Korea znów szturmuje Japonię. Girls' Generation 21 listopada wypuści swój szósty japoński singiel. Już przebojowym drugim singlem z piosenką "Gee" (>>TUTAJ<<) dziewczyny z SNSD (jak często skraca się koreańską nazwę grupy) wyrobiły sobie bardzo silną pozycję na japońskim rynku.
Utwór pod tytułem "Flower Power" ma za zadanie przygotować grunt pod prawdziwą inwazję, bo dwa tygodnie po singlu na rynek Kraju Kwitnącej Wiśni ma trafić drugi studyjny album formacji. Oczywiście piosence towarzyszy teledysk, który w internecie pojawił się ze sporym wyprzedzeniem. Tydzień po premierze klip ma już 6 milionów wyświetleń na YT.
Blisko 20 sekund ciszy, a potem... Rozczarowanie. Nie jakieś gigantyczne, nie jest to klapa na całej linii, ale wiele rzeczy, zarówno w samej piosence jak i w klipie, nie zadziałało. Co jest fajne? Na pewno refren jest chwytliwy, a że pada w nim dziwaczne zestawienie słów, tym łatwiej go zapamiętać. Sęk w tym, że piosenka trwa ~3:20. Pojedynczy refren to 25 sekund. Razy trzy - daje nam ~1:30 - przy załóżeniu, że finałowy refren jest dłuższy.
Powołując się na Potęgę Posępnej Matematyki wyliczyłem, że reszta piosenki trwa jakieś 2 minuty. Dwie nudne, niespójne minuty - bardziej przegadane niż wyśpiewane. Zacznijmy od tego, że większość wokali jest obrobiona cyfrowo, co sprawia, że dziewczyny brzmią bardzo podobnie. Jaki jest sens posiadania w zespole dziewięciu wokalistek i rozdzielania im indywidualnych partii, kiedy na koniec i tak ktoś usiądzie za konsoletą i zleje to w jedną nierozpoznawalną papkę?
Zwrotki też mają swoje pozytywne momenty, jednak tym razem to tylko kropla miodu w beczce dziegciu. Cały utwór jest po prostu źle zaprojektowany. Ktoś chciał połączyć dwa różne wizerunki - jeden ostry, drugi słodki. I strasznie spaprał swoją robotę. Zamiast stworzyć spójną, wypośrodkowaną, ale wyrazistą całość, powkładał w teledysk i piosenkę trochę z jednego ekstremum, trochę z drugiego i efekty widzimy.
Dziewczyny w czarnych obcisłych skórach przywołujących na myśl motocyklowe kombinezony robią miny jak małe, upośledzone umysłowo dziewczynki i wypluwają słowa jak landrynki w rytm mocnego dyskotekowego brzmienia. Z drugiej strony ubierając zabarwione fetyszyzmem i bezguściem wdzianka stewardess, usiłują prezentować wcale niebanalną choreografię.
Problemem nie jest sama schizofreniczna wizja. Również wykonanie pozostawia momentami sporo do życzenia. Choreografia jest intensywnie nijaka, a segment, w którym dziewczyny tworzą szereg, to jakiś koszmar. W szeregi to się może bawić After School, bo tam najniższa Raina ma 166 cm wzrostu, a najwyższa Nana 171 cm. Ustawianie mierzącej ~170 cm Sooyoung "głowa-w-głowę" obok kilkanaście centymetrów niższych koleżanek, wygląda pokracznie. Jak już koniecznie mają być w rzędzie, to trzeba było chociaż ułożyć dziewczyny według wzrostu, jak na początku klipu.
Co ciekawe, "Flower Power" miało debiutować w Japonii tydzień wcześniej - 14 listopada. Oficjalnym powodem przesunięcia są problemy produkcyjne. Gdybym wierzył w tę wersję, powiedziałbym, że piosence poświęcono albo zbyt dużo, albo zbyt mało czasu. Wydaje mi się jednak, że prawdziwa przyczyna zmiany terminu wydania singla jest inna.
Ten powód to konkurencja. Miesiąc wcześniej - 17 października - swój siódmy japoński singiel wydała inna koreańska grupa - KARA. Japoński rynek mógłby mieć problemy z przyswojeniem naraz dwóch koreańskich przebojów. W dodatku KARA ze swoim singlem "Electric Boy" miała fory, bo startowała wcześniej i zdążyła już wypracować sobie bardzo silną pozycję.
W ostatnim notowaniu japońskiego Mnetu "Electric Boy" jest pierwszy. Na cotygodniowej liście najlepiej sprzedających się singli wg Oricon płyta dopiero teraz spadła z 2. na 13. miejsce - za sprawą fali nowych, japońskich wydawnictw, które zalały rynek w minionym tygodniu (dotychczasowy lider zanotował identyczny spadek z 1. na 12. miejsce).
Wydawca SNSD zapewne woli upewnić się, że przebój KARA zejdzie z topowych miejsc, zanim singiel Girls' Generation trafi do sprzedaży. Nie chodzi o to, że obie formacje pochodzą z Korei, a rynek japoński faworyzuje lokalnych twórców. Nie chodzi nawet o to, że twórczość obydwu zespołów wycelowana jest w podobną grupę odbiorców. Podstawowy powód jest prosty - obie piosenki pod wieloma względami są bardzo podobne, ale "Electric Boy" wydaje się lepszy.
Jeszcze zanim wrzucę klip, muszę coś zaznaczyć. Rynek japoński od koreańskiego różni się jedną istotną kwestią - podejściem do YT. Koreańczycy wrzucają tam niemal wszystko, włącznie z występami live i materiałami zakulisowymi. Japończycy rzadko kiedy wrzucają cokolwiek - "teaser" piosenki to z ich strony spory ukłon w stronę świata. Kiedy koreańska grupa promuje singiel w Japonii, jej podejście do YT w dużym stopniu zależy od japońskiego wydawcy. "Electric Boy" prezentuje podejście "japońskie". Znalezienie rozsądnej pełnej wersji jest więc nieoczywiste. Nawet tu mam wątpliwości, czy obietnica 1080p jest spełniona.
Może w porównaniu do SNSD brzmienie wydaje się proste, dziecinne, banalne - ale o to chodzi. To ma być przebój, więc jest przebojowo. Nikt nie kombinował, zrobiono prosty, ale wpadający w ucho, naraz rytmiczny i melodyjny refren, który składa się na większość piosenki. Do tego niezwykle prosty, narastający, a potem malejący haczyk piosenki i nienadwyrężające cierpliwości słuchacza zwrotki. No i głosy dziewczyn można odróżnić, nawet jeśli wokalnie niczym nie imponują.
Wizualnie też wszystko jest lepsze. Tak, estetyka jest porównywalnie kiczowata do tych srebrnych kostiumów SNSD, ale przynajmniej jest spójna. Kostiumy pasują do piosenki, pasują do naumyślnie kiczowatego wystroju sceny. Nawet odcień różu zastosowany w strojach wydaje się o niebo bardziej gustowny od tego, co zaproponowało Girls' Generation.
Na jakimś poziomie, chociażby ze względu na dobór kolorów, jest cukierkowo, ale na swój sposób także ostro. Zarówno piosenka, jak i teledysk, mają wmieszaną tę odrobinę pazura, w którą mierzyło SNSD, ale zawiodło. Przy czym słowo klucz to "wmieszaną". Nie doklejoną, nie upchniętą na siłę, a właśnie wmieszaną
Akcentów aegyo jest może nawet więcej niż u konkurencji, ale tutaj nie biją one aż tak po uszach i oczach, bo nie mają z czym kontrastować. No i choreografia działa też poza refrenem, czego o klipie Girls' Generation nie można powiedzieć.
Zbierając to wszystko razem, zwycięzca tego starcia może być tylko jeden - KARA. Sęk w tym, że piosenka SNSD też nie jest zła i choć zarzucam jej nijakość, dłużyzny i niejednorodność, to refren daje radę na tyle, że w głowę wbił mi się chyba nawet intensywniej niż ten z "Electric Boy". KARA zdobyła już to, po co do Japonii przybyła, jej od sukcesu SNSD raczej nie ubędzie. Pytanie - czy dziewczynom z Girls' Generation uda się przetrwać lub nawet uniknąć porównań do rodaczek?
PS
Teledysk do "Electric Boy" w wersji "dance" różni się od oryginału tylko tym, że nie ma blisko minutowego, nieistotnego wstępu z wybieraniem piosenki z szafy grającej, która jest częścią scenografii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz