wtorek, 8 stycznia 2013

SPEED feat. Kang Min Kyung - That's My Fault

Przyznam, że mam trochę problemów z tym klipem. Kolejny raz zaczynam akapit, by po kilku zdaniach odkryć, że sam nie zgadzam się z tym, co napisałem. Gdybym miał napisać coś o samej piosence, bez wideoklipu - kaszka z mleczkiem. Piosenka ma swoje lepsze i gorsze punkty i nie mam problemu z ich zidentyfikowaniem.

Ocena samej warstwy wizualnej z potraktowaniem muzyki jako mało istotnego elementu tła? Też prosta sprawa. Ha! Nawet chyba już wiem z czym mam problem. Teledysk to połączenie piosenki z materiałem wideo, który służy za mniej lub bardziej istotną ilustrację do muzyki. Bywają teledyski, gdzie zależność między obrazem i dźwiękiem jest silna, bywają takie, gdzie relacja jest znacznie słabsza. Czasem wideo ilustruje słowa piosenki, czasem maluje odrębne obrazy pod sam nastrój muzyki.

Przez długi czas myślałem, że problem, który dostrzegam w tym przypadku, płynie bezpośrednio z podjętej bardzo poważnej tematyki obrazu i niekoniecznie adekwatnie poważnej tematyki piosenki. Utwór można by zilustrować na wiele innych sposobów, nie uciekając się do tak dramatycznego wydarzenia. Jego treść jest uniwersalna.

Sęk w tym, że treść teledysku również jest uniwersalna, samą fabułę z łatwością można by przenieść w inny zakątek globu, dość powiedzieć, że nie trzeba rozumieć słowa po koreańsku, by zrozumieć, co się dzieje na ekranie. Czy zatem tworząc ten teledysk spłycono problem, zignorowano jego najważniejsze aspekty?

Nie, w żadnym razie nie mogę się z tym zgodzić. Po prostu twórcy zamiast tworzyć dokument, czy paradokument, wykorzystali dramatyczne okoliczności za tło prostszej fabuły. Ale nie po to, by sprowadzić temat do rangi banału, a jedynie by pokazać wydarzenia na poziomie przeżyć jednostek. Zamienić wydarzenie, które łatwo przedstawić w formie bezdusznych statystyk, na coś o wiele bardziej ludzkiego i przez to nawet silniejszego w swoim wyrazie.

Więc gdzie leży problem?

SPEED za tydzień wyda drugą piosenkę, a wraz z nią drugą część tego teledysku. Łącznie produkcja obydwu klipów według doniesień kosztowała 700 000 USD. Zatrudniono topowych koreańskich aktorów i aktorki. Pierwszy wideoklip trwa blisko 11 minut, a przez kolejne dobre 2 minuty lecą napisy. Kolejny prawdopodobnie nie będzie krótszy. Co z tego?

Ano to, że piosenka trwa około 4 minuty i jest rozsiana fragmentami po klipie. Łatwo policzyć, że około 7 minut nagrania nie jest opatrzonych właściwą piosenką. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Całość prezentuje się tak, jakby to piosenka była tłem dla filmu, nie odwrotnie. I to by tłumaczyło moje mieszane odczucia.

Zanim jednak pokażę, o co chodzi, najpierw muszę rzucić nieco światła na tło historyczne. Korea, którą nazywamy Południową, po Wojnie w Korei, pod względem ustroju skończyła niewiele lepiej od północnej sąsiadki. Choć miała być przedmurzem wolnego świata, de facto była dyktaturą. Szczególnie ważną postacią w jej powojennej historii był Park Chung-hee. Prezydent kraju. Dożywotni.

Reżim Parka trwał blisko dwie dekady i do dziś nie spotyka się z jednoznaczną oceną. Dość pwiedzieć, że jego córka stoi na czele koreańskiej prawicy i właśnie wygrała wybory prezydenckie. Park z jednej strony zrobił wiele dobrego dla gospodarki swojego kraju, z drugiej prześladował wszelkie przejawy ruchów demokratycznych. Gdy zginął w zamachu 26 października 1979, wiele osób w Korei liczyło na ustrojowe przemiany.

Jednak szybko okazało się, że sprawujący funkcję prezydenta Choi Kyu-hah nie ma żadnej faktycznej władzy. Osoby pociągającej za sznurki nie trzeba było długo szukać. Generał Chun Doo-hwan, stojący na czele śledztwa w sprawie zamachu, dokonał przewrotu 12 grudnia, aresztując 30 innych generałów pod zarzutem uczestniczenia w spisku. Biorąc pod uwagę obowiązujący po zamachu stan wojenny, de facto stał się głową państwa, choć Choi wciąż był prezydentem.

Chun rozszerzył stan wojenny na teren całego kraju i zajął się prześladowaniem demokratycznej opozycji, w szczególności skoncentrowanej wokół środowisk naukowych. W marcu nieco zelżał jego uścisk i wraz z nowym semestrem zezwolono na wznowienie funkcjonowania uniersytetów. Oczywiście nie zabrakło ludzi, którzy nie wystraszyli się represji i wciąż propagowali ideę demokracji. Doprowadziło to do m.in. marszu seulskich studentów 15 maja 1980 roku.

Chun zareagował natychmiast, ponownie zamykając uniwersytety, dodatkowo ograniczając prasę i inne media itp. Dochodzimy teraz do wydarzeń, które stanowią bezpośrednie tło dla klipu. Wydarzeń, które bezpośrednio po fakcie nazwano w Korei rebelią, a dziś nazywa się ruchem na rzecz demokracji. Powszechnie te kilka dni znanych jest jednak przede wszystkim pod nazwą masakry w Gwangju.

18 maja grupa około 200 studentów próbowała wkroczyć na teren uniwersytetu w mieście Gwangju na południu Korei. Odparł ich kilkudziesięciosobowy oddział wojsk desantowych, któremu powierzono zadanie okupowania tego obiektu. Jednak studenci nie rozpierzchli się, a grupa demonstrantów rosła w siłę. Szybko dwie setki zamieniły się w dwa tysiące i sytuacja wymknęła się z rąk policji, więc wysłano dodatkowych 700 żołnierzy.

Choć na razie wojsko "ograniczało się" do używania pałek, już pierwszego dnia zanotowano pierwszą ofiarę śmiertelną. Przez następne dwa dni protesty rosły w siłę, młodzież wspierali zwykli obywatele, w kierunku armii leciały nie tylko kamienie, ale i koktajle mołotowa. Wojsko otrzymało posiłki w postaci 3000 żołnierzy, jednak wobec ponad 10 000 demonstrantów zaczęto używać znacznie bardziej radykalnych środków. Żołnierze używali już nie tylko pałek i gazu łzawiącego, ale także bagnetów i ostrej amunicji. Wtedy też doszło do pierwszych mordów.

Ludzie zareagowali odbijając magazyny policyjne i wojskowe, samemu zdobywając broń. Wobec okrucieństwa wojska, policja odmówiła współpracy i protestujący zyskali znaczącą przewagę, zmuszając wojsko do opuszczenia miasta. Od 22 do 26 maja Gwangju było w rękach cywili, jednak rankiem 27 wojsko powróciło w sile 5 dywizji i w półtorej godziny odzyskało miasto. Od tej pory, przez czas dyktatury Chuna, na 700 000 obywateli Gwangju przypadał stały garnizon liczący 20 000 żołnierzy.

Oficjalne stanowisko rządowe mówiło o 144 ofiarach po stronie cywili, jednak wg późniejszych śledztw ta liczba może być nawet kilkunastokrotnie zaniżona. Wydarzenia "518" odbiły się szerokim echem w Korei i jednoznacznie skompromitowały władzę Chuna, jednak wobec tego, że naczelny policjant świata - USA - zajęty był zbijaniem własnych interesów i interesików, Koreańczycy na pierwsze demokratyczne wybory czekać musieli do 1988 roku.



Tak jak napisałem wyżej, piosenka jest tu bardziej tłem dla klipu, niż odwrotnie. Obraz całkiem świadomie omija pobudki polityczne, koncentrując się na ludziach, którzy trochę przez przypadek wplątali się w to szaleństwo, sprzeciwiając się wojsku. Przyznam, że od strony filmowej bardzo podoba mi się takie podejście do tematu. Trudno odmówić bohaterom szlachetności, a jednocześnie nie są oni pustymi nośnikami dla haseł ideologii, przez co są mniej pompatyczni, a zdecydowanie bardziej ludzcy. Całość sprawia może nieco teatralne wrażenie, ale to raczej kwestia azjatyckiego podejścia, gdzie emocje często sprzedaje się z drobną nadwyżką, nierzadko uciekając w patos nawet przy prostych scenach.

Wizualnie prawie wszystko jest dopracowane, aktorzy świetnie sprzedają emocje bez potrzeby wypluwania stron tekstu. Całość jest nie tylko interesująca ze względu na dobre wykonanie, ale także emocjonalnie trafia do odbiorcy. Na tyle, na ile jestem w stanie to ocenić, stylizacja imponuje. Tylko w jednym momencie pojawia się niedopracowanie. Podczas wieczornej sceny na uliczce przed domem dziewczyny, w tle widać zaparkowane samochody, które stanowczo nie pasują do okresu. Brawa za to za karabiny, które nie brzmią jak anielskie trąby wieszczące Apokalipsę, tylko jak karabiny.

Co do muzyki, to ładnie wpasowuje się w klimat obrazu, momentami dobrze akcentując pewne sceny. W podkładzie wyraźnie słychać azjatycki retro-klimat, ale bardziej dzisiejszy beat pozwala strawić te dźwięki bez przywiązywania większej uwagi do egzotycznego posmaku. Z drugiej strony ta nowoczesność chwilami aż nazbyt kontrastuje ze starszym brzmieniem, może nie do tego stopnia aby się gryźć, ale różnica jest wyraźnie słyszalna. Na pewno na plus policzyć trzeba natomiast wyraziste wokale Taewoona i Min Kyung z Davichi, które idealnie dopełniają brzmienie i nadają mu charakteru, choć sam tekst piosenki, który można znaleźć >>TUTAJ<<, nie ma dużego znaczenia dla teledysku.

Największym problemem piosenki jest to, że na potrzeby teledysku została poszatkowana na kawałki przedzielone długimi okresami ciszy, a nawet dodatkowymi motywami muzycznymi. Jeżeli chcecie posłuchać bardziej składnej wersji tego nagrania, które, głównie dzięki wspomnianym już głosom, jest całkiem niezłe, odsyłam do alternatywnego klipu, który tylko wykorzystuje przebitki z dłuższej wersji. Mam też wrażenie, że widać w nim kadry z nadchodzącego klipu do piosenki "It's over".



POSTSCRIPTUM
>>TUTAJ<< znajdziecie tekst o piosence "It's Over" i drugiej części tego wideoklipu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz