O samej formacji nie będę się rozpisywał, bo wiem o niej niewiele i szczerze powiedziawszy nie chce mi się dowiadywać więcej. Najważniejszy wydaje się fakt, że należą do stajni SM Entertainment (m.in. Girls' Generation i f(x)), jednego z trzech największych graczy na koreańskim rynku, a biorąc pod uwagę ostatni rok, grono potentatów można w zasadzie zawęzić do dwójki, w której oprócz SM znalazłoby się jeszcze miejsce dla YG Entertainment (m.in. PSY, Big Bang, G-Dragon, 2NE1 i Lee Hi). Tłumacząc na język polski - zasoby finansowo-organizacyjne za ich plecami wydają się nieograniczone.
Coś jeszcze? "Wolf" to ich pierwszy comeback, debiutowali jakoś w zeszłym roku. Chłopaków jest całkiem pokaźna grupka, bo aż dwunastu. Poprzednią piosenkę promowali podzieleni na szóstki, ale tym razem wydaje się, że będą współdzielili jedną scenę. Chyba starczy tych wstępów, pora na teledysk. Tu jeszcze tylko jedna uwaga, nawet jeżeli klip nie przypadnie wam do gustu - bo to boys-band - warto spojrzeć na nagranie z występu, które ma mniej boys-bandowej otoczki. Całość jest po prostu tego warta.
Pierwsza rzecz, która przykuła moją uwagę, to oczywiście intrygujące wprowadzenie z tą niesamowitą figurą-cieniem ułożoną z tancerzy i fantastyczny pomysł na otwarcie z rękami wyłaniającymi się u podstawy i "ryjącymi" parkiet na podobieństwo łap dzikiej bestii. Ale potem, nim układ taneczny na dobre się rozkręci, mamy chwilę dosyć standardowego, boys-bandowego rapu i nieco rzemieślniczej roboty operatorskiej, a jednak teledysk wciąż zachwyca...
Bo wtedy dopiero można się przyjrzeć niesamowitej scenografii, która śmiało nadaje się na wystawę w muzeum sztuki nowoczesnej. To jest jeden z powodów, dla których tak bardzo cenię koreańskie teledyski. W dobie wszechobecnego CGI, gdzie już nie tylko "Avatar", ale takie hollywoodzkie produkcje jak ekranizacja "Wielkiego Gatsby" przypominają bardziej film animowany niż tradycyjne kino - w takich czasach w Korei wciąż buduje się spektakularne scenografie.
Mówcie co chcecie, ale dla mnie te wszystkie cyfrowe gadżety wciąż nie wyglądają dość autentycznie, by zastępować prawdziwe scenografie, rekwizyty i pojazdy. Poza tym zastępowanie podobnych planów zdjęciowych zwykłymi greenscreenami to tak jakby architekt poprzestawał na przygotowaniu planów budynku i ewentualnie oprowadzał ludzi po pustym polu, opowiadając co gdzie jest. Komputery są wspaniałym narzędziem, ale sztuka - także ta filmowa - w jakimś stopniu powinna pozostawać namacalna.
Ale zostawmy już scenografię. W szczegóły samej piosenki też jeszcze na razie nie będę wchodził. Chcę jeszcze przez chwilę zająć się układem tanecznym, który jest kolejną perełką i kolejnym elementem, który - patrząc szerzej - przyciąga mnie do k-popu. To, co prezentuje w tym utworze grupa EXO, to nie są jakieś śmieszne podrygi czy sztampowe machanie kończynami. To kolejny element tego nagrania, który śmiało można podciągać pod kategorie sztuki, bo jest to choreografia przemyślana, pomysłowa, która sama w sobie ma oddziaływać na wyobraźnię widza. To coś więcej niż efektowne widowisko, to - krótki, bo taka jego forma - ale jednak rodzaj tanecznego spektaklu.
Jednym z mocniejszych punktów układu jest dynamika, którą zapewnia podzielenie zespołu na dwie części. Dzięki temu większe sceny z kompletem tancerzy zyskują na wizualnym rozmachu w stosunku do tych bardziej kameralnych. Jednocześnie ciągłe zmiany występujących na scenie tancerzy, zejścia jednej grupy, wejścia drugiej - to wymusza ruch po całej powierzchni sceny i wnosi olbrzymią ilość życia do całego układu, a przy tym pozostaje niezwykle zręcznie wplecione w ogólną stylistykę prezentowanego tańca. No i pomysł na ludzką jaskinię z wypadającym z niej wilkiem jest rewelacyjny.
Patrząc na taniec szerzej, w pierwszej kolejności w oczy rzucają się zwierzęca natura ruchów tancerzy i elementy choreografii w oczywisty sposób nawiązujące do tytułowego wilka - kłapanie paszczą, wycie do księżyca, itp. Jednak w tym układzie tkwi coś więcej. Warto zwrócić uwagę na bardzo zróżnicowaną piosenkę, której towarzyszy. Im więcej patrzę na ten układ, tym silniejsze odnoszę wrażenie, że piosenkę tak bardzo rozrzucono brzmieniowo nie dla wzbogacenia doznań słuchowych, ale by dać pretekst dla bardziej zróżnicowanego repertuaru ruchów. Dzięki temu mamy okazję oglądać niezwykle płynne, pełne zwierzęcej gracji ruchy imitujące skradanie się, ale także energiczne wymachy kojarzące się z prymitywną energią emanującą z dzikiej bestii.
A najlepsze w tym wszystkim jest dla mnie to, że EXO swój numer wykonuje jeszcze lepiej na żywo, niż na planie zdjęciowym.
Od strony piosenki mam już troszkę problem z tym kawałkiem. W towarzystwie numeru tanecznego sprawdza się rewelacyjnie, natomiast mam pewne wątpliwości, na ile broni się jako samodzielny produkt. Wszystko jest tu niby na miejscu i trzyma pewien przyjęty w branży poziom, przynajmniej dla tej konwencji, ale jednak to chaotyczne przemieszanie wątków i tematów sprawia, że niekoniecznie chciałbym aby ten utwór atakował mnie z radioodbiornika. Haczyk "kure wolf, nega wolf, auuuu" działa (swoją drogą, angielskie tłumaczenie tekstu >>TUTAJ<<), melodyjny refren też, most przed finałem z rozpędzającym się podkładem to bardzo dobry pomysł, a sam podkład to też kawał dobrej roboty.
Elektroniczne brzmienie, które nie sili się na przesadną oryginalność i korzysta raczej ze standardowych chwytów, ale zręcznie i pomysłowo przemieszanych. W efekcie podkład może nieszczególnie zapada w pamięć, ale też nie będzie nikomu zawadzał, a w trakcie słuchania piosenki zwyczajnie czuć, że trzyma poziom.
Problemem są wokale. Pal licho, że w trakcie występu większość to playback, przy tym nakładzie sił wkładanych w taniec, można to zrozumieć. Zresztą zauważyłem, że z początku większośc grup zaczyna grubym playbackiem, a wraz z kolejnymi występami coraz więcej jest śpiewania na żywo. Sęk w tym, że niektórych partii, nawet jakby chcieli, wokaliści nie odratują - w oryginale zostały strasznie przeprodukowane i nie ma możliwości, żeby zaśpiewane na żywo wypadły chociaż blisko studyjnego oryginału.
Niestety ta przesadna produkcja na wokalu rzutuje także na nagranie studyjne, bo w wielu sytuacjach nie jestem w stanie stwierdzić czy dany gość faktycznie umie coś zaśpiewać, czy tylko jakiś magik dobrze go zakręcił za konsoletą. W dodatku piosence daje w kość także fakt, że śpiewa ją dwunastu chłopa. Nudniejsze, mniej obrobione partie rapu są przez to bardzo rozrzucone, podczas gdy bardziej melodyjne, ale przy tym także bardziej obrobione fragmenty zaczynają zlewać się w nieco mało charakterystyczną papkę. Może efekt końcowy nie jest bardzo zły, może nawet nie psuje piosenki, ale z pewnością zawadza.
Na koniec jeszcze ciekawostka. Piosenka ma także wersję chińską, która od koreańskiej różni się nie tylko językiem, ale także podziałem partii pomiędzy podgrupy i samych wykonawców, siłą rzeczy pociąga to za sobą także drobne zmiany w choreografii i teledysku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz