czwartek, 18 kwietnia 2013

Immortal Song: Kim Tae Woo - 아름다운 강산

Chwilowo w Korei cisza przed burzą, kilka dużych grup szykuje powroty, jeśli nie w najbliższych tygodniach, to najbliższych dwóch miesiącach. Secret i 4Minute mają już wyznaczone daty, podobnie jak nowa podgrupa formacji T-ara - N4. Bliżej niż dalej powrotu są dziewczyny z After School. Oprócz After School, Pledis Entertainment planuje także powrót Hello Venus, a przecież wciąż wyczekiwany jest też solowy comeback Kahi, byłej liderki After School. Na koniec maja przesunięto powrót innej solistki - Lee Hyori. Mówi się także, że nowe nagrania od Sistar, Brown Eyed Girls i 2NE1 zbliżają się wielkimi krokami. A to tylko żeńska część sceny.

Dlatego dzisiaj dla odmiany śpiewający facet i to śpiewający nie byle co, nie byle jak. W sylwetkę Kima Tae Woona nie będę się zagłębiał. Głos, o czym przekonacie się za chwilę, ma niezły, ale jego tegoroczny powrót, w okolicach walentynek, pominąłem nieprzypadkowo, bo piosenka miała sporo słabych elementów i brzydki teledysk, przypominający w najgorszy sposób klip do "Take Me Away" grupy Blue Oyster Cult (wiem, wiem - nad "o" jest umlaut, tylko nie chce mi się szukać). Jeżeli nie wiecie o czym piszę, to nie czujcie się z tym źle, to amerykańskie dinozaury rocka/metalu, które jednak nigdy nie przebiły się do masowej świadomości poza USA.

Wokalistę zostawiam jednak w spokoju, za to muszę napisać kilka słów o programie, w ramach którego odbył się ten występ. Program ten to "Immortal Song", o którym już kilkakrotnie wspominałem na tym blogu (np. >>TUTAJ<<). "Immortal Song" to audycja o dosyć zawiłej historii emisji, ale prostej idei. Najbardziej utalentowani, profesjonalni wykonawcy występują na żywo przed publicznością z nowymi aranżacjami doskonale znanych piosenek innych artystów. Przeważnie motywem przewodnim programu jest repertuar znanego artysty innej genracji, ale zdarzają się też programy ze świeższymi piosenkami połączonymi jakimś innym motywem okolicznościowym.

Ten konkretny występ pochodzi z dwuczęściowego (odcinki 71 i 72) specjalnego programu "King of Kings", który jest swojego rodzaju finałem audycji, w którym spotykają się zwycięzcy poprzednich odcinków (choć chodzi tu głównie o muzykę i zabawę, publiczność w studiu w trakcie każdego nagrania wyłania zwycięzcę danej audycji). Ten konkretny program poświęcony był twórczości Shin Joong Hyuna - tekściarza, kompozytora, gitarzysty i wokalisty, nazywanego ojcem chrzestnym koreańskiego rocka (wiem, powtarzam się, pisałem już to wszystko przy okazji >>TEGO<< tekstu).

Co do samej piosenki czuję, że musze wyjaśnić jeszcze dwie kwestie. Pierwszą jest tytuł. Powyżej widzicie zapewne jakieś hangulowe krzaczki lub ich systemowy substytut jeżeli przeglądarka nie obsługuje tego typu znaków. Piosenka nie ma oficjalnego angielskiego tytułu, w internecie trudno także o jednoznaczne tłumaczenie. potkałem się z wersjami "Beautiful Rivers and Mountains" i "Beautiful Land", więc łatwo domyślić się, że chodzi o jakieś piękne krajobrazy, choć google translate proponuje "mocne kwasy" zamiast krajobrazów.

Druga kwestia to mój apel. Dajcie tej piosence szansę i przesłuchajcie wykonania do końca, nawet jeżeli brzmienie na początku nie będzie Wam odpowiadało. Ta konkretna aranzacja ma dużo muzycznej dynamiki... Co dokładnie mam na myśli? Ta piosenka nie brzmi od początku do końca tak samo.



Albo ujmując jeszcze inaczej, na scenie po prostu dzieje się. To, co warto docenić, to że dzieje się przede wszystkim pod względem uzycznym. Oczywiście jest "show", bo przecież o to chodzi w telewizji, ale muzyka w tym wszystkim nie jest na drugim planie. Sam pomysł na taką aranżację już zasługuje na oklaski, ale także wykonanie brzmi świetnie. Szczególnie pod koniec piosenki kilka współbrzmień obydwu wykonawców powala na kolana (niestety nie wiem kim jest śpiewak towarzyszący Kimowi), ale także wcześniejsze partie solo Kima są warte uwagi - pełne mocy, ale i subtelności i aż gęste od jego barwy głosu.

Jednak ja przede wszystkim zwracam tu uwagę na rewelacyjną aranżację. Jednym jej aspektem jest dodanie pewnej dramaturgii do występu poprzez łagodne otwarcie, które wraz z kolejnymi wprowadzanymi elementami zyskuje na intensywności. Tuż przed finałem mamy nawet dorzuconą rytmiczną wstawkę ("bam-bam"), której nie ma w oryginale a i sam finał brzmi naraz spektakularnie, ale jest też świetnym wentylem dla całej tej energii zbieranej w trakcie utworu. Na koniec wykonania słuchacz nie ma wrażenie, że piosenka nagle się urwała, że coś go omnięło, czy czegoś zabrakło.

Jednak drugi, ważniejszy aspekt tej aranżacji to jej odległość od oryginału. Ta piosenka powstała jako długa, choć o nieco żywszym tempie, rockowa ballada, w dodatku utrzymana w nietypowej dziś estetyce psychodelicznego rocka (The Doors "Riders on the Storm", Iron Butterfly "In A Gadda Da Vida") na której brzmienie składają się charakterystyczne klwisze i oczywiście gitary, a sekcja instrumentalna zabiera lwią część z ponad 10 minut oryginalnego nagrania. Ta aranżacja jest zdecydowanie bardziej intensywna, nie tylko poprzez pewne zbicie treści, ale także poprzez zastosowanie silniejszego brzmienia, nie tylko w temacie wokalu.

Co ciekawe efekt ten uzyskano koncentrując się wokół instrumentów smyczkowych, co w pierwszej chwili wydaje się nieintuicyjne. Instrumenty smyczkowe w pierwszej kolejności kojarzą się z pewną subtelnością, a nie mocą. Jednak to właśnie tu tkwi sedno sukcesu tej aranżacji. Oryginalna kompozycja jest bardzo subtelna jak na swój gatunek i zastosowane w niej instrumenty. Wykonanie jej z większą mocą na tych samych instrumentach odarłoby ją z tej delikatności. Jedyną drogą do wpompowania większej ilości energii do tego utworu, bez niszczenia jego naturalnego charakteru, było dobranie instrumentów, które brzmią subtelnie, a potem zaaranżowanie ich w taki sposób by maksymalnie wydobyć z nich moc.

Dobra, późno się zrobiło, tekst miał być krótki, a się spasł bardziej niż ja przez zimę - trzeba kończyć. Zauważę jeszcze tylko, że jest to jeden z lepszych występów z tych dwóch odcinków programu, jednak w moim odczuciu nie jest on najlepszym spośród nich. Prędzej czy później spodziewajcie się kolejnych tekstów na ten temat. A na zakończenie zostawiam oryginalną wersję dzisiejszej piosenki. Przyznam, że wokale nie każdemu muszą podejść, ale od strony instrumentalnej i kompozycyjnej to kawał dobrego słuchania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz