Najnowszy powrót Brown Eyed Girls już przechrzczono jako "ninja-comeback". Piosenka to cyfrowy singiel, co znaczy, że nie ma swojego kompaktowego odpowiednika. Póki co nie widać też żadnego teledysku, Nie wiadomo nawet, czy dziewczyny zagoszczą na antenach programów muzycznych. Ba, gdyby nie twitterowe wpisy samych wokalistek, trudno byłoby się dokopać do wiadomości o nowym nagraniu.
A mimo to, w kilka godzin po premierze, dziewczyny zaliczyły all-kill - symultaniczne pierwsze miejsce na notowaniach trzynastu najważniejszych list przebojów w Korei.
Od pierwszych dźwięków słychać, kto skomponował ten utwór. Primary - jeden z topowych koreańskich producentów, kojarzony głównie ze sceną hip-hopową, ale mający na koncie całkiem pokaźną liczbę mainstreamowych przebojów - między innymi zeszłoroczny hit "?", do którego swoich głosów i twarzy użyczyli Choiza z grupy Dynamic Duo oraz Zion.T. Piszę o użyczaniu twarzy, bo sam Primary lubi chować swoją twarz w kartonowym pudle. Poważnie.
Swoją drogą Choiza też ma swój udział w tym kawałku, bo wespół z Primary i Miryo (raperka BEG) ułożyli słowa do tego utworu. Angielskie tłumaczenie znajdziecie >>TUTAJ<<. Zgrabnie napisany, trochę żartobliwy, a trochę pieprzny kawałek tekstu. Nie ma tu jakiegoś rażącego w oczy innuendo, ale sam nastrój i brzmienie piosenki podpowiadają, że jej słowa można odnosić tak do emocji, jak i do bardziej fizycznej sfery miłości.
Dlatego strasznie żałuję, że nie ma do tej piosenki teledysku. Brown Eyed Girls jest znane ze śmiałych, ostrych klipów, które przy tym zawsze zostają nakręcone z pomysłem i poszanowaniem dobrego smaku. Do tej piosenki, nawet bez wielkiego budżetu, można nakręcić soczysty, kuchenny teledysk - wystarczy zgrabnie oświetlić plan i dobrze wykadrować detale. Resztę dyktuje sama muzyka, a luki w wyobraźni zapełnia tekst.
Co do samej piosenki - wszystko się tutaj świetnie buja, chociaż na pewno nie zgodzę się, że jest to szczytowe osiągnięcie Primary czy Brown Eyed Girls. Kompozycja od pierwszych dźwięków obiera jasny kierunek i klimat i do końca trzyma się tych założeń. Podkład jest bardzo solidnie wykonany, brzmi przyjemnie i adekwatnie, w żadnym razie nie nudzi i nie męczy. A jednak brakuje mu tego czegoś, żeby postawić na tym stempel potwierdzający najwyższą jakość.
Podobnie z wokalami - pięknie wpasowane w konwencję, przyjemnie, miękko brzmiące. Bez jakichś niepotrzebnych świdrów, gwizdów czy wymuszonych popisów. Trzymają melodię, trzymają rytm, tworzą nastrój, ale znów czegoś brakuje, żeby piosenka była absolutnie urzekająca - może tym czymś jest tutaj tekst, który jednak poprzez barierę językową nie wsiąka równie dobrze.
I jeszcze kilka zdań o rapie, bo Miryo dostała w tym utworze nieco więcej miejsca niż zwykle. Choć jest chyba najmniej docenianą z czwórki wokalistek, tym razem trafia w dziesiątkę. Jej twardy, trochę zuchwały i nonszalancki głos świetnie kontrapunktuje miękkie partie koleżanek, dodając całości pikanterii i podkreślając dwoistą naturę tekstu, o której pisałem już wyżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz