piątek, 22 lutego 2013

BP POP - Today

Czy ja jeden czuję się dzisiaj zmaltretowany przez pogodę panującą za oknem? Mam wrażenie, że ten cholerny wiatr wywiał mi resztki mózgu spod czaszki... Możliwe, że to po prostu początki jakiegoś przeziębienia, obolałe węzły chłonne, czy coś w tym rodzaju. W każdym razie myślenie nie jest w tej chwili moją najmocniejszą stroną. I dobrze. Dzisiejsza piosenka zdecydowanie nie jest pokarmem intelektualnym. A jednak nie potrafię jej wyłączyć.

Ale dlaczego tak upieram się sam przed sobą, że za moją fascynacją tą piosenką stoi wpływ warunków atmosferycznych na moje kruche ciało? Ha, zaskoczę Was, taki powód naprawdę istnieje! BP POP - bohaterki dzisiejszego wpisu - debiutowały z piosenką "Today" w połowie stycznia. Wtedy zobaczyłem teledysk, usłyszałem piosenkę i poszedłem dalej. Nie to, żebym uważał nagranie za stratę czasu - nie, było całkiem sympatyczne, ale wydało mi się mało oryginalne i nie zasługujące na więcej uwagi, szczególnie na tle silnej styczniowej konkurencji.

Jednak wczoraj czy przedwczoraj debiutantki wypuściły taneczną wersję klipu do tej piosenki, na którą ja dzisiaj wpadłem i od której nie mogę się oderwać. Wiem, że to nie jest rewelacyjne, wiem, że to ocieka aegyo. A jednak wciskam przycisk od powtarzania. To nagranie jest po prostu niezmiernie sympatyczne, szczególnie w refrenie. Dla mojego mózgu to taki ekwiwalent kompilacji z baraszkującymi kociętami.



Brzmienie, jak już zauważyłem, jest po prostu sympatyczne. Nie ma lepszego słowa na określenie tej piosenki, Leśmian mógłby się gimnastykować wespół ze swoimi dusiołkami, a  i tak by nic lepszego nie wymyślił. Jeżeli coś warto jeszcze odnotować muzycznie, to w miarę chwytliwy refren i zaskakująco dobrą produkcję - jak na nagranie debiutującej formacji z wytwórni pozostającej poza głównym nurtem. Elektroniczne brzmienie piosenki jest nawet świeże, zastosowane dźwięki oryginalne, ale w ogólnym rozrachunku nie drażniące uszu. Ale przede wszystkim poziomy głośności trafiają w tej piosence w punkt, szczególnie eksponując refren.

Wizualnie duży plus za choreografię, w której pięcioosobowa grupa zostaje wsparta przez 6 kolejnych tancerek. Przez to scena jest o wiele bardziej pełna, żywa i nie nudzi. Ponadto dodatkowe dziewczyny zostały bardzo zgrabnie wkomponowane w plan, nie tyle robiąc za ruchome tło, co uzupełniając kompozycję. Ciekawie patrzy się też jak wokalistki tasują się między sobą i zmieniają swoje miejsce na scenie w trakcie piosenki. No i w wielu segmentach synchronizacja wypada efektownie i imponująco, szczególnie dobrze patrzy się na pełne, obszerne ruchy ramion.

Co mnie nieco przeraża, w tym konkretnym wypadku muszę pochwalić aegyo. Jest ono na swój sposób okiełznane. Nie ma w nim za dużo szaleństwa, słodycz też nie jest jakaś przesadna, kolory kostiumów także nie rażą oczu - co jest najczęstszą przewiną tego typu klipów. No i akcenty w choreografii nie tylko nie odcinają się na tle pozostałych figur, ale w dodatku świetnie wpasowują się zarówno w konwencję piosenki, jak i w konwencję tańca.

Co ciekawe, oryginalny klip do piosenki nie był aż tak udany...



J.J. Abrams, czekając na scenariusz "Gwiezdnych wojen", kręcisz teledyski w Korei? Dżejdżeju, nie idźcie tą drogą! Kiedyś w Polsce nieformalnie zakazano trąbek na stadionach piłkarskich, dziś ktoś powinien zakazać Abramsowi stosowania lens flare'ów w każdym możliwym miejscu. Pal licho, że niszczy filmy, które kręci, nawet kiedy filmy te mają nazywać się "Gwiezdne wojny". Mnie bardziej martwi, że Abrams znajduje coraz więcej naśladowców, którzy wszystko, co mogą, rozświetlają tym cholernym efektem.

Ale nie tylko z tego względu klip w oryginalnej wersji jest gorszy od tego w wersji tanecznej. Kostiumy są brzydsze, bo więcej jest przesłodzonych kolorów. Aegyo jest bardziej natarczywe, bo są zbliżenia na wszelkiej maści słodkie miny. Ale przede wszystkim klip jest nudny. Wersja taneczna jest ciekawa, bo choreografia jest żywa i jest wydarzeniem sama w sobie. W wersji oryginalnej nie dość, że nie można śledzić rozwoju choreografii, to jeszcze nie dostajemy w zamian nic innego - żadnej fabuły, żadnych wydarzeń, nic.

Jedyny poważny łącznik pomiędzy obydwoma nagraniami to kamera bujająca się w przód i w tył - jak mój wujek, po tym jak trzeba było mu usunąć płat czołowy. Może właśnie dlatego ten klip tak mi się podoba? Mróz i wiatr mnie odmóżdżyły, więc wypadałoby, żebym zaczął się gibać w podobny sposób - jednak na to jestem zbyt leniwy, więc ten teledysk okazuje się idealnym, minimalistycznym substytutem gibania się aktywnego. Taaaa, świat psychologii, badania naukowe, te sprawy - jestem ekspertem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz