Davichi nie zna litości. Duet specjalizujący się w balladach był w zasadzie nieobecne w branży w zeszłym roku i teraz odbija to sobie z nawiązką. Dziewczyny wydały w marcu bardzo dobrze przyjęty przez publikę album "Mystic Ballad". Dwie promujące go piosenki - "Turtle" i "Just the Two of Us" z łatwością wdarły się na czołowe miejsca list przebojów. Szczególnie dobrze radził sobie niezwykle sympatyczny kawałek "Turtle", który tygodniami utrzymywał się w pierwszej dziesiątce notowań Gaonu i Billboardu.
Jakby tego było mało, na albumie z premedytacją nie zamieszczono kolaboracji duetu z raperem Verbal Jintem. Powód prosty, piosenka była na tyle dobra, że doczekała się własnego singla wypuszczonego wkrótce po premierze albumu. W efekcie dziewczyny przez kilka tygodni miały trzy utwory w pierwszej dziesiątce notowań Billboardu, a piosenka "Be Warmed" do tej pory wygrzewa miejsce na mojej playliście i raczej nie planuję jej stamtąd wyganiać. Wszystkie trzy piosenki wraz z teledyskami (szczególnie ten od "Be Warmed" jest godzien polecenia) znajdziecie >>TUTAJ<<.
Ale na tym nie koniec, bo pomimo gorącego wakacyjnego okresu wypełnionego powrotami żeńskich grup i super-grup (w przyszłym tygodniu wraca 2NE1 i Brown Eyed Girls!), Davichi postanowiło nie ustępować pola konkurencji i wypuściło kolejny potencjalny hit. Cogodzinne notowania duet wziął szturmem, czy zdobędzie pierwsze miejsca na poważniejszych listach? To się dopiero okaże, ale czołówkę notowań ma w zasadzie w banku.
Jeszcze zanim pokażę piosenkę i teledysk - jedna uwaga. Davichi wciąż działa pod szyldem Core Contents Media, a oni tam lubują się w kręceniu teledysków - wystarczy spojrzeć na debiuty formacji SPEED (>>TUTAJ<<) i The SeeYa (>>TUTAJ<<). Teledysk do nowej piosenki Davichi, jak na możliwości CCM, i tak jest dosyć oszczędny czasowo - z czterominutowej piosenki zrobili tylko sześć i pół minuty klipu. T-ara w zeszłym roku miała teledysk trwający... dwadzieścia minut. Jeżeli ktoś koniecznie nie chce oglądać teledysku, samą piosenkę znajdzie tutaj.
Teledysk nie powala, tym bardziej, że muszę wierzyć w cudze tłumaczenia, co tak naprawdę się w nim dzieje. Według tego, co wyszperałem w internecie, odpowiedzi są zaskakująco banalne i mało satysfakcjonujące. Ot dwie kobiety z bagażem doświadczeń niezależnie od siebie wracają do nadmorskiej miejscowości, która kojarzy im się z dawną miłością. Jedna pamiątki nosi w pudełku, druga w sercu, obie w pewnym momencie rozklejają się i postanawiają, że żal po utraconej miłości najlepiej utopić w butelce, co w pewien dosłowny sposób łączy obie postacie na ekranie.
Od strony pomysłu raczej tego nie kupuję - koncept wydaje mi się niedopieszczony i myślę, że można było tam włożyć coś mocniejszego. Z drugiej strony coś mocniejszego mogłoby się okazać nadto pretensjonalne i przekombinowane. Zresztą bez napisów do tekstu mówionego, jestem w stanie odbierać tylko stronę wizualną, więc możliwe, że jest tam coś więcej, o czym nie wiem. Sam aspekt wizualny jest zrealizowany nawet zgrabnie, ale sztampowo - jeżeli śledzicie koreańskie teledyski, takich obrazków widzieliście już zapewne sporo. Nie jest to żaden zarzut, raczej podkreślenie braku atutu.
Natomiast piosenka to inna bajka. Piosenka zdecydowanie mi się podoba. Bardzo przyjemne, subtelne granie pachnące latem i morzem, bez angażowania w proceder jakiegoś elektronicznego jazgotu. Smyczki, klawisze i insze efekty dodają tej piosence życia i różnorodności, ale sednem kompozycji dla mnie są gitarki i instrumentalny beat, które w dużej mierze odpowiadają za jej zwiewnośc i to, że nie jest to kolejny balladowy środek nasenny.
Oczywiście na pierwszym planie są tu piękne głosy Lee Haeri i Kang Min Kyung. Dziewczyny potrafią brzmieć niezwykle miękko i delikatnie nawet wtedy, kiedy podpierają swoje głosy większymi nakładami mocy. A jednocześnie ich głosy nie nikną, nie krztuszą się, kiedy trzeba zaśpiewać coś ciszej. Takim głosom jestem w stanie wybaczyć nawet to, że spiewają nieszczególnie wymyślny tekst. Nie mówię, że słowa piosenki są złe, ale sam podstawowy pomysł jest dosyć wyeksploatowany i nawet zgrabne ubranie go w słowa niewiele tutaj pomoże, jeżeli autor nie wysili się i nie spłodzi czegoś naprawdę wyjątkowego. Angielskie tłumaczenie znajdziecie >>TUTAJ<<.
Nie to, że Davichi to mój ulubiony band w całym tym kpopie (a siedzę w nim już parę ładnych lat), ale należy obiektywnie przyznać, że ten rok należy do nich. Jeden z najbardziej udanych comebacków. Może zauważyli to też sami Koreańczycy znudzeni wszechogarniającą prostotą "różowych" zespołów i ich pioseneczek. Wokalnie przebijają wszystkie pozostałe (no może jeszcze poza Hyorin z Sistar).
OdpowiedzUsuńOd Davichi bije powaga i trochę jakaś taka alternatywa. Mało w tym wszystkim seskapilu. Da się przeżyć ich teksty (a z tym tragedia w branży).
W ubiegłym roku pamiętam jak świat jarał się PSY, a w Korei akurat bardzo popularna była ballada Naul'a. Może rzeczywiście Koreańczycy potrzebują czegoś spokojniejszego? Fajnie jest popatrzeć na dziewczyny z Girl's Day czy poszaleć na dyskotece przy nowych utworach 4minute czy T-ary. Może stąd taka popularność duetu Davichi? Chciałbym tak myśleć bo właśnie tak sobie tłumaczę ich fenomen. Davichi to nie kpop. Davichi to indie pop. Intelignenty pop. O tym jestem absolutnie przekonany.
Niech nie znikają ze sceny. Niech będą odpowiedzią dla wszystkich malkotentów muzycznych. Że da się śpiewać dobrze po koreańsku. Że da się to również czytać i oglądać. Że da się wydać pieniądze i kupić na amazonie oryginalną płytę. Że po prostu da się...Amen
No właśnie, czy Davichi to kpop? Ciekawa sprawa i tyczy się nie tylko tej jednej grupy, bo nie tylko Davichi oferuje w Korei alternatywne brzmienie i nie tylko Davichi odnosi z nim sukcesy. Na listach Gaonu i Billboardu notorycznie bardzo wysoko notowane są podobne ballady z OST do różnych dram. Do tego dochodzi ten specyficzny koreański hip-hop, który również doskonale się sprzedaje - np. teraz na Billboardzie dzieli i rządzi Dynamic Duo. Paradoksalnie te wszystkie kolorowe girlsbandy i boysbandy w większości nie odnoszą tak spektakularnych sukcesów na listach przebojów. Ale summa summarum to właśnie SNSD, T-ara, Big Bang itd. itp. przynoszą największe pieniądze wytwórniom, bo fani tych grup nie poprzestają na kupowaniu płyt z muzyką.
OdpowiedzUsuńJa wrzucam niemal wszystko z Korei do jednego muzycznego, kpopowego worka właśnie ze względu na pieniądze. Davichi to CCM, ta sama wytwórnia co T-ara, 5dolls, Speed, pieniądze na działalnośc Davichi biorą się z kpopwego żródła. A nawet w wypadku artystów nie tworzących pod dużą marką, ta zależność pośrednio wciąż istnieje, bo to te wszystkie kolorowe grupy odpowiadają za to, że Korea ma co tydzień zatrzęsienie programów muzycznych we wszystkich poważnych sieciach, że ludzie na całym świecie szukają koreańskiej muzyki, że rynek jest tak bogaty, że jest gotów na podejmowanie ryzykownych projektów.