sobota, 5 października 2013

Tiny-G - Miss You

Jakoś tak się złożyło, że zeszłoroczne debiutantki z grupy Tiny-G nigdy mnie do siebie nie przekonały, pomimo tego, że widziałem w nich potencjał. Trochę jest w tym winy koncepcji przyjmowanych przy kolejnych nagraniach - w tym aegyo, które w połączeniu z tą grupą wypada bardzo specyficznie. Trochę jest to też winą repertuaru, do którego zawsze miałem jakieś anse.

Osobną kwestią jest specyfika grupy, która w pierwszych nagraniach chyba za bardzo kłuła mnie w oczy - nie dlatego, że mam coś przeciwko dziewczynom, a dlatego, że ostentacyjnie próbowano wokół niej zbudować wizerunek formacji, co w połączeniu z wyżej wspomnianymi stylizacjami i repertuarem, tworzyło dość specyficzne zestawienia, które albo się lubi, albo nie.

I teraz stoję przed zagadką. Dziewczyny dostały bardziej udaną piosenkę? Czy to koncept wydaje mi się lepszy wizualnie? A może po prostu wytwórnia zdecydowała się chociaż na chwilę zaprzestać eksponowania tej jednej cechy grupy, która może i jest ciekawa, ale trudno wokół niej budować karierę. Coś na pewno musiało ulec zmianie, bo "Miss You" zdecydowanie przypadło mi do gustu.



To może najpierw rozwikłam zagadkę tej "jednej cechy grupy". Jeśli jeszcze się nie domyśliliście, dziewczyny są malutkie. Średnia wzrostu w zespole to 153 cm - stąd nazwa grupy Tiny-G, co podobno rozwija się jako Tiny Giant, bo dziewczyny są małe z postury, ale silne i... zuchwałe(?) jak giganci. Czy giganci byli zuchwali? Hm, jakby się tak zastanowić, greccy giganci próbowali obalić bogów - to dość zuchwałe... Chwila, moment! Czy to są koty?!

Oglądając teledysk już wielokrotnie wydawało mi się, że pończochy dziewczyn mają kocie pyski - biorąc pod uwagę, że to kpop, nie byłem nawet zaskoczony. Naturalnie zauważyłem też te różne warianty uszu powpinane we włosy piosenkarek. Ale dopiero teraz, na youtube'owej stopklatce, zauważyłem kocie mordki na sukienkach(?) dziewczyn. Człowiek uczy się przez całe życie, czy jakoś tak.

Gdzie ja to byłem? A, prawda, kwestia wzrostu. Do tej pory wytwórnia skrzętnie przypominała przy każdej nadarzającej się okazji o tym, że ich grupa jest taka malutka. Ale tym razem było o tym ciszej, więc i ja postanowiłem o tym nie wspominać przed teledyskiem. Tym bardziej, że odnoszę wrażenie, że twórcy klipu dołożyli sporo starań, by niski wzrost dziewczyn nie rzucał się w oczy.

Tym razem nie poskąpiono tej charakterystycznej koreańskiej kamery - w sumie nie zastanawiałem się nad nauką stojącą za tym zjawiskiem, ale koreańscy operatorzy tak kadrują żeńskie grupy, by ich nogi wydawały się dłuższe (znając koreańską obsesję na punkcie wzrostu, to samo tyczy się grup męskich). Do tego przynajmniej w jednej ze scen dziewczyny noszą buty na potężnej podeszwie i jeszcze solidniejszym obcasie. Dodajmy do tego tancerki schowane głęboko w plan, by nie wyglądały na wyższe i jak dla mnie to dość dowodów na to, że wytwórnia chciała by Tiny-G nie było już takie tiny.

W ogóle wizerunkowo jak dla mnie ten klip to może nie strzał w dziesiątkę, ale solidna, zasłużona dziewiątka. Dziewczyny pomimo swojej drobnej postury wyglądają bardzo proporcjonalnie, a kamera dba także o to, by wyglądały niezwykle zgrabnie. Stylizacje też liczę na zdecydowany plus - dziewczyny łatwo rozpoznać i rozróżnić, wszystko jest dobrze dobrane i co tu dużo kryć - wokalistki wypadają tutaj dość seksownie. Ale rączki na kołderkę, jedna to rocznik '97, a mnie nie chce się sprawdzać która. :P

Właśnie miałem pisać o piosence, ale jeszcze raz puściłem sobie teledysk i muszę się podzielić kolejnym odkryciem. Te kocie sukienki (wnioskując po komentarzach jakieś kobiety tu zaglądają, więc zapewne mnie poprawią ;) ) mają z tyłu narysowane ogony.

Dobra, ale dość o kotach. Największym atutem tego projektu jest niezaprzeczalnie piosenka. Sympatycznie brzmiąca i diabelnie chwytliwa. Haczyk nagrania wbija się w mózg i bardzo pewnie zaczepia - jak główka uzbrojonego tasiemca w miękką tkankę jelita (przepraszam, nie potrafiłem się powstrzymać). Ale do mnie i tak bardziej przemawia silny, barwny i melodyjny wokal zwrotki, który następuje po haczyku. Haczyk haczykiem, ale to ten fragment nadaje nagraniu błysku.

Bo trzeba przyznać, że poza świetnie ułożonymi partiami wokalnymi, nie za wiele można napisać o tej kompozycji. Podkład jest dosyć prosty - przyjemny dla ucha, ale szybko znikający pod głosami piosenkarek. Nawet jeżeli w trakcie utworu dzieje się z nim coś ciekawego, to słuchając dziewczyn zwyczajnie tego nie zauważam. Jeżeli mówimy o popie, który ma przynosić przeboje, a nie doznania artystyczne - jest to raczej pozytyw.

Jeszcze jednym mocnym punktem tego projektu wydaje się być choreografia. Prosta, nieszczególnie wymagająca, ale idąca w parze z brzmieniem i chwytliwą naturą piosenki. W dodatku wydaje się wyróżniać na tle tego, co ostatnio serwuje konkurencja. Układ jest dosyć dynamiczny, oparty na silnie wyczuwalnym rytmie piosenki, nie ma też żadnych głupkowatych elementów, więc ląduje bardzo daleko od stylistyki aegyo. Z drugiej strony brak tu jakiejś przesadnej, demonstracyjnej seksualności, której coraz więcej w "drapieżnych" konceptach innych grup.

Taki konsensus już sam w sobie wyróżnia dziewczyny na scenie, a biorąc pod uwagę, że publika w Korei może być zmęczona lub zwyczajnie znudzona dwoma standardami wymienionymi wyżej, to wszystko może podziałać na korzyść Tiny-G. Wizerunkowo grupa idzie w podobnym kierunku, bo niby jest dość seksownie wystylizowana, ale z drugiej strony ten koci motyw, który z pewnością dziewczyny zaprezentują na scenach, dodaje całości lekkiego, niedrażniącego posmaku aegyo.

Powyższe argumenty w połączeniu z dobrą, bardzo chwytliwą piosenką normalnie mogłyby przynieść grupie dość zaskakujący sukces. Sęk w tym, że dziewczynom wybrano fatalny termin na powrót. Piosenka musiałaby stać się fenomenem nie po to, by pokonać konkurencję, która naszykowała powroty na przyszły tydzień, a po to, by w ogóle zostać zauważonym.

IU, T-ara i Kahi - gwiazdy o ugruntowanej pozycji na rynku, których powrotu fani wyczekiwali od roku albo i dłużej. Do tego wszystkie trzy powroty niosą mnóstwo znaków zapytania i znaczą kluczowe momenty w karierach tych wykonawców. No i do tego Shinee, czyli boys band od rynkowego potentata - SM Entertainment.

2 komentarze:

  1. Do tej pory raczej nie zwracałam szczególnej uwagi na Tiny-G,bo jakoś ani ich piosenki,ani styl jaki obierały do mnie nie przemawiały.Pewnie nawet nie zainteresowałbym się ich powrotem,ale że już tu weszłam,to co,można poświęcić te 3 minuty,tym bardziej że recenzja wskazuje na to że warto.Muszę przyznać że się nie rozczarowałam,choć pierwsze dźwięki mnie trochę przeraziły,to kiedy dziewczyny zaczęły śpiewać,nawet nie chodzi o to że mi się spodobało,ale od razu wiedziałam że będę się musiała teraz męczyć z tą piosenką.No chwytliwa,fajna piosenka,trzeba przyznać.Teledysk,stylizacja,choreografie,na to wszystko patrzy się z przyjemnością.Szkoda tylko że,tak ja wspomniałeś,dziewczyny nie zaistnieją.Co prawda do comebacków artystów których wymieniałeś jeszcze chwila została,ale i tak wszyscy już nimi żyją.Prawda jest taka że nawet ja choć oficjalnie polubiłam piosenkę Tiny-G to bardziej jestem zainteresowana zbliżającymi się comebackami,przede wszystkim IU.

    Tak na marginesie to sprawdziłam która z dziewczyn jest najmłodsza i jest to Myeong Ji.Na początku teledysk kiedy dziewczyny wchodzą ma niebieską bluzkę i podkolanówki w tym samym kolorze.Może to dziwne,ale przypomina mi z twarzy Lee Hi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to wcale nie jest dziwne - mnie też przypomina Lee Hi.
      Chyba ktoś w wytwórni nie pomyślał formując grupę, bo dziewczyna już jest wyraźnie wyższa od koleżanek, a może jeszcze podrosnąć :P

      Też sobie wiele obiecuję po IU, tym bardziej, że teasery zaostrzają apetyt na całą płytę. Ale jednak bardziej kciuki ściskam za Kahi...

      Usuń