czwartek, 4 kwietnia 2013

K.Will - Love Blossom

Jak to dobrze wiedzieć, że gdzieś na świecie jednak jest wiosna. To rodzi nadzieję, że i do nas kiedyś zawita. Bo w gruncie rzeczy wiosna jest fajna. Ptaszki ćwierkają, słoneczko świeci, ale jeszcze nie przypieka. Przyroda budzi się do życia, a przynajmniej to co z niej zostało po długiej i wyniszczającej zimie. Ale przede wszystkim wiosna to czas, kiedy miłość rozkwita. Wszędzie widzimy spacerujące pod rękę szczęśliwe pary. Nic tylko otworzyć okno, wziąć głęboki wdech i zacząć strzelać - ludzie zakochani mają -5 do testów spostrzegawczości i wolniej uciekają, jeśli postrzeli się jedno z pary.



Korea momentami mnie przeraża. Można popełnić taki wstęp jak powyżej i wciąż pozostać w temacie. Lekka, żartobliwa scenka, aż tu nagle główny bohater (grany przez L z formacji Infinite) wyciąga ulubiony koreański punchline - pistolet - i zabija jakiegoś gościa, żeby mieć chwilę spokoju od przełożonych. Znaczy się, ja wiem, korpo-życie nie należy do najpiękniejszych i pewnie wielu by tu bohatera rozgrzeszyło, ale jednak na potrzeby teledysku chyba można było wymyślić coś innego niż morderstwo.

Z drugiej strony, tak szczerze powiedziawszy, to mnie motyw z morderstwem odpowiada. Pomimo napisania >>TEGO<< tekstu, zostałem zaskoczony i w moim odczuciu ten jeden pomysł dodaje teledyskowi dość absurdu i szaleństwa, żeby wyłamać go ze stereotypowych ram, w które wpasowuje się niemal cała reszta tego klipu. Może ja też jestem jakiś spaczony, ale to morderstwo dodaje klipowi uroku (sam nie wierzę, co właśnie napisałem). Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że w zabijaną postać wciela się sam K.Will. Wokalista, którego piosenki słuchacie, pojawia się w sielankowym klipie na kilka sekund tylko po to, żeby zostać zastrzelonym. Czyż to nie... urocze? Pozostając w temacie uroku i wyjaśniania kto jest kim, wspomnę jeszcze, że dziewczynę gra tutaj Dasom z formacji Sistar, działającej pod skrzydłami tej samej wytwórni, co K.Will - Starship Entertainment.

Patrząc szerzej na teledysk, to z początku trąci on trochę "babskim" serialem telewizyjnym ("Brzydula" i wszystko pokrewne) - nieco banalnie rozrysowana konwencja i wykastrowany dowcip, który nie potrafi do końca przekonać. Powtarzam się, ale dopiero niesztampowa scena zabójstwa zmienia spojrzenie na ten teledysk, przesuwając wskazówkę konwencji z napisu "żartobliwa" na słowo "zwariowana". Bo tak poza tym i ogólnym, pogodnym duchem teledysku, nie mogę powiedzieć, żeby którykolwiek dowcip w stu procentach do mnie trafił. Przewijający się w tle dorosły mężczyzna, który na poszczególnych kolejkach zachowuje się jak rozwrzeszczane dziecko, wypada tak sobie. Również krawaciarze bawią ze zmienną skutecznością. Dopiero sam pomysł morderstwa, żeby wyrwać się z pracy, i beztroska bohatera po popełnionym czynie, wtrącają tu nieco humorystycznego błysku nie szytego grubymi nićmi.

Jednak od początku do końca obraz pasuje do przyjętej lekkiej konwencji muzycznej i do brzmienia poszczególnych sekcji piosenki. Szczególnie radosne refreny zostają adekwatnie zaakcentowane na ekranie. Samej piosenki też słucha się przyjemnie, a myślę, że i jej odbiór byłby o wiele cieplejszy, gdybym za oknem miał kilka kresek więcej na termometrze i kilka ton śniegu mniej w zasięgu wzroku.

Piosenka ładnie łączy rytmikę z melodyką i bardzo dobrze komponuje się z barwą K.Willa. Jeżeli miałbym się czegoś czepiać, to podkładu, który jest lekko nijaki, schowany głęboko w piosenkę. Dźwięki zbijają się w nim w pewną nierozróżnialną papkę, która może i spełnia funkcję akompaniamentu dla wokalu, ale sama w sobie niesie niewiele ładunku emocjonalnego i muzycznego. Gdyby pojawiło się tu kilka bardziej charakterystycznych akcentów, choćby ze strony sekcji dętej, to myślę, że mogłoby to nieco ożywić kompozycję. Choć i tak nie jest przecież źle, bo piosenki słucha się z przyjemnością, a takie przecież przyświeca jej założenie - lekko i przyjemnie - wiosennie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz