niedziela, 27 stycznia 2013

2NE1 - I Love You

YG Entertainment. Gdybym miał wybrać najważniejszą wytwórnię na koreańskim rynku, byłoby to właśnie YG Entertainment. SM może mieć szalenie popularne formacje jak Girls' Generation czy f(x), może mieć BoA. Ale SM jest duże w Azji. YG za moment będzie duże na świecie.

Nie chodzi nawet o to, że mają w swojej stajni PSY - jego "Gangnam Style" to "one-shot", przynosi gigantczne zyski, ale trudno uwierzyć by PSY zdołał powtórzyć sukces. Gdyby to zrobił, byłoby to coś niesamowitego. Nie chodzi też o niezwykle utalentowaną Lee Hi, którą udało się nawet na fali Gangnam Style przemycić do świadomości mainstreamowych mediów w USA.

Nie, flagowymi produktami wytwórni sa dwie grupy. Męska Big Bang i żeńska 2NE1. W zeszłym roku obie formacje ruszyły w tournee po świecie i zostały dostrzeżone przez medialny mainstream. New York Times umieścił koncert 2NE1 w New Jersey na swojej liście najlepszych koncertów 2012 roku.

Najbardziej bawi mnie sposób, w jaki grupa zapracowały na swoją popularność. Przypomina to nieco sytuację Orange Caramel, które tak bardzo wzorowało się na japońskich grupach i trendach, że kiedy w końcu zadebiutowało w Japonii, okazało się dla miejscowych czymś świeżym i nowatorskim. Tak jak Orange Caramel w swoim szaleństwie stało się zbyt "japońskie" dla Japończyków, tak 2NE1 jest za bardzo "amerykańskie" dla Amerykanów.

Właściwie każdy ich klip wygląda jak Lady Gaga podniesiona do potęgi Madonny. Z tą różnicą, że dziewczyny z 2NE1 są zdecydowanie bardziej atrakcyjne. A jednak efekt końcowy jest... egzotyczny. I choć muzycznie nie zawsze jest mi po drodze z tą formacją, to jednak wizualnie w jakiś przedziwny sposób do mnie trafiają. Dzisiaj akurat przykład piosenki, która trafia do mnie i swoim brzmieniem, i teledyskiem.



Zacznijmy od muzyki. Utwór fajnie miesza rytmiczne i melodyjne fragmenty, cały czas pozostając interesującym i spójnym pod względem brzmienia. Piosenkę zdecydowanie napędzają wokale, które są ekspresyjne, a przy tym mają niezwykle przyjemną barwę. Jednak i podkład odgrywa tu ważną rolę. Przez większość czasu wydaje się prosty, przewidywalny i monotonny, a jednak podlega delikatnym zmianom, w pewnych segmentach zyskując na intensywności i świetnie wkręca słuchacza w piosenkę.

Przy tym nie można nie docenić nastrojowości całokształtu kompozycji. Z każdej nuty wylewa się mieszanka żalu i samotności silnie akcentowana poprzez jednostajność podkładu. A jednak w piosence jest też mnóstwo mocy i nadziei, która bije z wyrazistych głosów wokalistek. Tekst piosenki można znaleźć >>TUTAJ<<. Z grubsza przekazuje on podobne emocje.

Jednak dla mnie sednem tego klipu jest obraz. Sam w sobie jest niesamowicie plastyczny i samo patrzenie na niego sprawia przyjemność, nawet pomimo delikatnie "przeładowanej" estetyki. A na dodatek w idealny sposób komponuje się on z dźwiękiem, potęgując wszystkie uczucia i odczucia wywoływane przez muzykę. Trącące unowocześnionym stylem imperialnym dekoracje, rekwizyty i kostiumy są piękne same w sobie, ale służą też większym celom.

Weźmy choćby ten lekko papuzi strój Dary, która przechadza się sama po zatłoczonej ulicy. Samym swoim kolorytem odcina się na tle szarości, a właściwie czerni, anonimowych przechodniów. Tak jak słowa piosenki można do pewnego stopnia nazwać autoreklamą samotnej kobiety, tak też wizualnie tworzy się pewien kontrast pięknej kobiety - wyjątkowej na tle tłumu, a jednak samej.

Bardzo ciekawa jest też kwestia łózkowo-siedzeniowa. Wokalistki przez cały teledysk okupują wszelkiej maści łóżka i są na nich same. Siedzą też na tyłach limuzyny - same, choć wyraźnie jest obok nich miejsce dla drugiej osoby. Siedzą wreszcie w pociągowym przedziale - wielkim i przez to jeszcze bardziej pustym. Jeden taki obraz, zależnie od zręczności aplikacji, mógłby być smaczkiem lub nieco kliszowym kadrem. Jednak tutaj teledysk w większości składa się właśnie z takich ujęć, niewiarygodnie potęgując odczucie samotności. Do tego dochodzi piękna scena zmysłowego tańca przed pustym fotelem.

Ale ta piosenka nie jest żalem na samotność, jest raczej manifestem niezauważonej adoratorki, czy też kobiety szukającej miłości. Kogoś, kto pragnie zostać zauważonym i usłyszanym. Dziewczyny część utworu śpiewają na szczycie latarni, budynku który z założenia ma oznajmiać wszystkim wokół - jestem tutaj. Bardzo zręcznym i subtelnym akcentem jest światło owej latarni, które wdziera się do każdego z pokoi wokalistek. W przyjemny sposób wiąże wizualnie poszczególne ujęcia, nie uciekając się do banału.

Ostatecznym efektem jest niezwykle sprawny przeplot obrazu z dźwiękiem, z których każde z osobna niesie swój ładunek emocjonalny, ale dopiero w połączeniu dają pełnię bardzo silnego wyrazu i w konsekwencji niezwykle nastrojowy wideoklip.

I jeszcze na zakończenie jedno niezwykle ważne pytanie. Jak czytać "2NE1"? Propozycje są dwie - jedna podoba mi się bardziej druga mniej. Gorsza jest w moim odczuciu ta forowana w ostatnich miesiącach w związku z nazwą  trasy koncertowej - "New Evolution Global Tour". W tym wariancie 2NE1 czyta się jako twenty one, a nazwa ma być połączeniem haseł 21st century i new evolution. O wiele zgrabniejsze wydaje mi się brzmienie związane z nazwą pierwszego albumu grupy - "To anyone".

BONUS
Wersja "unplugged". Serio! Niestety nie można osadzić, więc tylko
>>LINK<<


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz