środa, 25 września 2013

F-ve Dolls - Can You Love Me? + Deceive

Core Contents Media - i już wiadomo, że będzie zabawnie. Nie wiem, co dokładnie jest nie tak z ludźmi zarządzającymi tą wytwórnią, ale że coś jest nie tak - to rzecz pewna. Weźmy bohaterki dzisiejszego wpisu, grupę F-ve Dolls. Nie tak dawno temu zajmowałem się ich... Powrotem? Debiutem? Kiedy mowa o CCM, już przy tak prostych kwestiach można się pogubić.

Formacja jeszcze do niedawna nazywała się 5Dolls, po powrocie nazywa się F-ve Dolls, występuje w całkiem przemeblowanym składzie i na dodatek dziewczyn jest sześć, a nie pięć, co wskazywałaby nazwa. Po szczegóły roszad personalnych wysyłam >>TUTAJ<<, bo - jakkolwiek ciekawe - nie są teraz istotne.

O ile w wypadku piosenki "1st Soulmate" (link wyżej) można było się zastanawiać, czy mamy do czynienia z powrotem, czy może jednak stosowniej byłoby nazwać to debiutem, o tyle dwie dzisiejsze piosenki to już ewidentnie powrót formacji i typowa próba kucia żelaza póki gorące. A przynajmniej ciepłe, bo nie oszukujmy się - F-ve Dolls jakiejś furory, póki co, nie robi.

Teraz będę wymagał od Was drobnego wysiłku intelektualnego. Musicie wyobrazić sobie scenkę rodzajową. Miejscem akcji jest zapewne jakieś biuro. Czy będzie to nowoczesne, minimalistyczne korpo-biuro ze szklanymi blatami i jakąś egzotyczną roślinką w doniczce, czy też bardziej tradycyjne biuro kapitalistycznych wyzyskiwaczy, tak bogate w drewno i zwierzęce skóry, że zawstydziłoby samo serce dżungli, czy też może jakiś mniej malowniczy, ale nie mniej prawdopodobny wariant biura - wybór pozostawiam Wam. Bo nie o miejsce tu idzie, a o dramat, który się tam rozegra.

Osoby. Najbardziej malownicze byłoby tu zebranie kilku Poważnych Panów wspartych przez uniżonego sługę ich, zwanego dalej Asystentem. Ale jeżeli Wasza moc obliczeniowa nie uciągnie renderowania tylu postaci naraz, jeden Poważny Pan wespół z Asystentem też powinni wystarczyć.

Przedmiotem rozmowy jest oczywiście debiut czy też powrót - rozmówcy sami nie są pewni - F-ve Dolls z piosenką "1st Soulmate". Oczywiście z początku mamy wzajemne gratulacje Poważnych Panów, bo - co by nie mówić - projekt wyszedł sympatyczny i chwytliwy. Jednak, gdy tylko Asystent przedstawia wyniki sprzedaży, okazuje się, że nie wszystko poszło tak dobrze, jak można by się spodziewać.

- Jak to? Chwytliwa piosenka? Fajny numer na scenie? Sympatyczny teledysk? Więc czemu nie ma hitu? - Czy te wszystkie obserwacjo-zapytania wypluł z siebie jeden Poważny Pan, czy jest to myślowa spuścizna całego chóru oburzonych głosów - nie ma to znaczenia, bo Asystent szybko odpowiada. - Opinia publiczna w większości zareagowała pozytywnie, ale podniesiono dwa zarzuty, które najpewniej przyczyniły się do takich, a nie innych wyników.

- Mówże, człowieku, jakież to zarzuty, bo nas tu nadciśnienie zaraz zdławi - wykrzyknie jeden z Poważnych Panów. Jednak Asystent nawykł już do pasji z jaką Poważni Panowie podchodzą do swoich pieniędzy swojego zawodu, więc w jego słowach nie zagra nawet jeden ton niepewności, gdy monotonnym głosem prowadzi swoją odpowiedź. - Pierwszym zarzutem jest stylizacja... - nie zdąży postawić kropki w zdaniu, gdy przerwie mu Poważny Pan. - Stylizacja? Ale jak to możliwe!? Zrobiliśmy wszystko tak jak w hitach T-ara! - Asystent z pokorą przyjmuje werbalny ekwiwalent zajechania drogi i kontynuuje wywód - Tak, właśnie o to zdaje się chodzić odbiorcom. Okazuje się, że woleliby, gdyby T-ara robiła piosenki w stylu T-ara, podczas gdy F-ve Dolls zajęło się czymś innym. - O niewdzięczni! - oburzenie Poważnego Pana wydaje się tak szczere, że na jego czerwonej twarzy można by smażyć jajka. Ale jak tu się dziwić jego zdziwieniu? Przecież sama myśl o tym, że ktoś może mieć dość dziewczyn w kolorowych retro-disco-stylizacjach i okularach przeciwsłonecznych, wydaje się - cóż - nie do pomyślenia.

- Rozumiem, że przynajmniej na jakiś czas będziemy musieli porzucić nasz disco-koncept? - same słowa napełniają Poważnego Pana czystą nienawiścią, do powietrza, które je niesie, a jednak z dziecinną naiwnością wsuwa na koniec zdania znak zapytania, w nadziei, że Asystent jednak zaprzeczy. - Niestety, na to wygląda. - Nawet z pozoru bezduszny Asystent wypowiadając te słowa nie jest w stanie spojrzeć w oczy Poważnego Pana. Nie boi się zobaczyć czerwonych ognisk słusznego gniewu, drży przed widokiem błękitnych jezior szczerej rozpaczy.

Zapada chwila milczenia, którą wreszcie przecina zrezygnowanym głosem Poważny Pan - To jaki jest ten drugi zarzut? - Jego pytanie wisi chwilę w powietrzu, kiedy asystent w myślach układa słowa odpowiedzi w możliwie celne zdanie. Ostatecznie jednak rezygnuje i stawia na proste niedopowiedzenie - Chodzi o liczbę dziewczyn... - nawet jeżeli pytanie, które za chwilę padnie, nie pociągnie sprawy we właściwym kierunku, to przynajmniej Asystent uniknie zwalenia druzgoczącego ciężaru prawdy w jednym rzucie. Tu jednak następuje nieoczekiwany zwrot sytuacji, zwrot absolutnie kluczowy. - Ha! Chociaż w tym jednym się zgadzamy! Od początku mówiłem, że dziewczyn jest za mało! - Asystent chciałby zaprotestować, wytłumaczyć, że chodzi o coś odwrotnego, że ludzie nie rozumieją dlaczego w zespole F-ve dolls jest więcej niż pięć dziewczyn... Jednak nie może - fizycznie nie jest w stanie. Widząc jak nadzieja roziskrzyła zapał w oczach Poważnego Pana, nie ma serca ponownie gasić tego płomienia.

- Tak! Mamy przecież tę młodą Dani, która miała występować w T-ara. Dorzucimy ją do F-ve Dolls, w siódemkę już na pewno podbiją serca widzów! Tylko co z piosenką? - Asystent już sięga po listę topowych producentów, już ma zamiar podsunąć kandydaturę jednego z branżowych asów, gdy okazuje się, że Poważny Pan nie tyle poszukuje odpowiedzi, co bierze teatralną pauzę, by nie zabrzmieć jak wariat błyskawicznie odpowiadając na własne pytanie. - No tak, nad czym się tu zastanawiać? Skoro nie możemy zrobić retro-disco-hitu, musimy zrobić balladę - innej drogi przecież nie ma. Davichi w tym roku robiło płytę, na pewno zostało coś niewykorzystanego. Tak, czeka nas kolejny sukces!

Światła gasną, kurtyna opada, publika wychodzi na antrakt. Akt drugi rozegra się na ekranie, więc możecie śmiało wyłączyć wyobraźnię.



Okej, wszelkie kwestie organizacyjne, wyjaśnienia, tematy muzyczne itd. idą na bok. Przepraszam, ale po prostu nie mogę, nie umiem i chyba zwyczajnie nie chcę zostawić tej kwestii w spokoju. BRWI!

Jakiś czas temu odkryłem u siebie straszną przypadłość, która niszczy mi życie. Przez lata zastanawiałem się dlaczego potrafię tak obojętnie patrzeć na wiele kobiet, które inni faceci określają mianem atrakcyjnych (nie słowo w słowo, ale taka myśl im przyświeca - dokładnych słów nie przytoczę, bo mogą to czytać dzieci)? Dlaczego całkiem normalne dziewczyny w moich ocach wydają się być "w złym guście"?

I wreszcie doszedłem - chodzi o brwi! Te śmieszne krzaki nad oczami, na które nikt - włącznie ze mną - świadomie nie zwraca uwagi. Wszyscy je widzą, wszyscy zdają sobie sprawę z ich istnienia, ale oceniając czyjąś urodę, każdy poda cały szereg innych cech - kształt i rozmiar twarzy, nosa, oczu, ust, nawet uszu, jakieś śmieszne detale w stylu "dołeczków", ale o brwiach nawet się nie zająknie.

I choć ja też wolę mówić o nosach i oczach - choćby po to, by nie wyjść na jakiegoś dewianta - to fakty są takie, że brwi są dla mnie absolutnie kluczowe. Chyba najbardziej drażnią, czy też może raczej śmieszą, mnie domorosłe adeptki sztuki malarskiej, które zdają się mylić własną twarz z kawałkiem płótna. Bo jak inaczej wytłumaczyć wyrywanie sobie brwi do zera, a potem ponowne ich rysowanie - jak kilkuletnie dziecko pastwiące się flamastrem nad okładkowym portretem gwiazdy z kolorowego czasopisma?

Ale to ekstremalny przypadek, a przecież nie trzeba posuwać się aż tak daleko, by zafundować sobie image godny krzyżówki goblina z jakimś mały stworzeniem futerkowym, wychodzącym na żer tylko nocą. Nie wiem na czym to polega, ale tak wiele dziewczyn, zamiast zostawić w spokoju to, co rośnie im nad oczami, nieustannie przy tym kombinuje. Ja rozumiem tzw. regulację, moje krzaki też prezentują się nieco lepiej, kiedy się je przytnie. Ale większość kobiet zdaje się nie mieć pojęcia ani jak się za to zabrać, ani kiedy przestać.

I tutaj wkracza kpop. Dla mnie częścią niezauważalnego uroku tej branży są właśnie brwi. Bo jakimś cudem tym wszystkim specjalistom od makijażu - i szerzej wizerunku - udaje się tak wymuskać ową newralgiczną dla mnie część owłosienia, by naraz wyglądała estetycznie, ale także niezwykle naturalnie i spójnie z resztą koncepcji. Nawet kiedy jedna czy druga wokalistka farbuje sobie brwi, by dopasować je pod kolor nowej fryzury, to choć widzę zmianę, to widzę też, że idealnie wkomponowuje się ona w całokształt.

Niestety powyższy teledysk zadał rysę nieskalanemu do tej pory wizerunkowi specjalistów. Tak, wiem - Dani jest młodziutka, ma kilkanaście lat, przed kamery wrzucono ją pospiesznie i chyba przed czasem. Zdążyłem już zauważyć, że u nastoletnich Koreanek młody wiek znacznie bardziej rzuca się w oczy niż u ich wyfiokowanych rówieśnic z Europy czy Stanów. Ponadto widać, że Dani nie jest jeszcze obyta z kamerą, nie włada swoją mimiką jak jej wyszkolone koleżanki. Ale nie zmienia to faktu, że styliści dali ciała, bo efekt widoczny w teledysku jest po prostu komiczny.

I już myślałem, że w CCM ktoś też to zauważył, bo kilka dni później ukazała się nowa wersja tego teledysku...



Sęk w tym, że korzysta on z kadrów nakręconych przy okazji tej samej sesji, ba, w wielu momentach są to dokładnie te same kadry, co w teledysku powyżej. Na dobrą sprawę nie wiem, dlaczego ta wersja w ogóle powstała. Tak, brwi Dani i rzucane spod nich nieszczęśliwe spojrzenia wydają się mniej rzucać w oczy w tej wersji, ale wciąż je widać.

Jest to o tyle zabawne, że mam nieodparte wrażenie, że piosenka ta powstała głównie po to, by podpromować Dani, albo przynajmniej dać jej trochę doświadczenia przed kamerami. Prędzej czy później - z lepszym czy gorszym skutkiem - T-ara N4 i ich "Jeonwon Diary"/"Countryside Life" (>>TUTAJ<<) wrócą na sceny, tak jak obiecano. Już wcześniej oznajmiono, że wobec odejścia Areum, Dani zajmie jej miejsce, choć jedynie w T-ara N4, więc sceniczny szlif jest jej jak najbardziej potrzebny.

Można się zastanawiać, czy dziewczyny nie można było wprowadzić - chociaż gościnnie, na jedną piosenkę - do T-ara, skoro dziewczyny i tak szykują comeback w październiku, ale najwyraźniej się nie dało. Pewnie nawet krótkie obcowanie z tą grupą oznacza ryzyko długotrwałej traumy lub innego demonicznego opętania (więcej o tym >>TUTAJ<<).



Kończąc wątek Dani, po tym występie mam dwie obserwacje. Po pierwsze, okazuje się, że dziewczyna wcale nie wygląda jak córka Nieszczęścia i Rozpaczy. Po drugie, kompletnie nie umiem wyobrazić sobie jak wykonuje bardzo żywiołowy i wymagający układ do "Countryside Life".

Co do samej piosenki i właściwego F-ve Dolls (możliwe, że wcześniej nie napisałem tego wprost, Dani - póki co - do formacji doklejona została jednorazowo) to też mam kilka uwag. Po pierwsze piosenka brzmi jak coś, co kompozycyjnie mogłoby wylądować na płycie Davichi. I to w żadnym razie nie jest zaletą, bo Davichi to Głosy przez duże "G" pisane, podczas gdy F-ve Dolls to raczej głosiki.

Nie zrozumcie mnie źle, kilka dziewczyn jest tu uroczych, rzucają się w oczy i w ogóle nie mam nic ani przeciwko tej formacji, ani przeciw słabszym wokalnie zespołom śpiewającym ballady. Sam lubię kilka tego typu nagrań z repertuaru After School (przykłady >>TUTAJ<<), więc byłbym hipokrytą, gdybym teraz ciskał kamieniami. Ale takie balladki przeważnie nie nasuwają porównań do znacznie bardziej utalentowanych wokalistów, tymczasem tutaj od porównania do Davichi nie jestem w stanie uciec.

Nie chodzi tylko o to, że i Davichi, i F-ve Dolls to CCM. Przede wszystkim ta piosenka ma brzmienie, które sugeruje, że wyszła spod tej samej ręki, co kompozycje na tegorocznym albumie duetu, możliwe nawet, że w tym samym okresie. Co więcej, trudno oprzeć się wrażeniu, że wiele partii w tym utworze jeszcze zyskałoby na atrakcyjności (bo i tak uważam, że jest to calkiem solidne nagranie) gdyby zostały zaśpiewane przez bardziej wprawne i - co tu kryć - utalentowane głosy. To wszystko sprawia, że aż chciałbym usłyszeć tę piosenkę w wykonaniu Davichi.

A jednak CCM uparło się by udowodnić, że ballady to właśnie gatunek skrojony na miarę dla F-ve Dolls...



Przyznam szczerze, że wolałem już tę disco-stylizację. Ta piosenka już tak bardzo nie pachnie koleżankami z bardziej uznanej grupy, ma więcej własnego brzmienia, ale jeśli to ma być własna linia smaku dla formacji, to ja odpadam. Kompozycja jest mało zajmująca i brzmi trochę... tanio. Segmenty rapu kompletnie do mnie nie trafiają - ani to liryczne, ani subtelne, ani tym bardziej charyzmatyczne. W dodatku do reszty nagrania pasuje jak pięść do nosa.

Wokale brzmią tu za to całkiem sympatycznie, szczególnie w refrenach. Z jednej strony, to jak dobrze dziewczyny prowadzą melodię, jak silnie i wyraźnie brzmią ich głosy - jest swojego rodzaju niespodzianką po przesłuchaniu niepowalających wokalnie "1st Soulmate" i "Can You Love Me?". Z drugiej strony, bazując na występach na żywo, mam szczere wątpliwości, czy dziewczyny są w stanie uciągnąć ten utwór poza nagraniowym studiem. Przynajmniej na dziś dzień, bo trzeba brać poprawkę, że nie jest to grupa o oszałamiającym doświadczeniu.

Było życzenie, żebym podsumowywał swoje teksty, więc spróbuję. F-ve Dolls wciąż pozostaje gdzieś w mojej orbicie zainteresowań, ale dwa nowe nagrania mimo wszystko nie wywindowały ich notowań. Pierwsza piosenka to udana kompozycja, ale wykonana bardzo przeciętnie, druga to lepsze wykonanie, ale i wyraźnie słabszy utwór. Najbardziej martwi sposób, w jaki wytwórnia traktuje grupę. Jeszcze jako 5Dolls dziewczyny niosły z sobą powiew oryginalności, ale najwyraźniej CCM, zawiedzione brakiem sukcesu, postanowiło póki co wzorować repertuar F-ve Dolls na swoich sprawdzonych produktach czyli T-ara i Davichi, a to z pewnością nie pomoże dziewczynom w ustabilizowaniu własnej marki. Nie pomoże też fakt, że grupa póki co postrzegana jest jako miejsce dla ludzi, z którymi CCM nie wie co zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz