Ta piosenka jest jak ciastko. Nie jak genialne, przekombinowane ciastko, które rozsadza zmysły przy pierwszym kontakcie z językiem, ale po trzecim dziękujesz, bo czujesz przesyt. Nie jest też jak ciastko, które znasz i wiesz, że jesteś w stanie spałaszować w dowolnych ilościach. Nie, to ciastko jest inne.
"Talk That" jest jak ten najgorszy rodzaj ciastka, które ląduje na Twoim talerzu na jakimś spotkaniu rodzinnym, czy innym spokojniejszym przyjęciu. Bierzesz je, bo wydaje Ci się podobne do tego, co już znasz. Nie spodziewasz się egzotyki, tylko smaku zbudowanego na ogólnie przyjętych fundamentach ponadkulturowej ciastkowości.
I mylisz się. Pierwszy kęs nie tyle jest szokiem, co delikatną niespodzianką. Coś w całości wyłamuje się z konwencji i na jakimś poziomie drażni Twoje poczucie równowagi. Poczucie tego, czym powinno być ciastko. Ale jednocześnie nie jest złe. Nie, jest całkiem jadalne. Dajesz szansę drugiemu, które na talerz wziąłeś na zapas. Oczywiście po to, żeby rozwikłać zagadkę - co w tym ciastku jest inne.
Na podobnej zasadzie konsumujesz trzecie ciastko, nie będąc wcale bliższym rozwikłania zagadki, za to całość coraz bardziej Ci smakuje. Przy piątym ciastku nawet nie pamiętasz, że coś Cię w nim dziwiło. Następny talerz jest już pełen tylko takich ciastek, wyglądasz z nim trochę jak obsługa przyjęcia, ludzie zaczynają na Ciebie dziwnie patrzeć. Kiedy przychodzisz po ostatnią transzę, żartobliwie zagaduje Cię gospodyni, rzucając coś w stylu "Widzę, że Ci zasmakowały". W odpowiedzi tylko kiwasz głową. Nie mówi się z pełnymi ustami.
W sumie spodziewałem się po Secret wędrówki po nowych rejonach muzycznych z tą piosenką. Teasery zapowiadały coś melancholijnego, oczekiwałem jakiejś balladki. Jednak to nie jest... to, czego się spodziewałem. Nie chodzi nawet o to, że piosenka jest dynamiczna i rytmiczna - takie jest brzmienie grupy, więc pójście w tym kierunku wydaje się bardziej logiczne niż klasyczna ballada. To, co przykuwa moją uwagę, to ta dziwna aranżacja.
Jak w przypadku większości piosenek Secret, podkład jest bardziej oparty na instrumentach, niż na samplach. Ale przez cały utwór w tle przewija się dziwny, elektroniczny dźwięk, ponoć inspirowany francuską sceną muzyczną. To on, w połączeniu z powtarzającym się rytmicznym akcentem w postaci słów "talk that" śpiewanych przez wokalistki, stanowi o nietypowym posmaku piosenki.
Od strony kompozycji błyszczy talent Shinsadonga Tigera. Z jednej strony piosenka ma dźwiękowy motyw przewodni i jasną konstrukcję. Z drugiej, podkład, choć utrzymany w podobnym brzmieniu, jest zróżnicowany. Wokalistki w tej wtórnej konwencji również dostały pole do zaprezentowania możliwości wokalnych, ale bez wykraczania poza ramy kompozycji i zbędnych popisów. No i przejście z bębnami do wzmocnionego finału robi wrażenie - kojarzy mi się z brzmieniem kilku piosenek grupy Muse, np. początkiem "Resistance".
Muszę też przyznać, że od pierwszego przesłuchania byłem przekonany, że poznanie słów piosenki na pewno poprawi jej ocenę w moich oczach. I tak faktycznie się stało. Nie są one w żaden sposób genialne, ale z trudną do wychwycenia gracją dopełniają piosenkę. Po prostu świetnie wpasowują się w jej brzmienie. A może raczej odwrotnie, to piosenka świetnie oddaje emocje płynące ze słów. Do tego stopnia, że nie rozumiejąc koreańskiego, podskórnie czuje się jakie jest znaczenie kolejnych wersów, a poznanie ich faktycznego znaczenia jest tylko formą upewnienia, która rozwiewa wątpliwości. Ah, ale przecież nie wiecie o czym mówię. >>TUTAJ<< wersja z angielskimi napisami.
Od strony wizualnej jestem zawiedziony... Troszeczkę, ale jednak. Dziewczyny w pewnym stopniu podtrzymały ostrzejszy wizerunek z wrześniowego klipu do "Poison" (>>TUTAJ<<), chociaż nie jestem przekonany czy rosnąca liczba odsłoniętych dekoltów na klip była właściwym kierunkiem. Nie to, żebym miał coś do tych dekoltów - patrzy się bardzo przyjemnie. Tylko mam wrażenie, że grupa daje radę i bez tego. No chyba, że szykują ekspansję na Amerykę, co z ich brzmieniem chyba jednak wiąże się z koniecznością właśnie takiego wydekoltowanego wizerunku.
Jednak w klipie o wiele bardziej drażni mnie brak oryginalności. Z jednej strony jest trochę podobieństw w stylizacji do konkurencyjnej pod względem brzmienia i terminu wydania piosenki Spica - "Lonely" (>>TUTAJ<<). Z drugiej o wiele bardziej po oczach bije zbieżność z klipem do piosenki "Because of You" formacji After School. Z "Play Ur Love" zresztą też. Dowodów wizualnych na dzisiaj brak, bo obie piosenki doczekają się prędzej czy później własnych wpisów, ale uwierzcie, że sporo kadrów jest identycznie rozplanowanych, jak te w teledyskach do tych piosenek.
Jednak to wszystko nie oznacza, że klip jest zły, po prostu w moich oczach trąci kliszą, choć wizualnie jest całkiem przystępny. Bardzo pomysłowy jest motyw wszędobylskich, staromodnych słuchawek telefonicznych. Ponadto szczególnie do gustu przypadł mi segment z czarno-białą sceną. Też z czymś mi się kojarzy, ale w tym wypadku skojarzenie jest zdecydowanie bardziej odległe, a na scenę po prostu dobrze się patrzy. Podzielających moje odczucia zachęcam do sprawdzenia bonusu na końcu tekstu.
POSTSCRIPTUM
W trakcie trwania promocji tej piosenki, doszło do bardzo nieprzyjemnego zdarzenia, które na szczęście skończyło się bez bardzo poważnych konsekwencji. 11 grudnia 2012 samochód, którym jechała cała grupa, miał poważny wypadek i dziewczyny mogą mówić o szczęściu, że wyszły z niego cało. Auto wpadło w poślizg na oblodzonej autostradzie, uderzyło w barierkę i wypadło poza drogę do głębokiego na 5 metrów rowu, przy okazji dachując.
Jieun w jednym z programów telewizyjnych zdała relację z tych wydarzeń. W wyniku wypadku straciła przytomność, kiedy ocknęła się w reakcji na wołania koleżanek, zorientowała się, że wisi do góry nogami. Dolna część jej ciała wciąż była w samochodzie, podczas gdy reszta wisiała już poza nim z twarzą tuż ponad sterczącymi odłamkami szkła. Hyosung w jakiś sposób swoją nogą przytrzymywała Jieun w samochodzie i tylko dzięki temu wokalistka nie runęła twarzą na szkło.
Koniec końców Jieun, Hyosung i Sunhwa wyszły z wypadku bez poważniejszych obrażeń i szybko mogły opuścić szpital. Gorzej miała się sytuacja Zinger, która doznała złamania lub pęknięcia żeber i stłuczenia płuc. Urazy te wymagały dłuższej hospitalizacji niż pierwotnie zakładano i choć wstępnie planowano reaktywację grupy przy okazji muzycznych show kończących rok, udział Zinger okazał się niemożliwy, a Secret występowało jako grupa trzyosobowa. Do skutku nie doszedł też drugi zapowiadany powrót Zinger, który miał mieć miejsce podczas styczniowej (15 i 16) gali rozdania Koreańskich Złotych Płyt. Zinger opuściła już szpital, ale natura odniesionych przez nią urazów uniemożliwiała jej jeszcze komfortowe występy sceniczne. Secret w pełnym składzie powróciło 31 stycznia podczas gali "22nd Seoul Music Awards".
BONUS
"Talk That" z teledyskiem w wersji tanecznej. W moim odczuciu jest to lepszy wizualnie, bardziej spójny klip, który również lepiej pasuje do tanecznej natury piosenki.
Z tego co widzę, to o wyżej wspomnianych piosenkach After School - "Play Ur Love" i "Because of You" - jednak nie napisałeś, a szkoda, bo są to ciekawe utwory.
OdpowiedzUsuń"Talk That" też mi się spodobało. W końcu będę mieć więcej utworów k-popowych, niżeli tylko te poznane dzięki Waveya.
Ostatnio nie wyrabiam z nowościami, więc siłą rzeczy nie ma czasu żeby odkurzać starsze piosenki. Niestety.
Usuń