wtorek, 22 stycznia 2013

K.Will & ChaKun - Even If I Play

Szok i niedowierzanie. Dwóch facetów śpiewa w gruncie rzeczy popową piosenkę, a ja się nie mogę oderwać od tego nagrania. I nie chodzi nawet o fajną dziewczynę w teledysku. Po prostu piosenka jest bardzo dobra. Rytmiczna, żywa, ale także melodyjna i nastrojowa - ma bardzo bogate brzmienie, które osiągnięto dzięki bardzo zgrabnej mieszance elementów.

Sam podkład nie jest szczególnie złożony, ale dobrze skomponowany i genialnie wyprodukowany. Wszystkie dźwięki trafiają w punkt. Ale najważniejsze dla tej piosenki są wokale. Mało w nich faktycznych popisów, za to bardzo dużo ozdobników, które sprawiają, że skonstruowany w dość standardowy sposób utwór jest bardzo różnorodny.

Oczywiście na różnorodność piosenki składa się też sama koncepcja wymieszania melodyjnego wokalu z rapem, ale to akurat prosty pomysł, powielany przez wielu artystów bez osiągania równie dobrych efektów. Miałem napisać, że podobna piosenka w bardziej znajomym mi języku pewnie nie przypadłaby mi do gustu, ale po kilku przesłuchaniach zmieniłem zdanie. Tutaj kluczem do sukcesu są barwne i charyzmatyczne głosy piosenkarzy, które wespół z tą kompozycją tworzą przebojową mieszankę, niezależnie od szerokości geograficznej.



Tak, to w gruncie rzeczy prosty utwór. Tak, tekst też nie rzuca na kolana. Ale nawet mając tę świadomość, piosenki słucha się bardzo przyjemnie.

Teledysk należy do tego rodzaju, który nie robi różnicy. Nie jest ani szalenie efektowny, ani szczególnie ciekawy i piosenka radzi sobie doskonale bez niego. Ale jednocześnie nie tylko nie można nazwać go złym, ale nawet trzeba przyznać, że od strony wizualnej jest zwyczajnie ładny. Bardzo ciekawą decyzją jest zepchnięcie wokalistów na drugi plan i zastąpienie ich kobietą, która jest główną bohaterką klipu, choć wydaje się, że piosenka jest śpiewana z punktu widzenia mężczyzny.

Olbrzymią rolę w teledysku odgrywa gra światłem - półmrok, rozbłyski, kamera patrząca w źródło światła, nawet w scenie z samochodem istotną jej częścią są rytmicznie wkradające się do środka fale swiatła z mijanych lamp. Kiedy na początku videoklipu bohaterkę nawiedza wspomnienie, najpierw roświetla się jej twarz, potem korytarz przed nią, na koniec otwierają się drzwi do samej sceny. Kiedy retrospekcja się kończy, wszystko znika w odwrotnej kolejności. Najpierw zamykają się drzwi, potem korytarz opuszcza światło, tak jakby ktoś je zakrywał, na koniec twarz bohaterki skrywa się w półmroku.

Sceny z fotografem zaczynają się w relatywnie jasnym otoczeniu, choć bohaterka zajmuje ciemniejszą część planu, to światło pada właśnie na nią, podczas gdy fotograf staje ze światłem za plecami, przez to, choć okupuje jasną część sceny, sama jego sylwetka staje się ciemniejsza. Potem, kiedy między bohaterami dochodzi do zbliżenia, plan staje się wyraźnie ciemniejszy, w końcowej fazie jedynym źródłem światła jest lampa w ręku fotografa. Nawet na podskórnym poziomie, światło silnie kojarzy się tutaj z uczuciem.

Można spekulować i starać się bardziej precyzyjnie nazwać rolę światła w tym teledysku, ale nawet jeżeli nie odgrywa ono tutaj roli bardzo konkretnego symbolu, to wciąż z plastycznego punktu widzenia jest wspaniałym zabiegiem, który w bardzo subtelny sposób nadaje obrazowi naraz charakteru i emocjonalnego ładunku, jednocześnie będąc nierozerwalną częścią większej kompozycji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz