Czekałem, czekałem i się doczekałem. Norazo powróciło. Jeżeli znacie tę formację, to w zasadzie nie muszę już nic dodawać. Mimo to powinienem chyba w kilku zdaniach przygotować scenę pod ich występ, na wypadek osób niezaznajomionych z tematem. Bo Norazo atakujące znienacka może zabić.
Norazo to męski duet złożony z Jobina i Lee Hyuka. Śpiewają coś na pograniczu rocka, metalu i kpopu - takiego staroszkolnego kpopu, jeszcze sprzed panujących nam miłościwie SNSD, 2NE1 czy Big Bang. To już samo w sobie brzmi egzotycznie, ale na tym nie koniec, bo właściwie każda z ich piosenek, każda z kompozycji, każde z wykonań, a przede wszystkim teledysków - to coś w rodzaju żartu, przede wszystkim z muzycznych, a w szczególności kpopowych, konwencji.
Właściwie wszędzie na świecie są tacy prześmiewcy. W Polsce mieliśmy choćby Big Cyc, Anglicy mają Goldie Lookin' Chain, z USA warto wymienić Weird Al Yankovica czy Tenacious D. Oczywiście każda taka formacja ma swój własny styl i smak, kształtowany nie tylko przez gusta odbiorców, ale także przez materiał, na którym się wzorują. Właśnie dlatego, pomimo silnie rockowych inspiracji, Norazo może wydawać się bardzo, bardzo egzotyczne.
Nie, nie zdrzemnęliście się, to jest naprawdę. Osobiście uważam, że to całkiem niezła piosenka i całkiem niezły teledysk. Celem jest tutaj wywołanie "banana" na twarzy odbiorcy i w moim wypadku cel został zdecydowanie osiągnięty. Jeżeli interesuje Was tekst piosenki, odsyłam >>TUTAJ<<. Lektor z intra został zdubbingowany, natomiast angielskie tłumaczenie słów piosenki znajdziecie w opisie filmu.
Przy całej żartobliwej naturze nagrania, trzeba oddać, że refren jest chwytliwy. Głównie za sprawą stempla
rozpoznawczego Norazo, czyli pompatycznej epickości absurdalnie nieadekwatnej do obranej tematyki. Zwrotki też mają te wszystkie bliżej niesprecyzowane okrzyki, które pojawiają się w większości piosenek grupy. Jeżeli miałbym się czegoś czepiać to właśnie tego, że jest to kolejna piosenka Norazo - że sporo ich nagrań jest po prostu zrobionych na jedno - nomen omen - kopyto. Makrela, Superman - może nie są to klisze nuta w nutę, ale klimat i budowa tych kawałków wydają się bliźniaczo podobne.
Pewnie przymknąłbym na to wszystko oko, gdybym widział jakiś rozwój w obrębie formy - tak nie jest. Uważam "Wild Horse" za jeden z bardziej udanych projektów grupy, ale jednocześnie, w moim odczuciu, były już lepsze. Muzycznie zdecydowanie najciekawszą propozycją jest "Red Day", natomiast patrząc szerzej - na całe projekty - dla mnie bezkonkurencyjny jest "Superman", głównie ze względu na teledysk, ale piosenka też jest przebojowa. Oba kawałki z teledyskami i kilkoma słowami wytłumaczenia znajdziecie >>TUTAJ<<.
Jeżeli Norazo będzie promować tę piosenkę w programach telewizyjnych - a nie widzę dobrego powodu, by się powstrzymywało, promowali już wcześniej inne nagrania - to jestem bardzo ciekaw, co uda im się osiągnąć. Jeżeli idzie o stronę muzyczną, listopadowe hity na razie nie robią dużego wrażenia - ani Miss A z "Hush" (>>TUTAJ<<), ani Taeyang z "Ringa Linga"(>>TUTAJ<<) nie zrobili dość, by nazwać ich zdecydowanymi faworytami konfrontacji. Norazo w ojczyźnie jest dobrze znane także mainstreamowym odbiorcom, niedawno wygrali jeden z odcinków Immortal Song, a to jednak spore wyróżnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz