Cholera, zadziałał na mnie chwyt marketingowy... Normalnie omijam boysbandy i musi trafić się coś wyjątkowo interesującego, żebym obejrzał ich teledysk. Tym razem wystarczyły dwa proste chwyty. Pierwszy to tytuł piosenki - "Tarzan". Zżerała mnie ciekawość, co od strony muzycznej może ukrywać się pod takim, nieco zakurzonym, hasłem.
Drugi chwyt to osoba Hyeri z Girl's Day pojawiająca się w teledysku. Członkinie Girl's Day ostatnio atakują telewidzów i internautów ze wszystkich możliwych kierunków, ale że na dziewczyny, a w szczególności Hyeri, patrzy się bardzo, bardzo przyjemnie, to osiągnięcie bariery nasycenia ich twarzami zajmuje im nadspodziewanie długo.
I wiecie co? Wcale nie żałuję, że dałem się nabrać.
Pomysłowy kawałek. Dużo rapu, momentami całkiem dobrze sprzedanego. Szczególnie pierwsza zwrotka robi na mnie pozytywne wrażenie, choć zdaję sobie sprawę, że trochę w tym zasługi cyfrowej obróbki wokalu. W całej piosence jest trochę reaggującego posmaku, nie za dużo - by nie zrazić ludzi z alergią na te klimaty - ale dość, by piosenka brzmieniowo odcinała się na tle konkurencji.
W piosence wyróżnia się przede wszystkim fajnie wyprodukowany, elektroniczny beat, który brzmi oryginalnie i dodaje piosence charakteru. To nie są tylko pojedyncze, oderwane uderzenia wyznaczające rytm, a całe serie szybkich, wycinanych dźwięków, które ładnie schodzą po skali. Ponadto bardzo dobrze sprawdzają się niskie, nieco wytłumione, rytmiczne okrzyki w tle, trochę kojarzące się z pomrukami wydawanymi przez goryle - mają w sobie coś pierwotnego i dzikiego. Jednak najsilniejszym punktem nagrania jest świetny refren i jeszcze lepszy haczyk.
Refren po prostu wpada w ucho i wydaje się stosunkowo łatwy do powtórzenia, poruszając się na granicy prostej melodii i recytacji. Natomiast haczyk to produkcyjny majstersztyk. Zazwyczaj taka elektronicznie spreparowana wokaliza brzmi tandetnie i pasuje do reszty piosenki jak pięść do nosa. Tu wszystko współgra idealnie, a na dodatek to właśnie przeprodukowane brzmienie wokalu jest tu kluczem do sukcesu. Normalnie te elektroniczne wokalizy próbują się kryć ze swoją naturą, co oczywiście nigdy nie wychodzi im na dobre. Tu natura tego dźwięku jest jasna, nikt się jej nie wstydzi, tym samym i odbiorca jest mniej skrępowany słuchając charkaterystycznego u-o-u-o-u-u-u.
Trzeba też przyznać, że samo wykończenie dźwięku i zastosowanie efektu stereo sprawia, że nieszczególnie skomplikowana melodia haczyka ucieka dalej od banału i przez to jest nie tylko łatwiejsza do strawienia, ale także smaczniejsza. No i nie można pominąć kwestii fundamentalnej, a więc pomysłu kryjącego się za haczykiem. To oczywiste nawiązanie do tarzanowego okrzyku, który przez dziesięciolecia wrył się w skałę popkultury i podejrzewam, że nawet najmłodsze pokolenia są z nim zaznajomione, choć przecież sama postać Tarzana ostatnio jest raczej schowana w cieniu.
Z teledyskiem mam drobny kłopot. Patrzy mi się na niego przyjemnie, poszczególne elementy składowe są dobrze wykonane, zachowana jest jakaś spójna estetyka i pewna płynność przejść pomiędzy scenami, a jednak klip ma w sobie coś ze zlepka przypadkowych pomysłów - może nawet adekwatnych i nieźle, choć nie genialnie, wykonanych, ale jednak dobranych trochę bez pomysłu na treść. Brakuje za tym wszystkim jakiejś myśli przewodniej.
Fabuła z podglądaczem jest dla mnie trudna do ogarnięcia i nieco niepokojąca, a słowa piosenki niewiele mi pomagają. Możliwe, że jest to kwestią nieco chaotycznego tłumaczenia na angielski, ale takie znalazłem, możecie się z nim zapoznać >>TUTAJ<<. Jeżeli idzie o komiksowe i filmowe sceny, to łączy je jakiś przewodni pomysł na wykonanie, obrana estetyka, jednak treściowo nie widzę między nimi spoiwa. Tak, przejścia oferują całkiem rozsądne wplecenie tych wątków w osnowę głównej narracji, ale od strony zawartości nie ma żadnej głębszej relacji pomiędzy tymi obrazami. W pierwszym segmencie nie ma nawet Tarzana, tylko nie wiedzieć czemu oglądamy stylizację na Bonda. To ma być jakaś symbolika playboya?
Samo wykonanie jest zręczne, stylowe i sympatyczne, choć bez myśli przewodniej wartość tych zabiegów znacząco spada. W podobnym klimacie zdecydowanie wolę Bae Chi Gi i ich klip do "Shower of Tears" (>>TUTAJ<<), gdzie te wszystkie tricki mają więcej znaczenia dla całości teledysku, wplatają się w niego i trudniej uznać je za dodany bajer.
Na duży plus muszę policzyć ujawnione fragmenty choreografii, która nie tylko dobrze wygląda, ale także pasuje do klimatu piosenki. Podoba mi się też nieco surrealistyczny posmak scen z tancerzami, ciekawie dobrana paleta barw i dopasowane do niej oświetlenie. Efekt okularu też został zręcznie wpleciony. No i oczywiście widok Hyeri cieszy oczy.
POSTSCRIPTUM
Wersja taneczna teledysku...
... oraz występ na antenie Mcountdown.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz