piątek, 8 marca 2013

Ladies' Code - Bad Girl

Około dwóch tygodni temu zaczęło robić się głośno o debiucie nowej żeńskiej formacji nie znajdującej się pod skrzydłami żadnej z dużych wytwórni. Biorąc to pod uwagę, wokół dziewczyn zrobił się całkiem spory szum medialny. Ja jednak do tematu nie podchodziłem zbyt entuzjastycznie, bo spora część tegorocznych debiutów to mniejsze i większe rozczarowania.

Normalnie nie śledzę też teaserów do teledysków, ale tak się złożyło, że na teaser grupy Ladies' Code po prostu się napatoczyłem.



Cóż... Jestem podłym, brudnym samcem, któremu tylko jedno w głowie, więc dziewczyny natychmiast zyskały nieco więcej mojej sympatii. Tym bardziej, że oprócz oczywistych atutów w postaci laski trzymającej miotacz płomieni, te kilkadziesiąt sekund nagrania ma też nieco internetowego uroku spod znaku "Co ja pacze?!". Jeszcze lepiej widać to w następnym teaserze...



Okej, w tym momencie zaczęło to wszystko bardziej przypominać zapowiedź nowego numeru jakiegoś nomen omen "CKM-u", a nie koreańskiego teledysku, ale kim ja jestem, żeby narzekać. Teasery ewidentnie celowały w męską część publiki, choć poza tym nie można im odmówić intrygującej stylizacji, która na pewno w jakimś stopniu także zwróciła moją uwagę na tę premierę.

Ponieważ grupa liczy sobie 5 dziewczyn, więc wypuszczono 5 takich teaserów, plus jeden grupowy dla całego wideoklipu. Mógłbym coś tu jeszcze dorzucić, ale szczerze powiedziawszy nie chce mi się, bo - o zgrozo - mam jeszcze sporo do napisania nie tylko o samym klipie, ale i muzyce grupy. Dlatego przejdę już do teledysku.



Dobra, co my tu mamy? Ładne, zgrabne (te talie!) dziewczyny, które dobrze śpiewają. To wbrew pozorom wcale nie jest standard. Ale zanim zajmę się muzyką, najpierw pomęczę wideoklip, który wbrew mojemu początkowemu entuzjazmowi, jest chyba słabszą częścią układanki.

Już w teaserach estetyka opierająca się bardziej na kolorach i akcentowaniu prostych kształtów, niż na bogatych zdobieniach i mnogości detali, bardzo mi się spodobała, więc problem klipu na pewno nie leży po tej stronie. Wręcz przeciwnie, to raczej mocna strona nagrania, która klimatem nawiązuje do kinematografii lat 60-tych i początku 70-tych, bondowskich klimatów (które osobiście tak bardzo cenię), co z kolei jest silnym łącznikiem z estetyką tej piosenki, która także wędruje właśnie w tym kierunku.

Mam kilka drobnych zarzutów stricte wizualnych jak np. biżuteria w bodaj pierwszej grupowej scenie. Nawet pomimo "spranych kolorów", te wszystkie bransoletki odcinają się na tle czarno-białej stylizacji. Może gdyby każda dziewczyna miała przydzielony detal w jednym, góra dwóch kolorach, ale w tym wypadku jest tych wszystkich ustrojstw zbyt wiele, w dodatku są zbytnio rozstrzelone kolorystycznie. Drugi zarzut to kompozycja sceny u fryzjera - coś mi tam nie gra, coś jest niespójne. Może to te czarno-białe zdjęcia rozwieszone bez ładu, składu i wyraźnego powodu.

A może to po prostu kwestia tego, że cały teledysk zaczyna się rozjeżdżać właśnie od sceny u fryzjera? Coraz gorzej komponuje się z muzyką, co więcej zaczyna walczyć z nią o uwagę widza. Motyw z usypianiem klientów a następnie malowaniem ich jest głupkowaty i... Bogowie, nie o takim celowaniu w męską część publiczności pisałem... Dlaczego to zawsze się dzieje? W tym tempie, koreańskie wokalistki będą miały na koncie body count lepszy niż John Rambo. O tym strzelaniu i mordowaniu chyba muszę w końcu napisać jakiś większy tekst...

Ale zostawiając jęki, a wracając do konkretów. W scenie u fryzjera chyba szwankuje oświetlenie. Z jednej strony plan sugeruje kilka źródeł światła w postaci lamp, a przede wszystkim na wpół przesłoniętych okien, przez które ewidentnie wdziera się sporo oświetlenia. A jednak w wielu kadrach to klimatyczne oświetlenie jest całkowicie gubione poprzez zastosowanie jakiegoś głównego rozproszonego źródła światła nad całą sceną. To tworzy na podświadomym poziomie wrażenie niespójności i dodatkowo odziera scenę z potencjalnego klimatu, w zamian dając jedynie komfort jasności. Można to chyba było lepiej rozwiązać.

Trzeba jednak przyznać, że po scenie sugerowanej masakry, klip wraca na właściwe tory i znów przyjemnie się na niego patrzy. Nie tylko dlatego, że dziewczyny mają procentowo większy udział w obrazie. Tak sobie myślę, że zanim przejdę do rozpisywania się o piosence, wrzucę tu wersję pozbawioną teledysku, bo przynajmniej dla mnie z początku klip był jedną z przeszkód w docenieniu tego utworu.



Drugą z przeszkód było uderzające podobieństwo do muzyki formacji Miss A. W niektórych momentach z automatu w głowie uzupełniałem melodię fragmentami piosenek (głównie "Goodbye Baby" i nomen omen "Bad girl, good girl") tej bardziej znanej grupy i nie potrafiłem skoncentrować się na tym, co faktycznie dobiegało do moich uszu. Na szczęście udało mi się przezwyciężyć to uprzedzenie, bo Ladies' Code ze wszech miar zasługuje by pracować na swoją własną renomę.

Zacznijmy od tego, że dziewczyny mają ciekawe, barwne i zróżnicowane głosy, które sprawiają, że siłą rzeczy ich piosenki będą bogate w brzmienie. W dodatku słychać po nich przynajmniej pewne podstawowe umiejętności muzyczne, co sprawia, że brzmienie retro wypływając z ich gardeł nie jest jakąś niedorobioną namiastką, nieudolną imitacją, tylko brzmi bardzo autentycznie. Jest w tym oczywiście nieco świeższego, bardziej nowoczesnego brzmienia, ale przecież nie chodzi o to, aby dokładnie kopiować standardy muzyczne sprzed pół wieku. (>>TUTAJ<< znajdziecie tłumaczenie słów)

Od strony podkładu też jest i ciekawie, i bogato, i dobrze technicznie. Uwielbiam szeroko zastosowaną w tej piosence sekcję dętą z uwzględnieniem trąbek - tego w ostatnich latach nigdzie nie słyszy się za dużo, a przecież ten utwór to żywy dowód, że przy dobrej kompozycji i aranżacji można w ten sposób stworzyć żywą, atrakcyjną piosenkę o niebanalnym brzmieniu.

To własnie sekcja dęta nadaje piosence sporo z tego filmowego, bondowego klimatu, o którym wspominałem wyżej, ale przecież to tylko jeden aspekt tej kompozycji. Równie istotne dla "filmowości" brzmienia są subtelnie wplecione w tło smyczki. Jednak ta piosenka to nie tylko umiejętna stylizacja, ale także spora dawka energii i dynamiki poparta bardzo szerokim zapleczem instrumentalnym. Oczywiście trąbki znów wiodą prym, ale równie ważny jest bardzo zgrabny beat i sporo dodatkowych dźwięków dodanych dla wzbogacenia brzmienia. Gdzieś tam na progu słyszalności w refrenie przemykają akcenty na elektrycznej gitarze, jest trochę wstawek klawiszowych, z tą najbardziej oczywistą w intrze piosenki na czele. Słychać też trochę elektroniki, ale głównie zorientowanej na potęgowanie retro-odczuć.

"Bad Girl" to od strony muzycznej bardzo udany debiut, nie mam co do tego wątpliwości. Ale zanim skończę z tym tekstem, mam jeszcze kilka słów do napisania. "Bad Girl" to tytuł, który promuje mini-album grupy, na którym znalazły się jeszcze 3 inne piosenki. I tu należy podkreślić, że wszystkie 3 są równie dobre - przebojowo brzmiące, dobrze wyprodukowane, bogate kompozycje, które świetnie wykorzystują dobre głosy wokalistek. Piosenki są w nieco różnych klimatach muzycznych. "Dada La" trąci nieco jeśli nie burleską, to klubem nocnym w starym stylu. "I Won't Cry" to z kolei wolniejsza balladka. Ja na zakończenie zostawię tutaj trzecie z nagrań - bardzo klimatycznie brzmiący, bardziej elektroniczny kawałek pod tytułem "SuperGirl".

Aha, no i liczę, że koreańska publika doceni muzykę tej grupy, bo dziewczyny z Ladies' Code stanowczo na to zasługują.

BONUS
Ladies' Code - "SuperGirl" ==> angielskie tłumaczenie >>TUTAJ<<


1 komentarz:

  1. Powiem tylko tyle - pobrałem cały album. Świetne piosenki, naprawdę bardzo mi się podobają. ^^

    OdpowiedzUsuń