone, to przynajmniej doceni, że się staraliśmy - musieli pomyśleć twórcy.

Zanim popełnię jeszcze kilka zdań o teledysku, który w gruncie rzeczy podoba mi się bardziej niż piosenka, napomknę może o słowach piosenki. Otóż nie mają one większego związku z tym, co widzimy na ekranie. Son Dam Bi śpiewa o tym, że nie ma przy niej jej faceta, jak w nocy kapią, kapią jej łzy i jak kapie, kapie jej miłość. Całość ma prawie 4 minuty i naprawdę tekstu jest niewiele więcej. Nie wierzycie, to sprawdźcie >>TUTAJ<<.

Jak więc wytłumaczyć eksplodującą wodę? Czyżby czaiły się w niej jakieś rekiny, które niewidzialny Batman potraktował sprejem przeciwko rekinom? A może wymyślił sprej przeciwko wodzie? Z Batmanem nigdy nic nie wiadomo.

Nie wiecie, o czym mówię?



Kpię sobie, ale tak naprawdę mam sporo podziwu dla twórców. Całkiem skromnym nakładem wizualnym przedstawili szaleństwo w sposób plastyczny - momentami uderzający w widza grozą obłędu, momentami subtelnie, przy pierwszym obejrzeniu niemal niedostrzegalnie, sugerując skrywaną paranoję. A całość zamyka obraz odzyskanego pozornego spokoju w jakimś wewnętrznym świecie.

Właśnie ten skromny nakład jest chyba tutaj kluczem do sukcesu. Próbując obrazować szaleństwo, łatwo popchnąć się w kierunku sztucznej przesadności z czapkami z bananów, na które nie zawsze jest miejsce w obrazie. Prawdziwy obłęd to często pająki, których nie ma, czy twarze zakryte cieniami i maskami. Takie sceny, jak ta w szpitalu, szokują, ale gdyby tylko z nich zbudować teledysk, efekt byłby dużo gorszy.

Ale samo stworzenie dobrego obrazu to w teledysku dopiero połowa sukcesu, bo dopiero efekt jego połączenia z piosenką zadecyduje o powodzeniu. Tutaj dopiero stwierdzam, że twórcy wzbili się na wyżyny możliwości. Piosenka jest z grubsza o niczym, muzycznie też nie powala na kolana, w dodatku reprezentuje nurt muzyczny, którym zwyczajnie się nie interesuję. A teledysk mimo to dał radę wcisnąć mi tę piosenkę do głowy na tyle, że kończąc pisać ten tekst, jestem skłonny przyznać, że jest niezła.

2 komentarze:

  1. Em... Piosenka w ogóle mi się nie podoba. @_@ Kojarzy mi się jakoś...z polskim disco polo, którego nie znoszę. ._. No, ale jak to z disco polo - nienawidzi się go, ale piosenka i tak Cię dopadnie i nie puści. Z tą na szczęście tak nie jest. Jak weszła tak i wyszła... Heh, nawet nie udało jej się mnie chwycić, a nawet nie uciekałem. Jedyne, co mi się podoba, to sama piosenkarka w wersji ciemnowłosej. Tak to...ech, szkoda gadać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj zdecydowanie ta piosenka ma w sobie coś discopolowatego - momentami słychać to bardziej, momentami jakby mniej, ale że jest bardzo prosta od strony kompozycji i wokalu, zaprzeczyć nie można. No i wstawki "uouououooo" stanowczo jej nie pomagają. Po prawdzie sporo starszego kpopu trąci - w taki czy inny sposób - discopolo, a Son Dam Bi to jedna z piosenkarek, które na scenie są już dosyć długo, więc taki styl może się po prostu za nią ciągnąć. Chociaż po cichu liczę, że "Red Candle" (premiera w poniedziałek) będzie krokiem w lepszym kierunku. Tym bardziej, że Pledis Entertainment miało bardzo przeciętny rok i potrzebuje jakiejś silnej propozycji, żeby nie zacząć marszu w dół drabiny. Już teraz Cube Entertainment strasznie im odskoczyło, Core Contents Media wyraźnie odżyło wraz z ucichnięciem afery wokół T-ara, a Starship Entertainment nie dość zostało przejęte przez LOEN, co oznacza, że prawdopodobnie zacznie piąć się jeszcze w górę. Nawet takie TS Entertainment, które ma niewielu wykonawców pod skrzydłami, coś sobie w tym roku skubnęło z rynku. A Pledis niby ma tłum wykonawców, a w tym roku raczej bez efektów.

      Usuń