Pod koniec zeszłego roku Cube Entertainment ogłosiło utworzenie dwuosobowej podgrupy formacji 4Minute złożonej z Gayoon i Jiyoon. Nie kombinowano z nazwą i nowy twór nazwano po prostu 2Yoon. W pierwszej chwili nawet sporo obiecywałem sobie po ich debiucie, obie wokalistki to najlepsze głosy w 4Minute. Ale potem gruchnęła kolejna wiadomość - debiutanckie nagranie będzie w konwencji "country western dance pop".
Nie miałem pojęcia, co to dokładnie znaczy, ale zabrzmiało groźnie. Oczekiwania zostały zredukowane o jakieś 80%, procedury bezpieczeństwa związane z ograniczaniem rozczarowania wdrożono. A potem nadszedł teaser teledysku. Teaser, na który nie byłem gotowy. Wy bądźcie. Zło jest blisko.
Gdyby to był vlog, przez kilkanaście sekund robiłbym dziwne miny pełne przerażenia i cierpienia, jednocześnie próbując wyartykułować z siebie jakiekolwiek słowo, przy tym bezradnie i bezładnie gestykulując. Na szczęście nie będę robił vloga, bo prędzej czy później wyglądałby jak video powyżej. W każdym razie debiutu 2Yoon przestałem wypatrywać, zacząłem się go obawiać. Ale jak przyszło co do czego, to i tak obejrzałem. Ciekawskie ze mnie bydlę, nic nie poradzę.
Zgodnie z przewidywaniami, dziewczyny pokazały, że potrafią śpiewać, ale wszystko inne jest w najlepszym wypadku dziwne. Nie najgorszy tekst (który możecie znaleźć przetłumaczony na angielski >>TUTAJ<<) został naszpikowany jakimiś bezsensownymi frazami po angielsku, które brzmią jak wetknięte na siłę i całkowicie zaburzają przebieg piosenki. W dodatku motywy "get down" i "boom-clap" w identycznej lub łudząco podobnej formie pojawiały się w piosenkach B.A.P (lub jakiegoś innego boysbandu, ale że ja w miarę dobrze kojarzę tylko B.A.P, to na nich właśnie postawię).
Enigmatyczny "country western dance pop" okazał się być innym określeniem na elektroniczny chaos/hałas poparty wstawkami na banjo. Nawet do wykorzystania wokalu muszę się przyczepić, bo choć niektóre linie są przyjemne do ucha, to kompozycyjnie popis wokalny Gayoon pasuje do tej piosenki jak Gullwing do zjazdu pickupów.
Chyba najgorsza jest jednak strona wizualna. Stylizacja na dziki zachód - okej, ale dalej jest jeszcze stylizacja stylizacji. Dostajemy beztrosko podrygujące rodziny z dziećmi, pijanego wujka na maszynie do rodeo, ale kolorystycznie ten plan wygląda raczej jak przygotowany pod jakąś live-action adaptację przygód Scooby-doo. No i te stroje... Ja wiem, że trzeba zareklamować ciuchy z sieciówek, ale Myszka Miki? Naprawdę? Dlaczego nie przebrali kogoś za Statuę Wolności?
Ta piosenka i ten klip mają jeden wspólny mianownik, który na dłuższą metę czyni całość mało atrakcyjną. Mianowicie ani piosenka, ani teledysk, pomimo bardzo, bardzo usilnych starań (a może właśnie ze względu na nie) nie są ciekawe. Piosenka upstrzona jakimiś niepotrzebnymi wtrąceniami wcale nie jest przez nie bardziej atrakcyjna. Uproszczony do bólu, ale za to hałaśliwy podkład nie jest wcale bardziej chwytliwy. Bo sama piosenka śpiewana przez wokalistki wcale nie jest taka zła. Choć nie lubię country, to uważam, że gdyby miała bardziej wystylizowany instrumentalny podkład, pewnie byłaby o wiele ciekawsza. No i przydałby się jej inny teledysk, bo ten dla mnie to porażka. Usilnie próbuje być sympatyczny, ale kolorystycznie jest straszny - w obydwu tego słowa znaczeniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz