piątek, 1 listopada 2013

Fiestar - I Don't Know

Powinienem był się tego spodziewać. Teledysk do debiutanckiego nagrania Fiestar - "Vista" - też był dziwny. Sęk w tym, że ta dziwność niekoniecznie mu służyła, raczej sprowadzała do rangi ciekawostki - do obejrzenia raz. Chociaż możliwe, że po prostu znów nie ja byłem tutaj grupą docelową. Tak czy inaczej, Fiestar w mojej pamięci zapisało się jako grupa z teledysku w wersji tanecznej, a nie dziwnego, trwającego ponad 5 minut klipu brnącego donikąd.

Co to dokładnie oznacza? Że Fiestar to dla mnie grupka sześciu dziewczyn przystrojona w lekkie aegyo
 - z gatunku tego niewinnego, czy naturalnego, a nie przewalonego oczojebnym różem i innymi trudnymi do zaakceptowania kolorami. W dodatku jest to grupka z niezłym potencjałem - przynajmniej kilka przyzwoitych głosów, niezłe ruchy na scenie, ale też kilka twarzy, które zwracają uwagę. Na dokładkę za dziewczynami stoi grupa LOEN (na dziś dziewczyny pracują pod szyldem Collabodadi Label, które jest częścią LOEN Entertainment, jednego z wiodących wydawców - nie mylić z wytwórniami - na koreańskim rynku fonograficznym).

Przynajmniej jest to twarz Fiestar jaką ja pamiętam i chcę pamiętać, oparta głównie na przebojowej "Viście" i jej tanecznym teledysku. Tańczącego Vadera z wersji fabularnej(?) wyparłem z pamięci, tak jak i drugi projekt tego zespołu - "We Don't Stop" - który lądował gdzieś na pograniczu kategorii przeciętny i słaby (chodzi tak o muzykę, jak i teledysk).

Zacząłem tekst od słów "Powinienem był się tego spodziewać." Jak się pewnie domyślacie, nowy klip Fiestar nawiązuje do wszystkiego tego, o czym zapomniałem i nieco zmienia moje spojrzenie na grupę. Zmienia, chociaż niekoniecznie na minus. Teledysk znowu jest dziwny, szczególnie jeżeli ktoś nie bardzo ma doświadczenie z anime i humorem pokrewnym do tego z japońskich animacji dla młodzieży, jednak w moim wypadku klip zapunktował na plus i to duży. I żeby ktoś się nie zdziwił, choć piszę o anime, to klip nie jest animowany, to miał być tylko pewien wyznacznik rodzaju humoru.



Może to zupełnie szczeniackie z mojej strony, ale nie mogę przestać śmiać się z miny gościa, kiedy zapuszcza żurawia w dekolt dziewczyny, ten obraz w połączeniu z muzycznym mostem o trochę dziecinnym, a trochę kpiącym brzmieniu, po prostu wykańcza mięśnie mojej twarzy. No i jeszcze to innuendo z Pinokiem, którego zupełnie się nie spodziewałem i do tej pory nie chce mi się wierzyć, że zostało wepchnięte do tego klipu.

Nawet trochę żałuję, że żartów tego typu nie rozciągnięto na większą część piosenki, choć pojmuję tok rozumowania stojący za tą decyzją. Nie można przesadzić i nie można zrobić teledysku, który jest tylko jednym wielkim slapstickowym żartem - choćby z racji tego, że nawet w obecnej, zachowawczej formie, w wyraźny sposób odwraca uwagę od piosenki, a nie o to chodzi. No i pozostaje też kwestia połączenia obrazu z dźwiękiem. Te sceny bez stosownej ekspozycji popartej wspomnianym wcześniej motywem muzycznym po prostu już by tak nie bawiły.

Na duży plus zasługuje też refren z kolejną prostą, ale efektowną choreografią i nieco szaloną otoczką wizualną, która nawet tutaj pasuje. Najnudniej w utworze i klipie wypadają zwrotki i o ile muzycznie nie są najgorsze, szczególnie zważywszy na konwencję całości, to wizualnie, gdyby nie ładna dziewczyna, mogłyby być trudne to przetrwania. W ogóle trzeba przyznać, że stylizacje dziewczyn są mocnym punktem tej produkcji. Wokalistki wypadają atrakcyjnie, naturalnie i niewinnie, ale i dostatecznie dojrzale, przez co całość nie trąci tym dziwnym, podejrzanym wizerunkiem azjatyckiej lolity.

Co ciekawe, rozbierając na czynniki pierwsze ten projekt nie dostaje się elementów o jakiejś nadspodziewanej jakości. Wydaje się, że w tym wypadku wartość projektu jako całości znacznie przewyższa wartość sumy poszczególnych składników. Dlaczego tak się dzieje? Sednem jest zdecydowanie pomysł - świeży, ciekawy i bardzo dobrze wdrożony, który najprościej podsumować dawnym telewizyjnym sloganem "piwo  ;)  bezalkoholowe".

Cała ta seksualna podszewka bawi mnie tym bardziej, że jest ona obecna w absolutnie wszystkich tego typu projektach, nawet tych spod znaku maniakalnego aegyo, ale tutaj ktoś postanowił zgrabnie puścić oko do widza i słuichacza, zamiast znowu wypinać pupy do kamery. Nie to żebym miał coś przeciwko tradycyjnemu wypinaniu - po prostu to zawsze coś nowego.

Co do samej piosenki, to muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony wydaje mi się bardzo prosta i ze wszech miar banalna. Z drugiej strony trudno oczekiwać, żeby była inna przy takiej konwencji. W dodatku trzeba przyznać, że w świetny sposób podkreśla nie tylko tę niewinność utworu, ale także humorystyczny charakter całości. Koniec końców muszę ocenić ją pozytwnie, bo jest sympatyczna dla ucha i łatwo wchodzi w głowę.

Jestem bardzo ciekaw jak poradzi sobie ten oryginalny koncept. Dziewczyny mają za sobą olbrzymi potencjał marketingowy - na pewno zostaną dostrzeżone, na pewno będą dostatecznie promowane. Pytanie brzmi - czy publika to kupi? Fiestar ma zaledwie kilka dni żeby przekonać do siebie widzów i słuczaczy, bo w przyszłym tygodniu ruszają promocje Miss A - jednego z topowych girls bandów. Do tego YG Entertainment zapowiada w tym miesiącu powrót przynajmniej jednego z członków Big Bang - Taeyanga, a cała rzesza dużych premier wisi w powietrzu i wszyscy zarzekają się, że zdążą jeszcze w tym miesiącu/roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz